czwartek, 28 stycznia 2016

Media miłosierne

Tegoroczne orędzie papieża Franciszka na pięćdziesiąty Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, ogłoszone pod koniec stycznia, może niejednego zaskoczyć. Zwłaszcza tym, do kogo jest adresowane. Nie jest skierowane tylko do pracowników i dysponentów mass mediów. Jego odbiorcami mogą i powinni być wszyscy ludzie. W dokumencie nie ma mowy ani o gazetach, ani o radiu, ani o telewizji. Jest natomiast mowa o mailach, sms-ach, czatach, serwisach społecznościowych. A tematem orędzia nie jest przekaz. Tematem jest komunikacja. Komunikacja w spotkaniu z miłosierdziem.
Świat mediów przechodzi ogromne zmiany. Nie tylko pod względem technologicznym. Także pod względem sposobu uczestnictwa. Coraz bardziej zaciera się podział na nadawców i odbiorców przekazu. Twórcą tak zwanego kontentu może być każdy. Nie potrzebuje dzisiaj szczególnego wyposażenia ani wykształcenia. Jeden z kanałów telewizyjnych rekrutację nowych pracowników ogłosił w Internecie. „Jeśli uważasz, że to ty lepiej przepytasz polityków i lepiej skomentujesz to, co dzieje się w rzeczywistości nie tylko politycznej, nagraj telefonem krótki film, wrzuć go do sieci, podlinkuj na Twitterze, Facebooku i na YouTubie, link wyślij do nas” – zachęca przedstawiciel stacji.
Stwierdzenie, że dzisiaj każdy, kto ma smartfona, może być dziennikarzem, przestało być pustym sloganem. Redakcje udostępniają specjalne aplikacje pozwalające każdemu, kto uważa, że ma coś do zakomunikowania innym, przygotować i przesłać materiał wideo. Jakby tego było mało, posługiwania się smartfonem, zamiast kamerą, uczy się zatrudnionych w telewizji reporterów.
Na fali entuzjazmu dla zachodzących zmian ktoś mógłby powiedzieć, że żyjemy w wyjątkowej epoce masowej komunikacji międzyludzkiej. Jednak czy rzeczywiście mamy do czynienia z komunikacją? Czy jednak wciąż tylko z przekazem, w którym rośnie liczba nadających, a spada dramatycznie liczba odbiorców? Coraz więcej jest tych, którzy chcą mówić, a coraz mniej tych, którzy chcą ich słuchać, a co dopiero wysłuchać.
Co jest istotą komunikacji? Papież Franciszek napisał, że „Miłość ze swej natury jest komunikacją, prowadzi do otwarcia się a nie do izolowania się”. Zwrócił też uwagę, że jest ogromna różnica między słuchaniem, a wysłuchaniem drugiego człowieka. Wysłuchanie odwołuje się komunikacji i wymaga bliskości. Nigdy nie jest łatwe. „Wysłuchanie oznacza zwracanie uwagi, posiadanie chęci zrozumienia, docenienia, szanowania, strzeżenia słowa drugiego. W wysłuchaniu mamy do czynienia z pewnego rodzaju męczeństwem, ofiarą z siebie samego” – twierdzi Franciszek.
Franciszek skierował tegoroczne orędzie na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu do wszystkich, bo wszyscy jesteśmy ludźmi mediów. Chodzi o to, abyśmy nie zapomnieli, że istotą relacji międzyludzkich nie jest przekaz, lecz komunikacja. Komunikacja, którą Papież nazywa darem i odpowiedzialnością. Według Franciszka „Spotkanie pomiędzy komunikacją a miłosierdziem jest owocne na tyle, na ile rodzi bliskość”. Rozejrzyjmy się w naszym medialnym środowisku. Jest tam bliskość?
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 21 stycznia 2016

Zabijanie pytaniem

W znakomitym filmie pod tytułem „Pokój”, który ma wejść na ekrany polskich kin pod koniec lutego, jest kilka scen, które dają do myślenia każdemu, kto ma choć odrobinę refleksyjne podejście do mediów. Moim zdaniem szczególnie wstrząsający jest fragment wywiadu, przeprowadzanego z główną bohaterką. Dziennikarka zadaje jej pytanie stawiające pod znakiem zapytania całe jej poświęcenie, bohaterstwo, heroizm, a nawet miłość do dziecka i troskę o jego dobro. Kobieta, która przetrwała siedmioletnią gehennę i nie załamała się, po tej jednej, krótkiej rozmowie przed kamerą usiłuje popełnić samobójstwo. Przestaje widzieć sens wszystkiego, co dokonała. Niewinne, wydawałoby się, pytanie, postawione przez telewizyjną reporterkę, uderza w cały system wartości, którym się w przerażającym okresie swego życia kierowała. Atakuje go. Stawia w wątpliwość, doprowadzając na skraj przepaści.
Nie sądzę, aby ktokolwiek posądził tę dziennikarkę o złą wolę. Mnie jednak nie opuszcza w kontekście tego filmowego epizodu pytanie o odpowiedzialność, jaką bierze na siebie człowiek pracujący w mediach. Odpowiedzialność nie tylko za prawdziwość i rzetelność przekazu, ale również za ludzi, których się spotyka, których się pokazuje, o których się opowiada. To przecież jest ingerencja w ich życie. Nawet jeśli wyrażają na to zgodę, nie zdejmują z przedstawicieli środków przekazu odpowiedzialności. Nie tylko za to, co trafi do publicznego obiegu. We wspomnianym filmie samo zadanie pytania głównej bohaterce okazało się tragiczne w skutkach. Niezależnie od tego, czy wywiad zostałby wyemitowany w całości czy bez tego fragmentu.
Wciąż mam w pamięci spotkanie ludzi mediów, podczas którego postawiono problem: Co dla nich powinno być ważniejsze – prawda czy miłość? Zdecydowana większość uczestników opowiedziała się za prawdą. Ktoś nawet stwierdził, że dla prawdy warto poświęcić miłość. Oczywiście w dyskusji nie zabrakło wyrwanego z kontekstu Ewangelii cytatu o tym, że prawda nas wyzwoli. Na sali byli niemal wyłącznie chrześcijanie.
Papież Benedykt XVI fundamentalną zasadą życia chrześcijańskiego nazwał „czynienie prawdy w miłości”. Mówił, że miłość bez prawdy byłaby ślepa, a prawda bez miłości byłaby jak „cymbał brzmiący”. A Jan Paweł II twierdził, że prawda „zostaje poniżona także wówczas, gdy nie ma w niej miłości do niej samej i do człowieka”. Myślę, że media to miejsce, w którym dzisiaj trzeba o tym pamiętać w sposób szczególny. Bo czasami jednym pytaniem postawionym bez miłości, można zabić.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 14 stycznia 2016

Wszystko jest rozrywką

Natknąłem się przed laty na pomysł, który wydał mi się tyleż interesujący, co dziwny. Chodziło o stworzenie w Internecie serwisu ewangelizacyjnego i katechetycznego, który byłby w istocie rozbudowaną i zaawansowaną grą. Uczestnicy musieliby w niej podejmować mnóstwo decyzji, doznawać licznych pokus, pokonywać setki trudności, by wreszcie dowiedzieć się, że... kolejne wyzwania już na nich czekają.
„Jak to, głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu za pomocą gry? Używać rozrywki, zabawy do ewangelizacji i katechizacji? Toż to pomieszanie z poplątaniem” – pomyślałem i zakwalifikowałem pomysł do kategorii „Zignoruj”. Uznałem, że sprawa jest zbyt poważna.
Nadal tak uważam. I nie wiadomo, czy nie jestem ofiarą pomyłki na własne życzenie. Bo przez długie lata za poważną sprawę uważałem również media. Żyłem w przekonaniu, że chociaż rozrywka też może i powinna znaleźć w nich miejsce, to jednak ich główną misją jest informowanie, pokazywanie i objaśnianie świata takiego, jakim rzeczywiście jest.
Już od pewnego czasu podejrzewałem, że tkwię pod tym względem w błędzie i w świecie środków przekazu w ogóle nie o to dziś chodzi. Że w pewnym sensie odbyły one drogę odwrotną niż kino, które narodziło się jako jarmarczna rozrywka, a wdrapało się na poziom całkiem poważnej dziedziny sztuki. Co ciekawe, nie odrzucając całkowicie dostarczania odbiorcom relaksu i wytchnienia od problemów codziennej egzystencji. Udało się tu jednak wytyczyć dość jasne reguły, pozwalające odróżnić to, co służy wyłącznie zabawie od tego, co stawia sobie inne cele.
Wygląda na to, że w mediach lada moment nie będzie niczego poza rozrywką. Zajmująca się między innymi „mediatyzacją życia publicznego” specjalistka (Małgorzata Molęda-Zdziech) wyjaśniła ostatnio na łamach jednego z dzienników, że celem światowych medialnych korporacji jest przede wszystkim zysk, dlatego próbują swoje produkty kierować do jak najszerszej grupy odbiorców. „Muszą zatem upraszczać język, by przekaz był zrozumiały dla wszystkich. Mogą przy tym manipulować mniej wykształconym odbiorcą. Prymat logiki ekonomii powoduje, że funkcje informacyjne, edukacyjne mediów zostały wyparte przez funkcje rozrywkowe, bo to, co bawi, sprzedaje się najlepiej” – powiedziała, odsłaniając mechanizmy rządzące dziś zawartością środków przekazu.
Tomasz Mann napisał dawno temu, że wszystko jest polityką. W czasach trochę nam bliższych Edward Stachura twierdził, że „wszystko jest poezja”. Wygląda na to, że to już nieaktualne. Dzisiaj wszystko jest rozrywką.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 7 stycznia 2016

Dziennikarze i kaznodzieje

Tuż po rozpoczęciu nowego roku kalendarzowego ktoś przytoczył w jednym z portali społecznościowych słowa o. Józefa Marii Bocheńskiego na temat dziennikarzy. Ten znany dominikanin, logik, historyk logiki i filozof, sowietolog, który przez kilka lat był rektorem Uniwersytetu we Fryburgu, w swojej słynnej książce „Sto zabobonów”, wydanej w roku 1987, w drugim obiegu, czyli poza cenzurą, napisał m. in.: „Dziennikarz jest sprawozdawcą i niczym innym. Jest specjalistą w zbieraniu, przedstawianiu i podawaniu innym informacji. Jak długo pozostaje w tej dziedzinie, jego praca jest pożyteczna i nie można mu niczego zarzucić. Ale w ciągu ostatniego wieku dziennikarze przywłaszczyli sobie inną funkcję, a mianowicie występują w roli nauczycieli, kaznodziei moralności”.
Jakby tego było mało, zdaniem o. Bocheńskiego wiara, że tak ma być, że dziennikarz ma prawo tak się zachowywać, że należy mu wierzyć, gdy nas poucza, jest jednym z typowych współczesnych zabobonów. „Bo jeśli chodzi o pouczanie nas, dziennikarz nie ma żadnego autorytetu. Nie jest, jako taki, ani specjalistą w żadnej nauce, ani autorytetem moralnym, ani przywódcą politycznym. Jest po prostu dobrym obserwatorem i umie pisać, względnie mówić. Co gorzej, sam zawód dziennikarza jest dla niego samego o tyle niebezpieczny, że musi pisać o najróżniejszych rzeczach, o których zwykle niewiele wie, a w każdym razie nie posiada głębszej wiedzy. Dziennikarz jest więc niemal z konieczności dyletantem” – zawyrokował surowo ojciec profesor.
Czytana prawie trzydzieści lat później notka może zaskakiwać aktualnością postawionego w niej problemu. Pytania o rolę, zadania i etos dziennikarski są w zmieniającej się gwałtownie rzeczywistości mediów coraz bardziej aktualne.
Muszę przyznać, że nie do końca zgadzam się z o. Bocheńskim. Sprowadzanie pracowników środków przekazu tylko i wyłącznie do roli sprawozdawców nie spełnia oczekiwań, jakie odbiorcy wobec nich kierują i to nie tylko dzisiaj, lecz od samego początku, gdy pojawiły się pierwsze formy przekazu na szeroką skalę. Zadaniem mediów jest nie tylko przygotowywanie sprawozdań. Czytelnicy, słuchacze i widzowie oczekują również rzetelnego komentarza, analizy, objaśniania rzeczywistości. Choć zapewne nie czekają na pouczanie ani moralizowanie.
Bp Jan Chrapek, który świetnie rozumiał dziennikarzy i media, bo przez wiele lat w nich pracował, stawiał im trzy zadania. Powinni oni, jego zdaniem, cechować się szacunkiem do słowa, służyć prawu moralnemu i w taki sposób informować, by ludzie nie gubili się w natłoku wiadomości, ale lepiej rozumieli otaczającą ich rzeczywistość. Aby wypełnić te zadania z pewnością nie można być tylko pozbawionym zasad dyletantem, który umie pisać lub mówić.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM