czwartek, 26 września 2013

O tym, dlaczego kupiłem pewną książkę

Zastanawiam się, czy to, co zrobiłem, jest czymś dziwnym czy naturalnym. W czym rzecz? W tym, że czytając całość wywiadu z papieżem Franciszkiem, kupiłem e-booka. Kupiłem go w trakcie czytania tekstu rozmowy z biskupem Rzymu. Czytałem wywiad na ekranie komputera, więc przeskoczenie do księgarni internetowej i kupienie książki, to była tak naprawdę kwestia kilku kliknięć. Właściwie mogę powiedzieć, że nabyłem książkę bez przerywania lektury wywiadu.

Jaką książkę kupiłem? „Narzeczonych” Alessandro Manzoniego. Dlaczego? Przyznaję się bez wstydu. Dlatego, że Franciszek w rozmowie z Antonio Spadaro powiedział: „Czytałem trzykrotnie »Narzeczonych« Manzoniego, trzymam tę książkę znów na stole, żeby do niej wrócić. Manzoni wiele mi dał. Moja babcia, kiedy byłem mały, nauczyła mnie na pamięć początku: »Ta odnoga jeziora Como, która skręca na południe między dwoma nieprzerwanymi łańcuchami gór...«”.

Kupiłem książkę, bo Franciszek czytał ją trzy razy i planuje przeczytać po raz czwarty. Kupiłem książkę, bo Papież powiedział, że jest ona dla niego ważna. Bo to jedna z tych książek, które nie tylko mają dla niego znaczenie, ale go kształtowały. Kupiłem „Narzeczonych” Manzoniego, bo nie czytałem tej książki i w trakcie lektury wywiadu z Franciszkiem odkryłem bardzo poważny brak i lukę nie tylko w moim oczytaniu. Także w możliwości rozumienia Papieża. Możliwości jak najlepszego podążania za tokiem jego rozumowania i widzenia świata. Możliwości odnajdywania z nim, nawet bez ruszania się z domu, jak największej bliskości. Tej bliskości, o której Franciszek tak często mówi.

Nie pierwszy raz w życiu szukam bliskości z drugim człowiekiem, dróg, do jak najlepszego zrozumienia go, jego myślenia, jego sposobu odbierania świata, jego wrażliwości i reakcji, przez sięganie do tych samych przeczytanych książek, obejrzanych filmów, słuchanej muzyki, zobaczonych obrazów. To pomaga. Tworzy pewne pole wspólne. Pozwala znaleźć punkty styczne. Miejsca porozumienia. I tematy do rozmowy.

Kilka dni temu o. Maciej Zięba pisząc w „Rzeczpospolitej” na temat obrazu Kościoła i ludziach zatroskanych o jego dobro, stwierdził: „Różnią się w jego odczytywaniu, często w sposób znaczący, z powodów różnorakich doświadczeń, różnic w wykształceniu, indywidualnej wrażliwości, różnorodnych powołań w Kościele, ale nadal są braćmi (i – pamiętając o kobietach – siostrami) w Chrystusie”. Dodał, że każdy z nas, każdy człowiek, pracuje na innej bazie egzystencjalnych danych, intelektualnych i emocjonalnych, każdy też urodził się w innym punkcie czasoprzestrzeni, odebrał inne wychowanie oraz wykształcenie, ma odmienną wrażliwość i estetykę. O. Zięba wskazał, że może to być podstawa do budowy „wspólnoty komplementarnych talentów”, ale też powód do podziałów i kłótni. Myślę, że właśnie dlatego tak ważne jest, ile książek, filmów, muzyki, obrazów, mamy wspólnych z innymi. Dlatego kupiłem książkę, którą już trzy razy czytał Franciszek. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

wtorek, 24 września 2013

Jak zostać matką Jezusa?

Przyszli do Jezusa Jego matka i bracia, lecz nie mogli się dostać do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: "Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą". Lecz On im odpowiedział: "Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je". (Łk 8,19-21)

Czyżby Jezus wyrzekał się swojej Matki? Czyżby lekceważył swoich krewnych, za nic miał więzy krwi? Nic podobnego. Jak już dawno wyjaśnił między innymi zmarły w ubiegłym roku wybitny biblista ks. Józef Kudasiewicz, Jezus nie wyrzeka się swej Matki i swych krewnych, lecz na tej samej płaszczyźnie bliskości stawia swoich uczniów, tych, którzy słuchają słowa Bożego i je wypełniają w życiu. To niesamowity awans, to nadspodziewane wyróżnienie. Ci, którzy z wiarą przyjmują słowo Boże, wchodzą do duchowej rodziny samego Jezusa Chrystusa, Bożego Syna. Stają się dla Niego tak ważni i tak bliscy, jak najbliżsi krewni. „Chrześcijanin jest więc spokrewniony z Jezusem w sensie duchowym, ma prawo zwracać się do Chrystusa wezwaniem ‘Bracie’...” – tłumaczył ksiądz profesor Kudasiewicz i dodawał, że ta bliskość między Jezusem a Jego uczniami przenosi się na relacje uczniów między sobą. Wszyscy jesteśmy braćmi w Chrystusie.

Ale w tej krótkiej deklaracji Jezusa jest coś jeszcze. Coś bardzo ważnego, na co rzadko zwracamy uwagę. Przed piętnastoma wiekami papież Grzegorz Wielki powiedział: „Nic w tym dziwnego, iż ten, kto czyni wolę Ojca, jest nazwany bratem i siostrą Pana — słowa te dotyczą obu płci powołanych do wiary. Dziwne jest jednak bardzo, iż Pan nazywa kogoś swoją matką... Jak jednak można stać się Jego matką? Ten, kto przez wiarę staje się bratem i siostrą Chrystusa, stanie się Jego matką, kiedy będzie Go głosił innym. Rodzi Pana, kto wlewa Go w serce słuchającego. Staje się Jego matką, jeśli swoim nauczaniem rodzi miłość Pana w sercu bliźniego”.

Przypominając tę wypowiedź Następcy św. Piotra, który zwany jest nie tylko Wielkim, ale też Dialogiem, o. Jacek Salij zaapelował: „Słowa Pana Jezusa o tym, kto jest Jego bratem i siostrą i matką, niech skłonią nas do postawienia sobie dwóch pytań: Czy Chrystus może o mnie powiedzieć, że ja jestem Jego bratem lub siostrą? I czy ja uczestniczę już jakoś w macierzyństwie Kościoła? Czy staram się przyczynić do tego, żeby Chrystus Pan rodził się również w innych ludziach?”. stukam.pl


Komentarz dla Radia eM

czwartek, 19 września 2013

Mówi się, że pokora jest cnotą chrześcijańską

Wpadłem ostatnio w spór z młodym, dobrze się zapowiadającym przedsiębiorcą. A wszystko przez to, że skrzywiłem się okropnie i przerażająco, gdy on, tłumacząc mi mechanizmy, jakimi posługuje się w drodze do sukcesu, a jakie odrzuca, przywołał nagle stare powiedzenie „Pokorne cielę dwie matki ssie”. Uśmiechnął się dwuznacznie i oznajmił: „Już nasi ojcowie wiedzieli, że pokora to bardzo opłacalna postawa”.

„Szanowny pan nie rozumie tego powiedzenia” – zauważyłem cierpko. I żeby nie pozostać gołosłownym, przytoczyłem mu interpretację przysłowia, przygotowaną przez poważną instytucję naukową. „W jego podstawowym użyciu mamy do czynienia raczej z pochwałą posłuszeństwa, które jakoby spotyka się z nagrodą, i to podwójną”.

Kandydat na rekina biznesu wytrzeszczył na mnie oczy i pokręcił z niedowierzaniem głową. „Widzę, że ksiądz zamierza teraz wygłosić kazanie o pokorze” – powiedział niechętnie, sugerując brak zainteresowania ewentualną przemową.

Rozważałem przez chwilę, czy kontynuować temat, gdy przedsiębiorca przedstawił kolejną istotną deklarację. „Pokora jest wymówką słabych i nieudolnych” – ocenił raczej ze smutkiem niż zaczepnie. „Ktoś napisał, że pokora to tylko romantyczne służalstwo. Zgadzam się z tym” – dorzucił bez entuzjazmu.

Nie spodziewałem się akurat w tej rozmowie cytowania japońskiego pisarza, więc milczałem zaskoczony, ale po chwili też odpowiedziałem cytatem. „Pokora nie jest słabością, ale wielką potęgą człowieka, dlatego, że miłość jest potęgą” – posłużyłem się słowami księdza Jana Twardowskiego. I zaraz uzupełniłem wyimkiem z Chestertona: „Pokora rodzi olbrzymów”.

Nie wyglądał na przekonanego. Machnął ręką, jakby odganiał niebezpieczną, agresywną osę i zajął się otwieraniem butelki wody mineralnej. Niegazowanej.

Zacząłem się zastanawiać, dlaczego pokora ma dzisiaj taką marną opinię i jeśli już jest uwzględniana, to raczej w kategoriach cynicznego chwytu niż rzeczywistej wartości. Ponieważ akurat łyknąłem sporą dawkę powieści Agaty Christie, przyplątał mi się w myślach fragment ze „Spotkania w Bagdadzie”: „Może człowiek staje się szaleńcem, kiedy próbuje odgrywać rolę boga. Mówi się, że pokora jest cnotą chrześcijańską, teraz rozumiem dlaczego. Pokora pozwala zachować rozum i człowieczeństwo”.

Mówi się? Chyba nie za często. Coś mi się wydaje, że w ogóle o wiele więcej mówi się teraz o grzechach i wadach niż o cnotach. Chyba najwyższy czas to zmienić. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

czwartek, 12 września 2013

Krótki tekst o kształtowaniu

Bywa, że nawet z przypadkowo spotkanymi ludźmi rozmawiam o tym, co mnie i moich rozmówców kształtowało. Lubię te rozmowy. Lubię ten moment, kiedy ktoś wgląda nie tylko we własną przeszłość, ale też w samego siebie, aby odnaleźć ważne punkty na drodze swego rozwoju, wzrostu i dojrzewania. Sam zresztą też coraz częściej łapię się na tym, że staram się odnaleźć i oznaczyć niczym ważne lokalizacje na mapie, chwile, miejsca, zdarzenia, osoby, które wpłynęły na to, kim dzisiaj jestem i jaki jestem.

Lubię też to specyficzne drgniecie serca, gdy mój rozmówca czy rozmówczyni wymieni ten sam istotny punkt, który sam odnotowuję na swojej życiowej osi czasu.

Jedno ze zdań, które owo drgniecie mojego serca wywołują, brzmi: „Kształtowały mnie Piekary”. Cieszę się za każdym razem, gdy ktoś tak powie, a zdarzyło mi się to już wielokrotnie. Zaczynam w tym momencie odczuwać trudną do sprecyzowania, a nawet do nazwania specyficzną więź z tym człowiekiem. Bo sam też uważam, że kształtowało mnie i nadal kształtuje piekarskie sanktuarium, jego przedziwna atmosfera, spowodowana wyczuwalną i niemal namacalną obecnością Maryi.

Jednym z moich ulubionych tekstów dotyczących Piekar, jest „Orędzie w sprawie koronacji Matki Bożej Piekarskiej” ks. Augusta Hlonda z roku 1925, które w całości brzmi tak:

„Ludu śląski!

Ktokolwiek dochodzi przyczyn twej głębokiej wiary, musi pójść do Piekar. Bez nich nie można ani twej duszy zrozumieć, ani twego życia religijnego ogarnąć. Tylko ten je zupełnie pojmie, kto cię widział przed cudownym obrazem i przejrzał związek między nim a tobą.

Bo Piekary to filar, na którym sama Opatrzność oparła twą wiarę. Piekary to żywa krynica, z której z woli Bożej Matka Najświętsza na Śląsk cały strumieniami rozlewa przeróżne łaski ku ukojeniu serc. Piekary to twoje chluba i twój skarb, twoja tradycja serdeczna i twa święta potrzeba.

Obraz piekarski nie tylko z marmurowego ołtarza spoglądał niebiańskim wzrokiem na śląskie pokolenia. On każdy śląski dom zdobił. W kapliczkach przydrożnych i na drzewach pobożną ręką zawieszony, na każdym kroku o wierze mówił i o życiu z wiary. Szczególnie zaś w duszach błyszczał gorących, ufność w nich budząc, i wielkie, święte myśli.

Tak klękały przed cudownym obrazem pokolenia, jedno po drugim. A dzisiejszy Śląsk, ogarnięty wielkością swej dziejowej chwili, również cały przed nim się korzy, o łaski prosząc wielkie na drogę swego pochodu. Co więcej. Śląsk przełomowy, wolny i wdzięczny, korony niesie złote Piekarskiej Matce Boskiej w hołdzie. W Rzymie je Papież święcił dłonią i sercem. A tu je w obliczu całej Polski, ludu śląski, w ręce kładziesz Prymasa, by nimi skronie twej przemożnej a ukochanej Patronki uwieńczył, w imieniu Papieża i w twym imieniu, w imieniu twej historii i w imieniu przyszłych pokoleń.

W świętym drżeniu i ze ślubami na ustach ukoronuj, ludu śląski, swą Matkę i Królowę, aby ci jej obraz poprzez dymy fabryczne i życiowe opary odtąd jeszcze większym blaskiem świecił, boże drogi ci wskazując i kierunki.

Szczęśliwy Śląsku! Czcij i kochaj swe Piekary!” stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

środa, 11 września 2013

Nic nadzwyczajnego?

Zdarzyło się, że Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga.
 
Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.
 
Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu, przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia.
 
A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich. (Łk 6,12-19)

Niby nic nadzwyczajnego. Prosty opis wyboru dwunastu Apostołów, dokonanego przez Jezusa. A jednak, gdy się wczytać uważnie, okazuje się, że jest to pełna głębokich przesłań relacja o powstawaniu Kościoła.

Niektórzy komentatorzy biblijni porównują Jezusa w tej opowieści do Mojżesza, który najpierw wstąpił na górę i przebywał z Bogiem, a potem zszedł do ludu, aby wypełnić swoją misję.

Jezus najpierw się modlił. Rozmawiał z Ojcem. Długo. Całą noc. Dopiero po tej rozmowie, po modlitwie, wybrał Dwunastu. I tu drobny, ale bardzo istotny szczegół. Chrystus dokonał wyboru na górze. Przywołał ich do siebie w miejsce, w którym się modlił. Można powiedzieć, że ich podciągnął na wyższy poziom. A w tym, jak ich nazwał, zawarta jest misja, do której ich powołał i wyznaczył. Apostoł, to wysłannik.

Dopiero potem zeszli z góry, do ludu. Po to, aby wypełnić swoją misję. Jezus po to, aby wypełnić misję zbawienia świata, apostołowie po to, aby wypełnić misję głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu.

Na równinie czekało mnóstwo ludzi. Z najróżniejszych stron. Ludzi, którzy podjęli trud, wysiłek, aby Jezusa słuchać i znaleźć u Niego uzdrowienie. To ludzie otwarci, zdolni do wiary, do zaufania Jezusowi. To ludzie, jakich i dzisiaj mnóstwo na całym świecie. stukam.pl

Komentarz dla Radia eM

piątek, 6 września 2013

Sprawa powrotów

Wcześniej czy później przychodzi chwila, w której tego tematu po prostu nie da się uniknąć. Pojawia się w formie pytania, na przykład takiego: „To co, wracamy?” albo w formie stwierdzenia faktu, mającego często wymiar rozkazu lub przynajmniej polecenia: „Wracamy”.

Powrót. Czy to coś dobrego, czy złego? Dobrze jest wracać, czy źle? Chcemy wracać, czy nie?

Utkwiły mi głowie usłyszane kilka dni temu słowa pewnej matki, która mając na myśli koniec wakacji i początek roku szkolnego, powiedziała: „Trzeba będzie wrócić do tego kieraciku”. W ciągu niespełna tygodnia podobnych westchnień usłyszałem kilka, od różnych kobiet. Wsłuchiwałem się w nie, usiłując odnaleźć w brzmieniu wypowiadanych słów, w zabarwieniu głosu, sygnał, czy to powrót wyczekiwany, upragniony, czy też niepożądany. Odniosłem wrażenie, że jednak – mimo łączących się z tym powrotem licznych obowiązków, które jedna z moich znajomych na Facebooku zapisała skrótowo: „Dowożenie, odwożenie, przywożenie, cuda na kiju. Odrabianki, lektury, matematyka” - była w tych słowach jakaś tęsknota, nostalgia, pragnienie powrotu.

Nostalgia. Milan Kundera stwierdził, że „Nostalgia jest cierpieniem spowodowanym niespełnionym pragnieniem powrotu”. Zwykle nostalgię łączy się z tęsknotą za ojczyzną. Ale czy nie ma ona też innych wymiarów? Tych bardziej szczegółowych, zakorzenionych w drobnostkach, budujących codzienność?

To prawda, że zdarzają się złe powroty. Powroty niechciane. Powroty do miejsc i ludzi naznaczonych złem, bólem, strachem, agresją, krzywdą, rozczarowaniem, zawodem. Stronimy od takich powrotów. Jeśli są nieuniknione, a przynajmniej jeśli jako takie się jawią, człowiek instynktownie stara się je opóźnić, odsunąć w czasie, jak tylko się da najdalej. Nie chce nawet wracać do wspomnień wypełnionych takimi ludźmi i miejscami. Próbuje je wymazać z pamięci, oczyścić ją, zresetować.

Ale chyba w skali świata dobrych, wymarzonych, wytęsknionych i upragnionych powrotów jest więcej. Powrotów, które dają nie tylko poczucie wejścia w znane, bezpieczne koleiny. Powrotów, które dają nową porcję poczucia własnej wartości, uświadamiają wagę i znaczenie tego, co już było, w zupełnie nowej perspektywie, perspektywie teraźniejszości i przyszłości.

Zdarzyło mi się podczas tegorocznych wakacji wrócić do niektórych miejsc i ludzi po ponad dwudziestu latach nieobecności. Nie czułem się obco. Nie znalazłem się w sytuacji archeologa, odkopującego skorupy nieznanych dzbanów i misek. Okazało się, że w pewien sposób byłem tam przez cały ten czas.

Autor „Małego Księcia” doszedł do wniosku, że „Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu”. No właśnie. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

czwartek, 5 września 2013

Kontrowersje

Pracując od dziesięcioleci "w słowie", dostrzegam u siebie wyczulenie na sformułowania, a nawet pojedyncze słowa, które - w moim odczuciu - znajdują się w niewłaściwym miejscu. Zauważam je m. in. wtedy, gdy ich obecność zmienia przekaz lub nadaje mu jakieś zabarwienie - emocjonalne, polityczne, ideologiczne itp.

Natrafiłem przed chwilą na stronach "Rzeczpospolitej" na agencyjną informację zatytułowaną "Sondaż: Kościół ma za duży wpływ na politykę".

Czytam. Jeszcze raz czytam. I jeszcze raz. Bo coś mi zgrzyta.

Właściwie wiem od początku, co to tak zakłóca mi lekturę, ale wolę się upewnić.

Po trzecim czytaniu jestem pewien, co wydaje mi się nie na miejscu. Jedno słowo. "Kontrowersje".

Jest w tej wiadomości obszerny fragment poświęcony kwestii aborcji, który dla jasności wywodu zamieszczam tu cały. Brzmi następująco:

"Opinia publiczna pozostaje natomiast podzielona co do ogólnej oceny obecnie obowiązującej ustawy, regulującej dopuszczalność aborcji w Polsce. Zbliżone grupy respondentów opowiadają się za utrzymaniem obecnego stanu prawnego (38 proc.) oraz liberalizacją obecnie obowiązującej ustawy (36 proc.). Stosunkowo niewielkie jest natomiast poparcie dla zaostrzenia prawa antyaborcyjnego - takie rozwiązanie popiera 12 proc. badanych Polek i Polaków.

Większość ankietowanych opowiada się za utrzymaniem możliwości legalnego przerywania ciąży dokładnie w tych trzech przypadkach, które obejmuje obecnie obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Polacy są zdecydowanymi zwolennikami możliwości przerwania ciąży, gdy zagrożone jest życie kobiety (82 proc.), zagrożone jest zdrowie kobiety (78 proc.), ciąża jest wynikiem przestępstwa (78 proc.). Nawet osoby określające się jako bardzo religijne w 70 proc. są zwolennikami możliwości przerywania ciąży w tych przypadkach.

Tylko nieco mniej respondentów jest skłonnych zaakceptować możliwość aborcji ze względu na stwierdzone nieodwracalne uszkodzenie płodu (70 proc.). W takim wypadku mniej niż połowa respondentów określających się jako bardzo religijni dopuściłaby taką możliwość.

Kontrowersje (wytłuszczenie ks. A. S.) budzi przerywanie ciąży z powodu trudnej sytuacji osobistej bądź dlatego, że kobieta nie chce mieć dziecka. Dla porównania: w 1992 r. za możliwością dokonania aborcji ze względu na trudną sytuację bytową, materialną lub rodzinną opowiadała się ponad połowa respondentów. Obecnie taką możliwość dopuszcza jedna trzecia badanych".

Przeczytałem rzecz trzy razy i wciąż nie wiem, dlaczego słowo "kontrowersje" znalazło się akurat w tym miejscu. Dlaczego właśnie ta sprawa zdaniem agencji budzi kontrowersje. Dlaczego nie budzi jej "Stosunkowo niewielkie jest natomiast poparcie dla zaostrzenia prawa antyaborcyjnego". Albo to, że "Nawet osoby określające się jako bardzo religijne w 70 proc. są zwolennikami możliwości przerywania ciąży" w "tych trzech przypadkach, które obejmuje obecnie obowiązująca ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży".

Szukając powodu kontrowersyjności właśnie tej jednej kwestii znalazłem tylko jeden. Zmniejszenie liczby zwolenników zabijania dzieci w brzuchach matek. "...w 1992 r. za możliwością dokonania aborcji ze względu na trudną sytuację bytową, materialną lub rodzinną opowiadała się ponad połowa respondentów. Obecnie taką możliwość dopuszcza jedna trzecia badanych". Dwadzieścia jeden lat temu "za" było ponad 50 procent. Teraz - trzydzieści kilka procent.

Ktoś powie, że się czepiam. Być może. Ale zapewniam, że obecność tego jednego słowa u wielu czytelników spowoduje zupełnie inny odbiór informacji, niż gdyby ten jeden jedyny wynik sondażu nie budził "kontrowersji".
 stukam.pl

wtorek, 3 września 2013

Jezus i zło

Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jezusa było pełne mocy.
 
 A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy: „Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
 
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody.
 
 Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: „Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą”.
 
I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy. (Łk 4,31-37)

U niektórych ludzi można dostrzec fascynację złem. Szukają, go tropią, czyniąc z walki ze złem sens swojego życia i istotę wiary.

A jak wobec zła zachowuje się Jezus?

Chrystus nie fascynuje się złem. Nie skupia się na tym, aby go w każdym miejscu i w każdym człowieku wypatrywać. Jednak gdy ono pojawia się na Jego drodze, jest bardzo stanowczy i zdecydowany.

W opisanej przez św. Łukasza ewangelistę sytuacji Jezus nie podejmuje ze złem dialogu. Nie pozwala mu się wypowiadać, mimo, że zły duch, który opanował człowieka, mówi prawdę. Prawdę o Chrystusie. Bo jak czytamy w jednym z komentarzy biblijnym, to nie złe duchy są od objawiania światu, kim jest Jezus Chrystus. To objawią Jego męka i Zmartwychwstanie.

Jezus nie debatuje ze złem, lecz mu rozkazuje. Każde mu milczeć i opuścić człowieka. W ten sposób uwalnia człowieka, wyzwala go z niewoli zła.

Chrystus nie fascynuje się złem, ale też go nie lekceważy, nie ignoruje, nie przechodzi wobec niego obojętnie, nie przymyka oczu w imię czegoś, co dziś błędnie nazywamy tolerancją. Nie daje się nabierać na pochlebstwa i piękne słówka. Oddziela zło od człowieka. Nie pozwala, bo zrobiło mu krzywdę. By postawiło na swoim. Ma nad nim władzę. Ono nie jest i nie może być silniejsze od Boga. Nigdy. stukam.pl

Komentarz dla Radia eM

niedziela, 1 września 2013

Poprawiacze

Moje życiowe doświadczenie podpowiada mi, że jeżeli coś w miarę dobrze funkcjonuje, trzeba bardzo uważać na tych, którzy koniecznie chcą radykalnie rzecz poprawiać. Przez ponad pół wieku życia zdążyłem się już przekonać, że takie inicjatywy w zdecydowanej większości kończą się nie polepszeniem, lecz pogorszeniem sytuacji. I moją, oraz innych stratą.

Właśnie do mojej kolekcji potwierdzeń reguły, że poprawiaczy warto trzymać z daleka od czegoś, co jako tako funkcjonuje, dzisiaj doszła kolejna perełka.

Z przyczyn ode mnie niezależnych, bo technicznych, skazany jestem na korzystanie z analogowej kablówki UPC. Nie mam innych możliwości. Należę więc do prawie półmilionowej grupy ludzi w Polsce.

Ta półmilionowa grupa widzów straciła 1 września br. możliwość oglądania TVP.Info w swoich odbiornikach. Władze kablówki zadecydowały, że dotychczasowe miejsce TVP zajmie utworzona właśnie TVP Regionalna, czyli lokalny ośrodek TVP (który w niedzielę rano najwyraźniej nie miał żadnego pomysłu na jakiś interesujący program). TVP.Info jest dostępne tylko w UPC cyfrowej, która dla mnie ze względów technicznych, jest niedostępna. No cóż, właściciel kablówki może sobie decydować, co i gdzie udostępnia. Trudno.

Przypomniało mi się jednak, że TVP.Info od pewnego czasu jest nadawana w Internecie pod adresem tvpstream.tvp.pl.

No to uruchomiłem w komputerze. I co?

Jak to co. Zamiast TVP.Info jest nadawana... Zgadliście. TVP Regionalna.

Z tego miejsca gratuluję poprawiaczom z TVP skutecznego odcięcia tysięcy ludzi od publicznego kanału informacyjnego.

Zapewne dostaną za to osiągnięcie wysokie nagrody. Powinny je ufundować i wypłacić komercyjne infotainmenty... stukam.pl