czwartek, 14 sierpnia 2014

Frekwencja, polityka, Kościół

Zbliżają się kolejne wybory – tym razem samorządowe. Ilu polskich obywateli tym razem pójdzie do urn? Czy tak, jak cztery lata temu, niespełna 50 procent? Jest jeszcze kilka miesięcy, których dobrze byłoby nie zmarnować. Moim zdaniem ważną rolę w zwiększeniu frekwencji wyborczej w Polsce może odegrać Kościół. Ale konieczna jest zmiana podejścia do tematu z jego strony.
 
 Wyniki frekwencji w wyborach w minionych dwóch dekadach powinny skłaniać nie tylko do rytualnych już niemal narzekań, ale do podjęcia zarówno refleksji, jak i intensywnych działań. Chodzi nie tylko o rozpoznanie możliwych przyczyn utrzymującego się od wielu lat stanu, lecz znalezienie sposobu, na jego zmianę. Wygląda na to, że znaczące zadanie ma tu do wypełnienia Kościół katolicki.
 
Pod względem liczebności udziału w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego Polska znalazła się w kontynentalnym ogonie. Do urn poszło mniej niż jedna czwarta uprawnionych. Marnym pocieszeniem jest fakt, że są w Europie kraje, które pod tym względem wypadły jeszcze gorzej. Trudno również uznać za wystarczające wytłumaczenie, że Parlament Europejski daleko i wielu mieszkańców naszego kraju nie odnosi jego działań bezpośrednio do swojej codziennej egzystencji, więc się nie interesuje jego składem. Łatwo sprawdzić, że w minionym ćwierćwieczu frekwencja wyborcza w Polsce tylko raz przekroczył 65 procent (w drugiej turze wyborów prezydenckich w roku 1995 - 68,23 procent). Absencja wyborcza po roku 1989 obejmuje zwykle od 30 do 50 procent uprawnionych. W wyborach do europarlamentu nigdy nie była mniejsza niż 75 procent.
 
Kościół ponagla
 
Nic dziwnego, że przed kolejnymi powszechnymi głosowaniami podejmowane są rozmaite akcje nakłaniające Polaków, aby wzięli w nich udział. Systematycznie włącza się do nich Kościół katolicki. Biskupi i księża w rozmaitych formach przekonują, że pójście do urna jest nie tylko prawem, ale także obowiązkiem. Również przed tegorocznymi majowymi wyborami katolicy otrzymali od swych pasterzy ponaglenie w tej kwestii. Z dwutygodniowym wyprzedzeniem Prezydium Konferencji Episkopatu Polski wydało „oświadczenie w sprawie wyborów do Parlamentu Europejskiego 2014”. Czytamy w nim m. in. „Najbliższe wybory do Parlamentu Europejskiego po raz kolejny przypominają nam wagę tej instytucji, a także naszą za nią odpowiedzialność. Wskazują też, że głosowanie jest prawem i obowiązkiem każdego obywatela. Poprzez wybór osób, którym na sercu leży autentyczne dobro Europy i Polski, możemy przyczynić się – jak zachęcał nas do tego św. Jan Paweł II – do budowania europejskiej wspólnoty ducha, opartej na duchowych wartościach, które ją kiedyś ukształtowały. Europę trzeba bowiem budować nie tylko na wartościach ekonomicznych, ale przede wszystkim opierając ją na tych wartościach duchowych, które budują solidny fundament jedności”.
 
Nasz episkopat włączył się w apel Biskupów Wspólnoty Europejskiej i przypomniał, że idąc do urn i oddając głos zgodnie z własnym dobrze uformowanym sumieniem, „poprzez naszych przedstawicieli, którzy będą działać w Parlamencie Europejskim w duchu św. Jana Pawła II –  my sami będziemy mogli wypełnić te zobowiązania, które w odniesieniu do budowania jedności europejskiej pozostawił nam św. Jan Paweł II”.
 
Odporni katolicy
 
Odwołanie się do św. Jana Pawła II, którego kanonizacja wciąż jeszcze bardzo świeżo jest obecna w sercach i umysłach wielu polskich katolików, niewiele wzmocniło skuteczność pasterskiego wezwania. Małą skutecznością wykazywały się podobne wezwania kierowane do wyborców w poprzednich latach, nawet wtedy, gdy sam sekretarz generalny KEP obwieszczał publicznie, że świadoma rezygnacja z udziału w wyborach parlamentarnych to „grzech zaniedbania”, a przewodniczący episkopatu przypomniał o obowiązku moralnym wzięcia udziału w głosowaniu. W 2007 r. we wszystkich kościołach w Polsce został odczytany list, w którym biskupi napisali m. in. „Bierność, izolowanie się, ucieczka w prywatność, sprzeciwiają się godności osoby ludzkiej, która z natury jest istotą społeczną i powinna być podmiotem, zasadą i celem wszystkich przedsięwzięć społecznych, także politycznych. Te naturalne zobowiązania, ciążące na każdym człowieku, są jeszcze wzmocnione przez wymogi wiary chrześcijańskiej”. Siedem lat temu do urn poszło w Polsce 53,88 procent uprawnionych.
 
Odporność znacznej części katolików nawet na tak stanowcze zachęty i mocne argumenty musi skłaniać do zastanowienia. Zwłaszcza w kraju, w którym obecność Kościoła w sferze politycznej uznaje za oczywistą zdecydowana większość liczących się w niej sił, a po wsparcie dla rozmaitych politycznych inicjatyw i pomysłów systematycznie zwracają się do niego przedstawiciele najróżniejszych opcji, także tych, którym wydawałoby się, z Kościołem nie po drodze.
 
Nowa mentalność
 
Myślę, że względna efektywność kościelnych wezwań do aktywności wyborczej w dużej mierze wynika z ich doraźności i podejściu do problemu niejako w kategoriach potrzeby chwili. Tymczasem niezbędna jest permanentna, systematyczna formacja, przygotowująca polskich katolików do świadomego i bardzo czynnego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym. Udziału, którego szczególną formą jest pójście do urn.
 
Biskup Rzymu Franciszek w adhortacji apostolskiej „Ewangelii gaudium” mówiąc o laikacie zwraca uwagę: „Nawet jeśli zauważa się większe uczestnictwo wielu w posługach świeckich, zaangażowanie to nie znajduje odzwierciedlenia w przenikaniu wartości chrześcijańskich do świata społecznego, politycznego i ekonomicznego. Wiele razy ogranicza się do zadań wewnątrzkościelnych bez rzeczywistego zaangażowania w zastosowanie Ewangelii w transformacji społeczeństwa” i dodaje, że formacja świeckich oraz ewangelizacja kategorii zawodowych i intelektualnych stanowią ważne wyzwanie duszpasterskie. Wyjaśnia też, że „Polityka, tak oczerniana, jest bardzo wzniosłym powołaniem, jest jedną z najcenniejszych form miłości, ponieważ szuka dobra wspólnego. Musimy się przekonać, że miłość «jest nie tylko zasadą relacji w skali mikro: więzi przyjacielskich, rodzinnych, małej grupy, ale także w skali makro: stosunków społecznych, ekonomicznych i politycznych»”. Wyraża również przekonanie, że otwarcie się na transcendencję mogłoby uformować nową mentalność polityczną i ekonomiczną, która pomogłaby przezwyciężyć absolutną dychotomię między ekonomią i wspólnym dobrem społecznym. A cytując biskupów z USA przypomina, iż bycie wiernym obywatelem stanowi cnotę, a uczestnictwo w życiu politycznym jest moralnym obowiązkiem.
 
Dusza i ciało
 
W ciągu ostatnich kilkunastu lat aktywność polityczna w Polsce w ogromnej mierze została sprowadzona do gry, opartej na sztucznie kreowanym konflikcie i powierzchownych emocjach. Tak jest prezentowana w mediach i tak postrzega ją spory odsetek obywateli, w tym również bardzo liczni katolicy. Wielu nie chce się zgodzić na takie rozumienie polityki, mają jednak poczucie osamotnienia i bezradności. W tej sytuacji Kościół wydaje się aktualnie jedyną siłą i jedyną instytucją, zdolną do podjęcia systematycznego kształtowania postaw obywatelskich znaczącej części społeczeństwa i uczenia na dużą skalę konstruktywnego, nastawionego na dobro wspólne, udziału w życiu politycznym. Aby wspólnota Kościoła mogła skutecznie podjąć to niezbędne dla przyszłości kraju zadanie niezbędne jest nie tylko opracowanie łatwych do realizacji programów formacyjnych adresowanych do świeckich, ale także zainicjowanie politycznej formacji duchowieństwa. Jej celem nie byłoby przygotowanie do wspierania konkretnych partii i ugrupowań istniejących na scenie politycznej, lecz do towarzyszenia świeckim podejmujących na różnych szczeblach aktywność i kształtowania ich sumień zgodnie z zapisanym przez Benedykta XVI wskazaniem: „Sprawiedliwy porządek społeczeństwa i państwa jest centralnym zadaniem polityki”.
 
Abp Stanisław Gądecki, już jako przewodniczący KEP, 3 maja br. powiedział na Jasnej Górze: „Państwo i Kościół nie są tylko dwoma instytucjami żyjącymi obok siebie swoim własnym, autonomicznym życiem. To są dwie instytucje zdane na siebie, i to zdane na podobieństwo związku ciała z duszą. Kościół, jeśli jest autentyczny winien duszą państwa. Bez duchowych wartości, jakie przynosi Kościoła ciało państwa obumiera. Dla niektórych może to brzmieć prowokacyjnie, ale taka jest prawda”. Wygląda na to, że w sferze politycznej państwo polskie jest dziś bardziej zdane na Kościół, jako duszę, niż się to niejednemu wydaje.