czwartek, 30 maja 2013

Bóg, który schodzi z ołtarza

Ktoś zadał w Internecie pytanie „Czy Boże Ciało to kościelny 1 maja?”. Chociaż wiem, że zrobił to co prawda prowokacyjnie, to jednak w dobrej wierze, jednak poczułem się dotknięty, a nawet zrobiło mi się przykroi przez samo zestawienie. Być może dlatego, że z 1 maja raczej nie mam dobrych skojarzeń, a z uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, zwaną potocznie i skrótowo Bożym Ciałem, mam. Nawet te na poziomie podstawowym. Na pochód chodziło się pod przymusem. Na Boże Ciało – wręcz przeciwnie.

Od zawsze poruszały mnie słowa kościelnej pieśni:

„Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba, * pod przymiotami ukryty chleba! * Zagrody nasze widzieć przychodzi * i jak się dzieciom Jego powodzi.
Otocz Go wkoło, rzeszo wybrana, * przed Twoim Bogiem zginaj kolana! * Pieśń chwały Jego śpiewaj z weselem, * On twoim Ojcem, On przyjacielem.
Nie dosyć było to dla człowieka, * że na ołtarzu co dzień go czeka: * sam ludu swego odwiedza ściany, * bo pragnie bawić między ziemiany.
Zielem, kwiatami ścielcie Mu drogi, * którędy Pańskie iść będą nogi! * I okrzyknijcie na wszystkie strony: * "Pośród nas idzie Błogosławiony!"...”.

Pieśń, jak słychać po używanych w nim sformułowaniach, nie nowa, ale przecież niczego nie straciła na aktualności. Opowiada prostą i zrozumiałą, a przecież niesamowitą historię o Bogu, który schodzi z ołtarza, wychodzi ze świątyni, aby być wśród swoich wyznawców.

Z tym Bożym wychodzeniem łączy się coś jeszcze, niesłuchanie ważnego. Procesja Bożego Ciała to właściwie jedyna okazja w roku, kiedy tak wyraźnie widać, tak jednoznacznie można zobaczyć, że ulicami naszych miejscowości idziemy za Jezusem Chrystusem. To wyjątkowa okazja, kiedy wszyscy wokół mogą zobaczyć, iż faktycznie odpowiadamy na skierowane do człowieka przez Jezusa wezwanie „Pójdź za Mną”.

Tu natychmiast kojarzą mi się słowa, które dosłownie dwa dni przed tegorocznym Bożym Ciałem powiedział papież Franciszek. O pójściu za Chrystusem mówił w taki sposób: „Tak, gotowi jesteśmy pójść za Jezusem, ale tylko do pewnego momentu. Pójść za Jezusem jako pewna postać kultury: jestem chrześcijaninem, mam tę kulturę ... Ale bez wymagania prawdziwego naśladowania Jezusa, wymogu, aby iść Jego drogą. Jeśli naśladujemy Jezusa jako pewną propozycję kulturową, wykorzystujemy tę drogę do awansu, aby mieć więcej władzy. A historia Kościoła jest tego pełna, począwszy od niektórych cesarzy i następnie wielu władców i ludzi, nieprawdaż? A nawet niektórzy - nie powiedziałbym, że wielu, ale niektórzy - księża, biskupi, nieprawdaż? Niektórzy mówią, że jest ich wielu ... ale niektórzy, uważający, że pójście za Jezusem jest robieniem kariery...”.

Słuchając tych papieskich słów jedni dzisiaj mogą sobie zadać pytanie: „Dlaczego poszedłem w procesji za Chrystusem?”, a inni „Dlaczego dzisiaj w procesji za Jezusem nie poszedłem?”. Tak czy owak, pytania warte odpowiedzi. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

środa, 29 maja 2013

Po co przyszedł



"Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu". Pamiętasz o tym?

wtorek, 28 maja 2013

poniedziałek, 27 maja 2013

Bóg i minimalizm

Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: "Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?"

Jezus mu rzekł: "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę". On Mu rzekł: "Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości". Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną". Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: "Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego". Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: "Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego". A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: "Któż więc może się zbawić?"

Jezus spojrzał na nich i rzekł: "U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe". (Mk 10,17-27)

Jeden z komentarzy biblijnych do tego fragmentu Ewangelii według św. Marka zwraca uwagę, że Bóg prowadzi ludzi do zbawienia rozmaitymi drogami i stawia im różne wymagania. Jest oczywiście pewne minimum, obowiązujące wszystkich – to przestrzeganie przykazań. „Od tych zaś, którzy szukają w życiu ‘czegoś więcej’, Bóg oczekuje większego wyrzeczenia” – napisał autor komentarza.

Problem minimalizmu w relacjach z Bogiem nie jest niczym nowym. Jeśli przyjrzeć się, na przykład, niektórym przykazaniom kościelnym, łatwo dostrzec, że są one odpowiedzią właśnie na oczekiwania tych, którzy chcą znać dolną granicę wymagań. Raz po raz pada w nich słowo „Przynajmniej”.

Czy jednak Jezus przyszedł na świat, aby nas instruować, jak najmniejszym możliwym wysiłkiem „być w porządku” wobec Boga?

Nie. Jezus przyszedł, aby wskazać ludziom drogę do życia wiecznego, do zbawienia. Nie jest ona wygodną podróżą w luksusowych warunkach. Wymaga wyrzeczeń.

Za każdym razem, gdy słyszę opowieść o spotkaniu Jezusa z bogatym człowiekiem, przypomina mi się pytanie, które dawno temu zadał pewien ksiądz. „Mówisz, że idziesz za Chrystusem? To powiedz mi, z czego dla Niego zrezygnowałeś?”. stukam.pl

Komentarz dla Radia eM

niedziela, 26 maja 2013

sobota, 25 maja 2013

piątek, 24 maja 2013

czwartek, 23 maja 2013

Czym jest pokora

W związku z moim niedawnym felietonem o słowach zwrócił mi ktoś uwagę na interesujące zjawisko. Polega ono na tym, że słowa zachowują się trochę jak ludzie. Na przykład znikają z przestrzeni publicznej na jakiś czas, po czym wracają - bywa, że trochę zmienione - i zaczynają na nowo funkcjonować w dość skromnym zestawie wyrazów, których używamy na co dzień. Ta uwaga zbiegła się w czasie ze spostrzeżeniem jednego z moich znajomych, który przerzucając jakieś czasopismo skonstatował: „Wygląda, jakby przed papieżem Franciszkiem pokora nie istniała”.

Rzeczywiście, pokora to słowo, które w ostatnich tygodniach wróciło do łask. Raz po raz ktoś je wyciąga, niczym królika z kapelusza i obraca na wszystkie strony, jakby dokonał dziejowego odkrycia. Nawet bulwarówki przeprowadzają dziennikarskie śledztwa, szukając odpowiedzi na pytania w rodzaju „Skąd się bierze pokora papieża Franciszka?”.

Ponieważ modne są dzisiaj skojarzenia, postanowiłem się dowiedzieć, co też ludziom w okolicy przychodzi na myśl, gdy pada słowo „pokora”. No i od razu wpadka. „Pokorne cielę dwie matki ssie?” – lekko pytającym tonem odrzekł pierwszy indagowany. A gdy dostrzegł moją zawiedzioną minę, szybko dodał: „Czego się ksiądz krzywi, przecież to pozytywne przesłanie” i doradził mi, żebym sprawdził w Internecie interpretację zacytowanego przysłowia. Sprawdziłem. Ze stron jednej bardzo poważnej poradni językowej dowiedziałem się, iż „Może się oczywiście zdarzyć, że ktoś przysłowia „Pokorne cielę dwie matki ssie” użyje ironicznie. Jednak w jego podstawowym użyciu mamy do czynienia raczej z pochwałą posłuszeństwa, które jakoby spotyka się z nagrodą, i to podwójną” (poradnia.pwn.pl).

Innym przepytywanym przeze mnie pokora jawiła się głównie, jako odwrotność pychy. Mówiąc językiem biblijnym, jako skromność, będącą przeciwstawieniem próżności. Jedna dziewczyna zacytowała słowa Jezusa: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych”. A wchodzący w życie absolwent obejrzał mnie uważnie od góry do dołu i z powrotem, po czym oświadczył: „Czym jest pokora, to ja może nie wiem. Ale czym jest upokorzenie, wiem na pięćset procent, odkąd szukam pracy. Ksiądz wie, jak się dzisiaj traktuje człowieka? Czego się od niego oczekuje? Żeby był jak dywanik, leżał nisko i pozwalał się deptać”.

Natknąłem się też na pewną polonistkę ze średnim stażem zawodowym. „Duma bez pokory – to próżność; pokora bez dumy to podłość” – zacytowała od razu Zygmunta Krasińskiego. „Wpaja to pani swoim uczniom?” – zapytałem, ze zdziwieniem słysząc własny głos. Odwróciła wzrok. „Staram się” - wyszeptała. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

niedziela, 19 maja 2013

piątek, 17 maja 2013

czwartek, 16 maja 2013

Chamstwo i stan półświadomości

Reżyser Jan Komasa, ten, który nakręcił film „Sala samobójców”, właśnie rozpoczął zdjęcia do swojego nowego dzieła po tytułem „Miasto 44”. Ma ono opowiadać o Powstaniu Warszawskim. Przy tej okazji w jednym wywiadów stwierdził, że w całym filmie nie będzie w ogóle wulgaryzmów, bo wtedy młodzi ich nie używali.

Przypomniało mi się o tym w czasie rozmowy, podczas której omówiliśmy szeroko i wyczerpująco temat postępującego schamienia i wulgaryzacji języka, które to zjawisko zdaje się nie znać żadnych granic. Zasadniczo, jako uczestnicy rozmowy, byliśmy tym faktem poruszeni do głębi oraz zbulwersowani.

Temat zaczyna być palący. Niedawno pochylił się nad nim jeden z tygodników. „Kiedyś klęło się jak szewc, dziś jak dyrektorka teatru. Nikt w Europie nie przeklina tak, jak Polacy” – napisała autorka tekstu już pierwszych dwóch zdaniach, czyniąc niedwuznaczną aluzję do pewnej poznańskiej artystki, która wulgarnie, na forum publicznym, w Internecie, skomentowała wybór papieża. Z szeroko otartymi ze zdumienia oczami śledziłem potem jej trwanie w uporze i brak nawet pozorów zawstydzenia tym, co zrobiła. Nie mówiąc już o jej obrońcach, którzy usiłowali niekulturalną wypowiedź przedstawić, jako „gest artystyczny”.

We wspomnianym artykule zacytowany został prof. Walery Pisarek, który skomentował rzecz obrazowo: „Wszy rozlazły się po polszczyźnie. Na powierzchnię wyszło to, co było ukryte. Wulgaryzmy istniały zawsze. Ale kiedyś nie używano ich jawnie i publicznie”. Kilka dni później jego słowa zyskały nowe potwierdzenie, w postaci kolejnej wulgarnej i chamskiej wypowiedzi posła, nagłośnionej przez sejmowe mikrofony. Jakby tego było mało, najnowszy numer innego tygodnika przynosi portret jednej z członkiń rządu, którą dziennikarz na dzień dobry egzaminuje:

 „– Klnie Pani?
– No, jak szewc, niestety! To wstydliwe jak cholera.
– Serio?
– Serio, nie ma przekleństwa, którego nie znam”.

Dwa dni temu ktoś wrzucił na Facebooka cytat z pierwszego tomu „Dziennika” Sławomira Mrożka, obejmującego lata 1962-1969. Wspomniany cytat wydał mi się świetną puentą do rozważań o wszechogarniającym schamieniu i wulgaryzacji. Nie tylko języka. Brzmi następująco:

„Zatrucie świata stanem półświadomości. Nie ma nic gorszego niż półświadomość, niedouczenie, półprawda, półinteligent. Nie darmo (objaw, to sygnał) nastał czas miernot. Upowszechnienie kultury, w tym pojęciu kryje się jakaś zabójcza bzdura. Popularyzacja, uproszczenia, skróty, digesta, kultura masowa – to coś bardzo śmiesznego i groźnego jednocześnie. Nie jestem reakcjonistą w tym sensie, że bynajmniej się nie łudzę, że można i trzeba czynnie temu przeciwdziałać. Nie chce mi się tłumaczyć, czemu nie można. Nie można przeciwdziałać ewolucji gatunku. Chcę mieć tylko prawo do powiedzenia sobie, że bynajmniej ewolucja nie musi oznaczać lepszości”. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

środa, 15 maja 2013

O Tobie



"Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata". To o Tobie (jeśli jesteś chrześcijaninem/chrześcijanką).

wtorek, 14 maja 2013

poniedziałek, 13 maja 2013

Na świecie


Bez paniki

Uczniowie rzekli do Jezusa: "Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie trzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś". Odpowiedział im Jezus: "Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną.

To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat". (J 16,29-33)

Jezus nie obiecał, że ci, którzy zdecydują się być Jego uczniami i Go naśladować, będą mieli wygodne, łatwe życie, a wszyscy wokół będą z zachwytem ich chwalić i podziwiać. Wielokrotnie zapowiadał, że chrześcijan spotkają prześladowania, trudności, ludzka niechęć i nienawiść. Nie chciał jednak nikogo przestraszyć. Uprzedzał po to, aby Jego wyznawcy nie wpadali w przerażenie, gdy nadejdą problemy, lecz aby byli na nie przygotowani.

Papież Franciszek niedawno tłumaczył: „Droga chrześcijan jest drogą Jezusa. Jeżeli chcemy być uczniami Jezusa, to nie ma innej drogi, jak ta, którą On wyznaczył. Jedną z tego konsekwencji jest nienawiść świata, a także księcia tego świata. Świat pokochałby to, co jest jego. «Ja was wybrałem sobie ze świata» - to właśnie On ocalił nas ze świata, wybrał nas: czysta łaska! Poprzez swoją śmierć, swoje zmartwychwstanie, wyzwolił nas od władzy świata, z władzy szatana, z władzy księcia tego świata. Stąd właśnie bierze się ta nienawiść: jesteśmy zbawieni. A ten książę, który nie chce, abyśmy zostaliśmy zbawieni, nienawidzi”.

Papież stwierdził też, że nienawiść i prześladowanie ciągną się od początków Kościoła aż do dzisiaj. Przypomniał, że jest wiele prześladowanych wspólnot chrześcijańskich na całym świecie. Dzisiaj nawet bardziej niż w pierwszych dniach Kościoła, bo „duch tego świata nienawidzi”.

Niektórzy patrząc na świat wokół siebie wpadają w panikę, że zło zwycięża. Niepotrzebnie. Zapowiadając ucisk, Jezus kolejny raz zaapelował do swych uczniów, aby się nie bali, aby byli odważni. Dał też proste, ale pewne uzasadnienie: „...miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”. Ta pewność powinna nam wystarczyć. stukam.pl


Komentarz dla Radia eM

poniedziałek, 6 maja 2013

W sprawie cudów

Jezus powiedział do Tomasza: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście".

Rzekł do Niego Filip: "Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy". Odpowiedział mu Jezus: "Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię". (J 14,6-14)

Czy ostrość wzroku może zależeć od wiary? W sprawach wymagających postrzegania rzeczywistości duchowej zdecydowanie tak. Tu wiara jest niezbędna, aby dostrzec prawdę, aby jej nie przeoczyć.

Jak zwraca uwagę jeden z komentarzy biblijnych, rozmowa Jezusa z Filipem świadczy o tym, że uczniowie jeszcze nie uwierzyli w to, co Chrystus chciał im objawić. Dlatego ich oczy nie widzą Ojca, chociaż już długo przebywa z nimi Boży Syn. Ich spojrzenie jest wciąż zawężone, ograniczone.

Brak wiary ogranicza możliwości człowieka. Jezus zapowiedział, że ci, którzy w Niego wierzą, będą nie tylko dokonywać takich dzieł, jak On, ale nawet większych. Powiedzenie „Wiara czyni cuda” nie jest pustym sloganem.

Rodzi się więc pytanie, dlaczego okazujemy się, jako chrześcijanie, jako katolicy, tacy nijacy? Dlaczego nie ma w nas mocy, by dokonywać rzeczy wielkich? Dlaczego jesteśmy w defensywie i bardziej nastawiamy się na „obronę wartości” niż na głoszenie światu Chrystusa i Jego Ewangelii? stukam.pl

Komentarz dla Radia eM

niedziela, 5 maja 2013

Przemyślę to

Znajomy mnie zaskoczył. Zinterpretował mi przez telefon kawałek książki, którą akurat czyta. Starał się, ale mimo jego aktorskich wysiłków ziewałem raz po raz, ciesząc się, że nie prowadzimy wideorozmowy. Nie chciałem mu jednak przerywać, bo nie widziałem, do czego zmierza. A nuż to właśnie jakieś arcydzieło, które odkrył na półkach księgarskich, a ja, durny, na nim się nie poznałem?

Słuchałem więc, z lenistwa nastawiwszy komórkę na głośne mówienie, bo ileż można trzymać dłoń przy głowie. To niezdrowe dla mięśni ręki.

Zaczynałem już zasypiać, gdy nagle zorientowałem się, że znajomy zakończył lektorskie popisy. Czym prędzej przyłożyłem telefon do ucha. Poza ciszą słyszałem jednak tylko słaby oddech znajomego. Czułem się niezręcznie.

- Słuchaj, powiedz mi, ile wódki trzeba wypić, żeby pisać takie głupoty - zapytał nagle znajomy.

- Nie wiem. Nie jestem pisarzem - odrzekłem wykrętnie.

- To nim zostań i mi powiedz - rzucił kategorycznie.

- A wiesz, to jest pomysł. Przemyślę to sobie...

Rozłączyłem się. stukam.pl

czwartek, 2 maja 2013

Społeczeństwo się nie dzieli

Spotkałem kilka dni temu znajomego. Bardzo był zaaferowany i przejęty. Spieszył się, taszcząc wypchane torby. „Dokąd tak pędzisz, niczym wielbłąd prze pustynię?” – zapytałem, zrównując z nim krok. „Przepraszam, ale nie mam czasu dzisiaj z tobą gadać. Mam mnóstwo spraw do załatwienia” – wysapał. „Masz jakąś uroczystość rodzinną?” – nie dawałem się spławić. „Wyglądasz, jakbyś pół hipermarketu wykupił”. Obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem. „Przecież długi weekend się zaczyna” – powiedział z naganą w głosie. „Trzeba się przyszykować, żeby nie zmarnować tego czasu” – dorzucił i nabrał jeszcze większej prędkości, więc przestałem za nim nadążać i  nawet się nie pożegnaliśmy.

Dowiedziałem się, że zrobiono sondaż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, z czym nam, Polakom roku 2013, kojarzy się długi majowy weekend. No i wyszło, że z odpoczynkiem i grillowaniem o wiele bardziej niż z pierwszomajowymi pochodami. Według jednej z gazet aż dla 72 proc. ankietowanych pierwsze dni maja kojarzą się z wypoczynkiem. Wskazywali go częściej niż prawdziwy powód świętowania – Święto Pracy i rocznicę Konstytucji 3 Maja. Zdaniem socjologów takie skojarzenia to efekt ogłaszanego co roku w mediach początku sezonu grillowego. Socjolog prof. Edmund Wnuk-Lipiński stwierdził nawet, że „Grill zrósł się z długim weekendem majowym tak jak karp z wigilią Bożego Narodzenia”.

Gdy to czytałem, zaraz przypomniały mi się wielkie plakaty, które kilka tygodni temu, gdy jeszcze wszędzie leżał śnieg i było zupełnie nie wiosennie zimno, ogłaszały, że sezon grillowy już jest otwarty.

Okazuje się, że grill to poważna sprawa w naszym kraju. Wyczytałem, że z innego badania  sondażowego, przeprowadzonego ostatnio, wynika, iż ponad 50 proc. Polaków planuje rozpocząć grillowanie w tzw. „majówkę”. Co ciekawe, aż 63 proc. entuzjastów jedzenia z rusztu to kobiety.

A jeszcze inna ankieta sprzed roku dowiodła, że Polacy uznają grillowanie, obok możliwości zakładania własnych firm i spędzania wakacji za granicą, za jeden z najbardziej pozytywnych elementów przemian ustrojowych. O tym, jak ważne jest dla nas grillowanie, świetnie wiedzą też politycy, skoro potrafią je wskazywać, jako sukces rządów swojego ugrupowania i sami chętnie się przy grillu pokazują. A jak twierdzą złośliwi komentatorzy, nie mniej chętnie nawzajem się grillują. Muszę przyznać, że brzmi to paskudnie.

Podobno wonny dym znad grilla nie przysłania nam jednak znaczenia takich majowych świąt, jak Dzień Flagi oraz rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja, a społeczeństwo nie dzieli się na grillujących i świętujących rocznice. I bardzo dobrze. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM