środa, 31 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (37): Ile?

- Ludzie są podli.
- Nie lubię takich uogólnień. Są krzywdzące.
- Krzywdzące? Dlaczego?
- No bo na przykład krzywdzą mnie. Uważasz, że jestem podły?
- No, nie.
- A widzisz.
- Czepiasz się. A ja doszedłem do wniosku, że to prawda, co mówią. Każdy ma swoją cenę. Każdego można kupić. I każdego można sprzedać.
- Nie wyglądasz na kupionego. Ani na sprzedanego.
- Może nie wyglądam, ale czuję się jak towar. Wystawiony na sprzedaż i sprzedany.
- Przez kogo?
- Przez jednego z najbliższych współpracowników. Facet sprzedał mnie za awans.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Pracowaliśmy nad projektem kilka miesięcy. Naharowałem się jak dziki osioł. I wiesz co on zrobił? Zaniósł to prezesowi, jako swój projekt. W tajemnicy przede mną.
- To świństwo.
- Nie mogę tego zrozumieć. Tyle rzeczy razem zrobiliśmy. I nagle facet dla paru groszy taki numer mi wycina. A tak mu ufałem.
- Nie załamuj się. Nie jesteś pierwszym zdradzonym dla jakichś korzyści…

wtorek, 30 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (36): Kogut

- Nie wiesz, kto nadzoruje te katechetki w szkołach? Ktoś chyba ma wpływ na to, co one wygadują do dzieci?
- Kuria chyba. Ona przecież mają od biskupa takie skierowania, że mogą uczyć w szkole religii. To się misja nazywa czy jakoś tak. A co ty się nagle katechetek czepiasz?
- Ty wiesz co nagadała katechetka mojego dziecka?
- Na pewno coś o Panu Jezusie, Bogu albo Matce Bożej.
- Tak, ale co przy okazji! Powiedziała dzieciom, że jak ktoś naprawdę kocha, to jest gotów za ukochaną osobę oddać własne życie.
- I co w tym złego?
- Jak to co? Dzieciak mi przychodzi do domu i się mnie pyta, czy oddam za niego życie. Tak prosto od drzwi! Nawet bez dzień dobry.
- Co odpowiedziałeś?
- Najpierw mnie zatkało. A potem mówię, że oczywiście! Ale…
- Ale kogut zapiał, co?
- Jaki znowu kogut?
- No bo to wcale nie takie pewne, że się nawet za najbardziej ukochaną osobę odda życie.
- Ty też? Taki porządny katolik?
- Przekonałem się na sobie.
- Żartujesz!
- Nie. Nigdy ci o tym nie mówiłem, ale pamiętasz, jak mieliśmy ten wypadek?
- No, pamiętam. Jakby nie te poduszki, to byś tu ze mną teraz nie gadał.
- Jak pędziliśmy na to drzewo, to w ostatnim momencie skręciłem kierownicę w lewo.
- Jak to, przecież rozwaloną miałeś całą lewą stronę samochodu? Wszyscy mówili, że wziąłeś to na siebie.
- Lód był. I nie wszyscy. Policjant od razu zauważył, jak były skręcone koła… Ale nikomu oprócz mnie nie powiedział, co zauważył…

poniedziałek, 29 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (35): Marnotrawstwo

- Ci księża już całkiem powariowali!
- Skąd taki pogłębiony wniosek? Nie dostałeś rozgrzeszenia?
- Jeszcze nie byłem do świątecznej spowiedzi.
- No to się pospiesz, bo do świąt już niedaleko.
- Nie wiem, czy w ogóle pójdę, bo mnie nasz proboszcz zdenerwował.
- Czym?
- Wymyślił, że będzie budował nowy kościół na naszym osiedlu. I że będzie je wydzielał, jako osobną parafię.
- To chyba dobrze. O ile wiem, masz dość daleko do kościoła, a twoje osiedle bardzo się rozbudowuje.
- Do kościoła wcale nie jest tak daleko, zwłaszcza dzisiaj, gdy wszyscy mają samochody. A proboszcz chce wybudować kościół w miejscu, gdzie według planów jest park i plac zabaw dla dzieci. To marnotrawstwo miejsca! Niech sobie postawi ten swój kościół gdzieś z boku, a nie na samym środku osiedla!
- To ma być także twój kościół.
- Ale ja go nie chcę w tym miejscu! Wolę park! W ogóle, po co stawiać nową świątynię, skoro coraz mniej ludzi chodzi do kościoła? Lepiej te pieniądze przeznaczyć na biednych i bezdomnych. Jakiś ośrodek dla nich zbudować. A nie jeszcze jeden kościół, który za dwadzieścia lat będzie stał pusty i nie będzie go z czego utrzymywać.
- „Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?”…
- Co tam mruczysz?
- A nic, przypomniał mi się jeden cytat.
- Ty w ogóle słuchasz, o czym ja mówię?

niedziela, 28 marca 2010

Palma

Niedziela Palmowa C

Niestety, w wielu parafiach w Niedzielę Palmową odbywa się najkrótszy z możliwych obrzędów poświecenia palm i nie czyta się fragmentu Ewangelii przeznaczonego do odczytania w czasie tej ceremonii. Wielka szkoda. Ponieważ opis Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa zderzony z opisem uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy brzmi zupełnie inaczej niż odczytany bez tego swoistego "wstępu". Brakuje istotnego w odbiorze obydwu wydarzeń kontrastu. I wzajemnego dopełniania obydwu fragmentów Ewangelii.

Jezus, wjeżdżający na osiołku wśród radosnych hymnów i Jezus wołający z krzyża na Golgocie "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego", to ten sam Chrystus, Boży Syn, posłany dla naszego zbawienia.

Ale też tłum wołający:

„Błogosławiony Król,
który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie
i chwała na wysokościach”

i tłum wrzeszczący "Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go", to ten sam tłum.

Można w Niedzielę Palmową snuć refleksję nie tylko nad zmiennością ludzkich nastrojów i zapatrywań, ale także nad ogromną cierpliwością Boga, który wciąż i wciąż daje człowiekowi szansę.

Lubimy kreować gwiazdy na swój własny użytek. I lubimy je potem ściągać w błoto dla swej własnej przyjemności. I w ten sam sposób próbujemy traktować Boga.

Kiedy jestem naprawdę sobą: gdy z palmą w dłoni krzyczę "Hosanna!", czy wtedy, gdy wyrzucając w kąt zwiędły palmowy liść wrzeszczę "Ukrzyżuj Go!"?

sobota, 27 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (34): Jeden za wszystkich

- To nie jest sprawiedliwe. Nie powinno tak być. Coś z tym trzeba zrobić.
- Z czym?
- Z zasadą kozła ofiarnego.
- Dałeś się w coś wrobić? Taki cwaniak, jak ty?
- Każdy myśli, że ze mnie cwaniak, a to nieprawda. Mam dobre serce. Za dobre. I inni to wykorzystują.
- A co się stało?
- Imprezowaliśmy w większym gronie…
- No i…?
- No i trochę głośno było. Jak to na imprezie.
- No i…?
- No i ktoś zadzwonił po policję.
- Ja się nie dziwię. Sam też kilka razy dzwoniłem, żeby uspokoić sąsiadów.
- W porządku. Ale jak ta cholerna policja przyjechała, to nagle się okazało, że wszyscy byli grzeczni, a winny byłem tylko ja.
- A to u ciebie była ta impreza?
- Właśnie nie!
- No to nie rozumiem.
- Bo właściciela mieszkania w ogóle nie było na imprezie. Jest zagranicą.
- I ty się opiekujesz mieszkaniem?
- Nie.
- No to dlaczego ty jesteś winien?
- Bo tylko ja z całego towarzystwa nie miałem dotychczas problemów z policją. Więc wymyślili, żeby zwalić całą winę na mnie!

piątek, 26 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (33): Niedowiarki

- Nic mnie nie wkurza tak, jak sytuacje, w których mówię prawdę, a ktoś mi nie chce uwierzyć. A już najbardziej, jak mam dowodzić, że czegoś, o co mnie posądzają, nie zrobiłem.
- Czyżbyś miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia z jakimiś urzędnikami?
- Skąd wiesz?
- No bo sam tego czasem doświadczam. Ostatnio w urzędzie skarbowym zażądali ode mnie dowodów, że mam dzieci. Chcieli, żebym przyniósł ich akty urodzenia.
- I co? Przyniosłeś?
- No co ty. Najpierw próbowałem obrócić sprawę w żart i pokazałem tej panience zdjęcia, które noszę w portfelu.
- Wystarczyło?
- Nie. Koniecznie chciała jakiegoś urzędowego dokumentu. Druga starsza narzekała, że dawniej było prościej, bo dzieci były wpisane do dowodu.
- Faktycznie, były.
- Ale dzięki temu, że to powiedziała, podsunęła mi pomysł. Zaproponowałem tej młodej, żeby sprawdziła, czy rok temu miałem dzieci.
- Poszła na to?
- Wyobraź sobie, że tak!
- No to miałeś wyjątkowe szczęście. Mnie ostatnio urzędnicy nie uwierzyli tak łatwo. To zabrzmi jak bluźnierstwo, ale czułem się jak Jezus przed faryzeuszami. On mówił prawdę, a oni w Niego kamieniami, że kłamie.
- No, no, nie rób z siebie męczennika. Sam też jesteś nieufny niedowiarek…
- Ja?! To absolutnie fałszywe oskarżenie!

Stacja XI: Superstar

DROGA NA SZCZYT Rekolekcje wielkopostne dla...

Na blogu olgierd.bblog.pl w poście zatytułowanym „Dwa słowa o krzyżu w przestrzeni publicznej” można przeczytać między innymi:

„Zacznę jednak od dobrego dowcipu, który opowiadam zawsze jak tylko zaczyna się w jakimś towarzystwie ciężka rozmowa na ciężkie tematy.
Oto po zakończeniu dorocznego zebrania Partii Ateistów sekretarz generalny zarządził pięć minut nienawiści. Wszyscy zebrani zaczęli jak jeden mąż wygrażać ku górze, bluźnić, grozić i machać pięściami. Wszyscy oprócz jednego, który siedział i czytał gazetę.
Zaniepokojony gensek zapytał go: - a ty, dlaczego nie złorzeczysz temu ich bogu? a wstrzemięźliwy delegat na to odparł: - ja? a bo ja po prostu w niego nie wierzę, panie sekretarzu generalny.
Przyznaję, że z mojego punktu widzenia - punktu widzenia agnostyka, który nie wierzy w żadną Siłę Nadprzyrodzoną, bo odczuwa brak dowodu na okoliczność jej istnienia, zarazem świadom jest, że nawet gdyby Siła taka gdzieś tam istniała, to nie jest jeszcze powód do tego, by oddawać jej cześć -- postawa taka jest najracjonalniejsza.
Przeciwnicy krzyża w szkole najczęściej powołują się na swoją bezwyznaniowość czy ateizm. Z mojego punktu widzenia - punktu widzenia osoby kompletnie areligijnej (acz szanującej chrześcijaństwo oraz tradycję naszego kraju, to fakt - i może ten fakt mnie nieco wypacza?) - absurdalna i nieracjonalna jest walka z symboliką religijną, która nic dla mnie nie oznacza. Krzyż adresowany jest do osób wierzących, do nich powinien przemawiać (może także czasem temperować?). Dla ateuszy krzyż jest li tylko elementem wystroju wnętrza, zaś z racji ich bezwyznaniowości - powinien być kompletnie indyferentny uczuciowo”.

Można się zastanawiać godzinami, w jaki sposób przybito Jezusa. Czy gwoździe wbijano w dłonie czy nadgarstki. Czy krzyż miał kształt litery T czy inny. Ilu gwoździ użyto. Można naukowo dociekać, jaki ból sprawiały różne sposoby krzyżowania. I pewnie trzeba.

„To Kościół wymyślił PR. Zmienić w świadomości ludzi krzyż - znak hańby - w symbol chwały, to absolutne mistrzostwo” - stwierdził niedawno w rozmowie jeden ze specjalistów od PR.

Chwileczkę. Kto zmienił znak hańby z symbol chwały? Czy nie Jezus Chrystus?

I jeszcze jedna chwila zastanowienia. Dlaczego Jezus Chrystus dał się przybić do krzyża? Bo chciał zostać super gwiazdą? Zaistnieć? Zmienić symbolikę krzyża?

Jeżeli dla mnie krzyż nie jest „indyferentny uczuciowo”, to dlaczego?

Do posłuchania: Superstar

Stacja XII u Afroo

czwartek, 25 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (32): Bunt

- Co się z tymi ludźmi porobiło? To jest jakieś szaleństwo!
- Co ci znowu ludzie zrobili? Niech zgadnę - znowu teściowa?
- Nie, znowu moi pracownicy.
- A co tym razem? Przecież już wywaliłeś niektórych.
- I chyba będę musiał wywalić następnych.
- Ty daj spokój. Właśnie podali, że w ciągu miesiąca przybyło ćwierć miliona bezrobotnych.
- Nie dziwię się. Ludziom się w głowach poprzewracało.
- Dowiem się, w czym problem?
- Jak mam prowadzić firmę, gdy ludzie, których zatrudniam, nie chcą wykonywać moich poleceń?
- O, to rzeczywiście problem. Może kazałeś im robić coś głupiego? Może nie miałeś racji? Wyjaśnili, dlaczego?
- Nie. Po prostu stwierdzili, że nie wykonają mojego polecenia i mają dość słuchania moich rozkazów.
- Chyba zdają sobie sprawę z konsekwencji takiego nieposłuszeństwa?
- Powiedzieli, że wolą iść na bezrobocie, niż mi służyć.
- Jak to „służyć”?
- Tak się wyrazili. Powiedzieli, że nie są od tego, żeby mi służyć, tylko żeby zarabiać na życie.
- Może nimi pomiatasz, mobbingujesz?
- Zwariowałeś? Znam przepisy. Oni po prostu uważają, że konieczność słuchania kogokolwiek jest poniżej ich godności.
- No to ci współczuję.

środa, 24 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (31): Prawda wyzwala

- Nie cierpię ludzi, którzy powtarzają „Prawda was wyzwoli”.
- Pana Jezusa też nie lubisz? To Jego słowa.
- On to na pewno powiedział w jakimś sensownym kontekście. A ludzie często używają tego sformułowania przeciwko innym. Uzasadniają tymi słowami nadużywanie prawdy. Bo przecież prawda może zabić.
- Tak mówią często ci, którzy mają coś do ukrycia… Jakieś swoje ciemne sprawki z przeszłości.
- Ale czy w imię prawdy wolno robić komuś krzywdę?
- Wiadomo, że nie.
- A co według ciebie jest ważniejsze, prawda czy miłość?
- Trudne pytanie…
- No to ci ułatwię. Może pójdę do twojej żony i opowiem o pewny zdarzeniu sprzed dziesięciu lat…
- Ani się waż!!!
- Tak, myślałem. Ona nic nie wie.
- To dawne dzieje…
- No a prawda?
- Po co jej ta prawda?
- Teraz rozumiesz, o co mi chodzi z tą prawdą?
- Przypomniało mi się właśnie, w jakim kontekście Jezus powiedział te słowa.
- No, w jakim?
- „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”.

wtorek, 23 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (30): Na pewno?

- A ty nigdy nie masz wątpliwości?
- Zależy w jakiej sprawie.
- No wiesz, o co mi chodzi. O kwestię wiary. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że ta nasza wiara to jeden wielki wymysł i naciąganie ludzi?
- Naciąganie?
- Bo mnie czasem nachodzą takie myśli, że skoro było tyle nieprawdziwych religii, ludzie wierzyli i wciąż przecież wierzą w rozmaitych nieprawdziwych bogów, to skąd pewność, że akurat chrześcijaństwo jest prawdziwą religią? Dlaczego to właśnie my mielibyśmy wierzyć w prawdziwego Boga? Dlaczego to właśnie Chrystus miałby być prawdziwym Bożym Synem? Statystycznie to raczej niezbyt możliwe.
- Sam mówisz, że to jest kwestia wiary. Gdy Jezus chodził po ziemi, wielu nie chciało w Niego uwierzyć.
- No właśnie! A Ty byś uwierzył, gdybyś wtedy żył? Albo gdyby w naszych czasach Jezus pojawił się i zaczął głosić swoja naukę? Nie potraktowałbyś Go jak jakiegoś sekciarza?
- Mam nadzieję, że w każdych okolicznościach otrzymałbym łaskę wiary…
- Łaskę wiary, łaskę wiary… Ty to wszystko potrafisz wytłumaczyć. A ja dostałem łaskę wiary czy nie, twoim zdaniem?
- Myślę, że dostałeś…
- No to czemu mam wątpliwości?

poniedziałek, 22 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (29): Po swojemu

- Ten świat jest dziwacznie urządzony…
- Dlaczego dziwacznie?
- Jakoś tak nielogiczne.
- Nie rozumiem.
- No właśnie o to mi chodzi, że wiele rzeczy na świecie jest niezrozumiałych. Najbardziej mnie dziwi, ale też denerwuje, że wiele spraw można by rozwiązać prościej.
- Niestety, my ludzie mamy tendencje do komplikowania prostych rzeczy…
- Wręcz przeciwnie! Mnie chodzi o to, że gdyby to naprawdę od nas zależało, mnóstwo rzeczy rozwiązalibyśmy prościej, niż to zrobił Bóg. To Bóg wszystko komplikuje i utrudnia.
- Jak to?
- Narzuca nam jakieś swoje zasady, reguły, kryteria, wymagania. Przecież sensowniej byłoby nas zostawić naszemu losowi. Na pewno byśmy sobie świetnie poradzili. A Bóg miesza się do naszego świata i ustawia wszystko po swojemu, jakbyśmy byli jakimiś marionetkami w Jego teatrze.
- Naszego świata? Na pewno naszego?
- No a czyjego? Przecież to my rządzimy światem, bo jesteśmy najinteligentniejsi ze wszystkich zwierząt. To nasz, ludzki świat. I powinien być urządzony całkowicie według naszych reguł.
- Jest tylko jeden problem.
- Jaki?
- Ten świat i nas samych stworzył Pan Bóg.
- Wiedziałem, że to powiesz. A o ewolucji słyszałeś?
- Oczywiście. Jak o wielu innych hipotezach.

niedziela, 21 marca 2010

Punkt zwrotny

5. Niedziela Wielkiego Postu C

Działo się to w 386 r. Augustyn, młody nauczyciel retoryki w Mediolanie; przechadzał się po ogrodzie. Nagle usłyszał natarczywy głos:

- Weź i czytaj, weź i czytaj!

Wszedł więc do domu i wziął pierwszą lepszą książkę z półki. Był to Nowy Testament. Otworzył na chybił trafił i natknął się na następujący fragment Listu do Rzymian: „Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (13,12-14).

Te właśnie słowa spowodowały przełom w życiu młodego pogańskiego retora. Odtąd stał się nowym człowiekiem. Kościół czci go jako wielkiego świętego.

W jakiejś parafii odbywały się tradycyjne misje. Misjonarz wygłosił poprawnie, dobrze przygotowane, naszpikowane wzruszającymi przykładami, dosyć długie kazanie o nawróceniu. Potem siadł do konfesjonału, aby słuchać spowiedź. Podchodzili na ogół mali grzesznicy. W pewnym momencie uklęknął mężczyzna z wyznaniem, że u spowiedzi nie był już 30 lat, i że teraz chce zacząć na nowo.

Spowiednik ucieszył się jakoś tym penitentem i zapytał delikatnie o motywy:

- Co pana skłoniło, że postanowił pan skorzystać z sakramentu pokuty?
- Jak to co? - odparł ten za kratkami - kazanie, które dziś usłyszałem.

Kapłan chciał dokładniej wiedzieć o skutkach swej nauki (ostatecznie przyda się to na przyszłość), a więc pyta dalej:

- Jakie słowa przemówiły najbardziej? Jaki przykład chwycił za serce?
- Żaden przykład, ojcze duchowny. Kiedy po 30 minutach usłyszałem: to była pierwsza połowa, a teraz przejdziemy do drugiej części, pomyślałem sobie: tak samo jest z moim życiem - pierwsza połowa już minęła, a teraz zacznie się druga, a ta musi być inna, lepsza.

Słowa „nawrócenie, nawrócić się” są w Kościele odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. A już w Wielki Poście to bez przerwy (nie ma jak zacytować samego siebie ;-)). Ale o co dokładnie chodzi z tym nawróceniem? Ma to być jakaś zasadnicza zmiana nastawienia człowieka, odwrócenie się od zła, a zwrócenie się ku Bogu. W porządku. Mądre słowa. Jak się do tego nawracania siebie zabrać? Nie każdy przecież słyszy głos w ogrodzie jak św. Augustyn przed wiekami. I nie każdy ma okazję usłyszeć kaznodzieję tak marnego, że po trzydziestu minutach jego przemowy i zapowiedzi kolejnej połowy, rzuci się do konfesjonału. Zresztą, przecież nawracać się muszą nie tylko tacy, którzy trzydzieści lat nie byli u spowiedzi. Nawracać się muszą również tacy, którzy do spowiedzi chodzą co miesiąc.

Mój znajomy dużo chodzi po górach. Zna je bardzo dobrze. Potrafi zobaczyć na zdjęciu jakąś górkę i bez zastanowienia powiedzieć, jak ona się nazywa i w jakim paśmie leży. Kiedyś szedł świetnie mu znanym szlakiem. Doszedł do wniosku, że to nudne, chodzić wciąż tą samą drogą. „A, pójdę na skróty. W razie czego mam mapę, więc nie zabłądzę”. Skręcił w las. Był przekonany, że idzie dobrze i za chwilę wyląduje u celu. Ku jego zdziwieniu nagle trafił na jakieś bagno. Tego bagna nie było na mapie. Z trudem wyciągał nogi z błota, męcząc się coraz bardziej, a w dodatku, jak na złość, zaczął mocno padać deszcz, robiło się coraz ciemniej. „Aż wstyd przyznać, co wtedy zrobiłem” - opowiadał później. „Odwróciłem się i po własnych śladach wróciłem na ten nudny, ale jednak sprawdzony szlak”.

Nawrócenie zaczyna się od dokonania ważnego odkrycia. Od spostrzeżenia, że coś zrobiło się źle. Mój znajomy brnął i brnął w bagno, aż odkrył, że to niedobrze, tak się taplać w błocie i zmierzać nie wiadomo dokąd. Dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie, że nic dobrego z tego nie wyniknie, odwrócił się na pięcie i ze sporym wysiłkiem wrócił na dobry, właściwy szlak.

Już samo odkrycie i przyznanie, że się zrobiło źle, nie jest proste. A to dopiero początek. Jeśli już się doszło do wniosku, że „Oj, coś nie za dobrze postąpiłem”, to co dalej?

Jeden z wierszy Adama Mickiewicz tak się zaczyna:

„Już był w ogródku, już witał się z gąską;
Kiedy skok robiąc wpadł w beczkę wkopaną,
Gdzie wodę zbierano;
Ani pomyślić o wyskoczeniu.
Chociaż wody nie było i nawet nie grząsko:
Studnia na półczwarta łokcia,
Za wysokie progi
Na lisie nogi;
Zrąb tak gładki, że nigdzie nie wścibić paznokcia.
Postaw sięż teraz w tego lisa położeniu!
Inny zwierz pewno załamałby łapy
I bił się w chrapy,
Wołając gromu, ażeby go dobił:
Nasz lis takich głupstw nie robił;
Wie, że rozpaczać jest to zło przydawać do zła”.

No właśnie. Kilka lat temu dość systematycznie przychodziła do spowiedzi pewna kobieta. Zawsze pod koniec spowiedzi mówiła: „Ja się już z tego grzechu kiedyś wyspowiadałam, ale wciąż mam poczucie, że leży na moim sumieniu”. Chodziło o bardzo ciężki grzech, ale przecież jeśli za niego szczerze żałowała, wystarczyło go wyznać raz, a nie wciąż i wciąż do niego wracać.

To błąd dość często popełniany przez ludzi, którzy sprzeciwiają się złu. Skupiają na nim całą swoją uwagę. Nieustannie się nim zajmują. Bez przerwy rozpamiętują grzechy, złe czyny które kiedyś popełnili. Stają się ich niewolnikami. Skupiają się tak bardzo na swej złej działalności, że nie starcza im czasu i sił na rzeczywistą poprawę.

Ten temat pojawia się we wszystkich trzech dzisiejszych czytaniach mszalnych. „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie” - słyszeliśmy w czytaniu z Księgi Izajasza. „Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już pochwyciłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” - napisał św. Paweł w Liście do Filipian. I wreszcie fascynująca opowieść o jawnogrzesznicy, przywleczonej do Jezusa.

To, co zrobił Jezus, jest doprawdy szokujące. On nie tylko uratował jej życie. On nie tylko zwrócił uwagę tych, którzy ją przyłapali, że sami też są grzesznikami i mają sporo na sumieniu. Nie tylko dał wyraźnie do zrozumienia, że trzeba potępiać zło, ale nie potępiać człowieka, który je czyni. Jezus dał również krótki, prosty, jasny, bardzo jednoznaczny przepis na nawrócenie. „I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. Od tej chwili już nie grzesz. Chwila nawrócenia jest chwilą graniczną. Punktem zwrotnym. Jest postawieniem kropki. Zakończeniem pewnego rozdziału. Tak, jak w tym kazaniu, które spowodowało, że człowiek po trzydziestu latach przystąpił do spowiedzi. Nawrócenie, to stwierdzenie „Dotąd podążałem złą drogą, lekceważąc reguły i przepisy. Ale teraz już z tym koniec. Zamykam tę część mojego życia i odtąd idę drogą właściwą, zgodnie z zasadami”.

W jednym z odcinków serialu rysunkowego „Fineasz i Ferb” żona złego nieudacznika Dundersztyca po jakiejś jego kolejnej klęsce mówi: „Pamiętasz, jak zrobiłeś maszynę do nakrywania stołu?”. A wieczny nieudacznik jej odpowiada: „Trudno zapomnieć, bo mi wciąż o tym przypominasz”. „To tak, jak ty mnie!” - powiedział inny mój znajomy do swojej żony. „Ty też bez przerwy mi wypominasz różne rzeczy, z którymi dawno skończyłem, za które już cię dawno przeprosiłem i które mi podobno wybaczyłaś!”

To pokazuje, że czasami można człowiekowi utrudniać poprawę, wręcz uniemożliwić nawrócenie, jeśli się mu nieustannie wypomina zło, którego się kiedyś dopuścił.

Zła nie wolno lekceważyć. Nie wolno udawać, że go w naszym życiu nie ma. Trzeba je rozpoznawać i odrzucać. Trzeba robić rachunek sumienia i przyznawać głośno: „Tak, jestem grzesznikiem”. Ale nie można ograniczać się tylko do tropienia i rozpoznawania zła w życiu swoim i w życiu innych. W pięciu warunkach dobrej spowiedzi jest rachunek sumienia, żal za grzechy, wyznanie, ale też postanowienie poprawy i zadośćuczynienie! Każda spowiedź jest taką chwilą nawrócenia. Chwilą powiedzenia - dotąd było źle, ale od teraz będzie dobrze.

Dla rozmaitych ludzi różne chwile, zdarzenia, słowa, przeżycia okazują się takim punktem granicznym, punktem zwrotnym. Punktem nie tylko dostrzeżenia w swoim życiu zła, ale również rozpoczęcia nowego etapu życia. Lepszego, niż dotychczas. Życia zgodnego z tym, czego chce ode mnie Bóg, a nie z tym, czego ja chcę od Boga.

sobota, 20 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (28): Komentarze

- To tak już dłużej nie może być. Ktoś z tym powinien zrobić porządek…
- Dzisiaj dla odmiany ty coś tam mruczysz pod nosem i ciężko cię zrozumieć. Znowu teściowa?
- Nie.
- No to kto? Żona? Syn? Pracownicy?
- Zdziwisz się. Internauci mnie doprowadzili do białej gorączki. Przecież nie można pozwalać na takie chamstwo. Na to powinien być jakiś paragraf.
- Na chamstwo? Wątpię.
- Nie chodzi tylko o chamstwo. Dlaczego pod każdą nawet najmniejsza informacją o czymś w Kościele, zaraz pojawia się pełno obrażających ludzi wierzących komentarzy? Przecież te komentarze są moderowane, więc dlaczego nie są usuwane?
- Pewnie w imię wolności słowa…
- Czy pisanie „Wy ciemni katolicy, jak długo jeszcze będziecie się dawali oszukiwać tym waszym klechom” ma coś wspólnego z wolnością słowa?
- Ja jestem złośliwy i krytyczny wobec Kościoła, ale takie coś i mnie wnerwia. Bo to jest obrażanie ludzi, a nie dyskusja.
- A to, co zacytowałem, wcale nie jest najgorsze.
- No to napisz jakiś protest. Albo przynajmniej wpisz jakiś sensowny, ale stanowczy komentarz pod tymi chamskimi w Internecie.
- Wpisałem.
- I co?
- No i się nie pojawił…

piątek, 19 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (27): Ingerencja

- Nie cierpię, jak mi się ktoś miesza do mojego życia…
- Co tam mruczysz?
- A ty lubisz, jak ci ktoś ingeruje w życie?
- Zależy w jaki sposób i po co, ale zasadniczo, to nie za bardzo.
- No widzisz. Nawet ty.
- Co nawet ja?
- Nawet ty nie lubisz, jak ci ktoś miesza w życiu.
- O co ci znowu chodzi.
- No bo czemu Bóg ingeruje w życie człowieka wtedy, jak on tego nie chce, a jak człowiek prosi o taka ingerencję, to nic z tego?
- A, ty ciągle o tym. Jednak można powiedzieć, że Bóg zwykle jednak pyta człowieka o zgodę. Maryję spytał podczas zwiastowania.
- No tak, Matkę Boską spytał. A Józefa? Chciałbyś się znaleźć na jego miejscu?
- Noooo…
- Widzisz! Józefa nikt nie pytał, czy mu odpowiada rola ojca zastępczego.
- Aleś wymyślił. „Ojca zastępczego”.
- Nie kręć, tylko powiedz, czy chciałbyś zostać takim Józefem, który się po wszystkim dowiaduje, że jego kobieta ma urodzić Bożego Syna.
- Przecież mógł nie posłuchać Boga i oddalić Maryję…
- A ty byś na jego miejscu Ją oddalił?

Stacja IX: Prawo serii

DROGA NA SZCZYT Rekolekcje wielkopostne dla...

Niektórzy mówią, że nieszczęścia nie chodzą parami, lecz stadami. Inni mówią, że w ich życiu działa prawo serii, jeśli chodzi o klęski i niepowodzenia. A jeszcze inni przekonują, że jeśli dzień im się źle zacznie, to tak już będzie do wieczora, a jeśli źle się zacznie tydzień, to siedem dni będzie do niczego i nie warto sobie nimi głowy zawracać.

„Dzisiaj od rana zadziałało prawo serii w przypadku telefonu. Znowu po miesiącach milczenia najpierw obudziła mnie jakaś baba z urzędu skarbowego na Krowodrzy, która miała sprawę do jakiegoś pana Iksińskiego. Już nie było mowy o spaniu. Zrobiłem wcześniej zakupy, obiecując sobie odespanie tej pobudki po obiedzie. Przy śniadaniu znowu odezwał się telefon, ale nikt się nie odzywał. Po godzinie terkot telefonu; znów jakaś pani chce tym razem rozmawiać z jakąś panią Krysią. To było prawo serii” - relacjonuje bogayan na swoim blogu.

„Dla naszego boksera była to najważniejsza walka od lat. Niestety, bardzo szybko się skończyła. Andrzej Gołota przegrał już w pierwszej rundzie. (…) Dzisiejsza walka toczyła się o pas USNBC federacji WBC. Wygrana miała otworzyć Gołocie drogę do walki o pas mistrzowski WBA z Nikołajem Wałujewem. Zamiast tego prawdopodobnie "Andrew" zakończy karierę. Zapowiadał, że jeśli przegra, to ostatecznie pożegna się z boksem. To siódma porażka w karierze polskiego boksera. W jego ringowym bilansie jest też 41 zwycięstw i remis” - pisał w 2008 roku dziennik.pl.

„Trzecia (nieudana) próba rozpoczęcia procesu w sprawie wycieku pytań na aplikację notarialną: - donosił jakiś czas temu Dziennik Łódzki.

Ludzie mówią: „Do trzech razy sztuka”. I jeśli trzy razy pod rząd się nie uda, rezygnują.

Pisząc w roku 2005 rozważania Drogi Krzyżowej odprawianej w Wielki Piątek w Koloseum kard. Joseph Ratzinger (dziś Benedykt XVI) napisał: „Panie, tak często Twój Kościół wydaje się nam tonącym okrętem, łodzią, która ze wszystkich stron nabiera wody. Także na Twoich łanach widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud szaty i oblicza Twego Kościoła. Ale to my sami go zbrukaliśmy! To właśnie my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem: także w jego wnętrzu, Adam upada ciągle na nowo. Naszym upadkiem powalamy Cię na ziemię. A Szatan ze śmiechem szydzi, mając nadzieję, że nie dasz już rady podnieść się z tego upadku. Liczy, że powalony upadkiem Twego Kościoła, pozostaniesz na ziemi, pokonany. Ty jednak powstaniesz. Powstałeś, zmartwychwstałeś i możesz dźwignąć także nas. Zbawiaj i uświęcaj Twój Kościół. Zbawiaj i uświęcaj nas wszystkich”.

Jezus nie mówił: „Do trzech razy sztuka”. Nie zrezygnował po trzecim upadku. Wstał i poszedł na szczyt, aby umrzeć za nas na krzyżu. Dla naszego zbawienia.

Stacja X u Afroo

Do posłuchania: Nie bądź mi kamieniem

czwartek, 18 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (26): W czyim imieniu?

- Dlaczego mam bardziej wierzyć księdzu albo tobie niż lekarzowi albo jakiemuś szamanowi? Czym się różnicie?
- Przemawia przez ciebie zawód i rozgoryczenie…
- Bo jestem zawiedziony i rozgoryczony! Zawiodłem się na Bogu. Jaki sens ma moja wiara? Powtarzam, czy twoja wiara w Boga różni się od wiary w jakieś siły, na które powołują się rozmaici szamani, bioenergoterapeuci, specjaliści medycyny Wschodu, tradycyjnej czy czego tam jeszcze? Dlaczego mam wierzyć księdzu proboszczowi, a nie sąsiadowi z czwartego pietra, który jest buddystą?
- Buddyzm nie jest religią w sensie ścisłym.
- No to jakiemuś hindusowi albo komuś z tych ludzi, których ty tak chętnie nazywasz sekciarzami.
- ksiądz, proboszcz, ja, cały Kościół, głosimy Boga prawdziwego. W Jego imię działamy.
- Ci inni też tak mówią!
- Słuchaj, Jezusowi tez nie chcieli wierzyć, gdy mówił, że przychodzi i działa w imieniu Ojca w niebie. Jak ktoś nie chce Wierzyc, to się go nie da zmusić.
- No i co?
- Nic. Jezus powiedział kiedyś: „Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?”. To się nie zmieniło. Ludzie nadal są tacy sami. Nadal jedni przyjmują Jezusa, a inni nie.

środa, 17 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (25): Klient

- Jeżeli jest tak, że Bóg według własnego widzimisię jednym ratuje życie, a innym nie, to jaki sens ma ta cała wiara? Chyba najpierw powinien uratować dziecko katolików, tych, którzy w Niego wierzą i się do Niego modlą, a dopiero potem jakieś ateistyczne, nie?
- Bóg nic nie powinien. A już na pewno nie jest od spełniania naszych życzeń.
- Jak to? Przecież nawet Jezus uczył, żeby prosić Boga w modlitwie!
- No tak, ale prośba nie jest przecież zamówieniem. Nie jesteśmy klientami, a Pan Bóg nie jest kelnerem, który musi spełniać nasze życzenia, bo nie zapłacimy.
- Jeszcze chwila, a zaczniesz mi udowadniać, że skoro jesteśmy katolikami, to nam się nic nie należy od Boga, a niewierzący mają większe niż my szanse, że trafia do nieba.
- Jesteś rozgoryczony. Przecież dzięki temu, że jesteś wierzący, wiesz co trzeba, aby zostać zbawionym. A niewierzący tego nie wiedzą. Więc tobie i mnie powinno być łatwiej, jak to mówisz, trafić do nieba. Dla nas sąd na końcu czasów nie będzie zaskoczeniem…
- Ale Bóg powinien…
- Przestań mówić Bogu, czego od Niego oczekujesz. Spróbuj się lepiej dowiedzieć, czego On od Ciebie oczekuje.
- Ty nie bądź taki Kennedy…

wtorek, 16 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (24): Dlaczego ona?

- Wiara, wiara! Ty mi tu z wiarą nie wyjeżdżaj. Wiadomo, że pomocy szukaliśmy przed wszystkim u ludzi. Modlitwa o cud była tylko jedną z wielu możliwości. Trochę tak, jak wizyta u tego szamana.
- Szamana?
- No byli z nią u takiego uzdrowiciela skądś ze Wschodu. To nie nazywa medycyna tradycyjna czy jakoś tak.
- Sam nie traktujesz tego poważnie.
- Ale spróbować nie zawadzi. A nuż pomoże?
- Modlitwę tez traktowaliście na zasadzie „A nuż pomoże”?
- A co, twoim zdaniem mieliśmy zrobić tak jak ci w Ameryce, którzy zrezygnowali z leczenia dziecka, bo wierzyli, że Bóg uratuje ich dziecko? Ich dziecko umarło, a oni trafili do sądu.
- Wiara nie wyklucza…
- Skończ z ta wiarą! Ty wiesz, że w tym samym szpitalu zdarzył się jednak cud? Gdy moja siostrzenica umierała, nagle gwałtowna poprawa nastąpiła u innej dziewczynki. Córki zdeklarowanych ateistów, antyklerykałów. Jej matka to klasyczna walcząca feministka. Jej dziecko Bóg uratował! A dziecka mojej siostry nie! Dlaczego? Ty się dziwisz, że moja siostra nie chce teraz chodzić do kościoła?
- Nie dziwię się. Ale moim zdaniem to wszystko się stało po to, aby nie tylko twoja siostra bardziej uwierzyła.
- Chyba kpisz!

poniedziałek, 15 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (23): Prezent

- Co się stało? Masz jakąś taką minę…
- Czy ciebie Bóg nigdy nie zawiódł?
- Co?
- Pytam, czy Bóg cię nigdy nie zawiódł.
- Ale co przez to rozumiesz, że „zawiódł”?
- Acha, czyli ciebie też. Dlaczego Bóg nie wysłuchuje, kiedy Go o coś prosimy? Nie o jakieś duperele, ale o rzeczy ważne i dobre.
- Zaraz, chwileczkę. Nie powiedziałem, że Bóg mnie zawiódł.
- Ale też nie zaprzeczyłeś. Czyli coś jest na rzeczy.
- A ciebie zawiódł?
- I to jak!
- Co się stało?
- Siostrzenica mi umarła! A tak się wszyscy modliliśmy o jej zdrowie. Nawet ja codziennie różaniec odmawiałem. I co? I nic. Nie żyje. Pogrzeb pojutrze. Musze jechać na drugi koniec Polski. Dlaczego Bóg zabił takie niewinne dziecko? Za dwa tygodnie skończyłaby cztery latka. Dlaczego nie wysłuchał modlitwy tylu ludzi? Dlaczego nie zrobił cudu? Dlaczego w ogóle dopuścił, żeby taka mała, urocza istotka zachorowała i tak bardzo cierpiała?
- Słuchaj, wiem, że to zabrzmi okrutnie, ale muszę ci zadać pytanie. I nie musisz na nie głośno odpowiadać. To jest pytanie dla ciebie.
- Zadawaj.
- Czy kiedy się modliłeś za tę siostrzenicę, naprawdę wierzyłeś, że można ją uratować? Czy wierzyłeś tak bardzo, że na przykład kupiłeś jej już prezent urodzinowy?

niedziela, 14 marca 2010

Trzecia przypowieść

4. Niedziela Wielkiego Postu C

Tomek był ulubieńcem trenera właściwie od zawsze. Odkąd pojawił sie w klubie i trafił do sekcji. Zawsze miał czas i chęci nie tylko trenować, ale również posprzątać na sali albo w magazynie sprzętu. Zawsze był przygotowany do zajęć teoretycznych. Nigdy po zawodach nie spieszył się do domu, tylko miał czas, aby pomóc trenerowi rozładować samochód, a potem iść z nim aż pod jego dom, rozmawiając o rozegranym meczu, o tym, kto był dobry, a kto zawiódł.

Miał świadomość, że nie wszyscy w drużynie tę jego wyjątkowa pozycję akceptują, ale jeszcze do niedawna nic sobie z tego nie robił. Jednak ostatnio zauważył, że trener zaczyna go trochę trzymać na dystans, że zdarza mu się go nie tylko chwalić, ale również za coś opieprzyć. A i w zespole coś się pozmieniało. Chłopaki już go nie prosili, o załatwienie tego czy tamtego z trenerem. Szli do niego sami i bez pośrednictwa Tomka dostawali to, czego chcieli.

Za tydzień były imieniny trenera. Tomek ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś go zdążył ubiec z organizowaniu zbiórki na prezent. To Krzysiek po treningu w szatni rzucił hasło: "Co chłopaki, zbiórka na trenera". "Jak zawsze, po dysze?" - zapytał Mateusz. "No co wy, chłopaki, po dysze?" - zawołał na cały głos Tomek. "Wy chyba szacunku do trenera nie macie. Po dysze to za mało. Ja myślę, że wypadałoby po pięć dych... Trener zasługuje na naprawdę fajny prezent...".

Przypowieść o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu w Ewangelii według św. Łukasza poprzedzają bezpośrednio dwie inne: przypowieść o zaginionej (a właściwie znalezionej) owcy i o zgubionej (a właściwie znalezionej) drachmie. Przypowieść o ojcu i dwóch synach jest trzecia. Jest kolejną w szeregu podobnych przypowieści. Od przypowieści o drachmie dzielą ją tylko słowa: "Powiedział też". Wszystkie trzy zostały opowiedziane jako reakcja na oburzenie faryzeuszów i uczonych w Piśmie "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi".

Miłosierny ojciec stoi więc w jednym szeregu ze szczęśliwym znalazcą owcy, który nie wahał się zostawić dziewięćdziesięciu dziewięciu innych na pustyni i udać się na poszukiwania tej jednej, zaginionej. A potem w wielkiej radości znalezienia sprosił przyjaciół oraz sąsiadów, by ja z nim dzielili. Miłosierny ojciec stoi więc w jednym szeregu z kobieta, która nie szczędziła światła i wysiłku, by znaleźć jedną zgubioną drachmę, a potem z wielką radością w dużym gronie świętowała jej znalezienie.

Przypowieść o ojcu i synach to szczyt reakcji Jezusa na faryzejskie oburzenie. Już nie mówi o owcach czy pieniądzach. Mówi o ludziach. Podobnie jak w poprzednich dwóch, mamy do czynienia z wielką radością z odnalezienia syna, który się na życiowych drogach zagubił. Lecz tylko w tej przypowieści zrozumiała wydawałoby się radość jest skontrowana przez starszego syna. On się nie cieszy w powrotu brata. On nie chce świętować. Zgłasza jakieś dziwaczne pretensje. O co mu chodzi?

Czy nie o to, że właśnie stracił renomę tego "jedynego sprawiedliwego"? Jedynego, który jest naprawdę wierny, który jest w porządku, który zasługuje na pochwały. Czy nie o to mu chodzi, że właśnie stracił monopol na bycie "prawdziwym" synem, prymusem, pupilkiem, ostoją? Że skrucha i nawrócenie tamtego w cień zepchnęła jego tak długo budowaną pozycję?

Nie jest łatwo się cieszyć z poprawy, z nawrócenia drugiego człowieka. Nie jest łatwo się cieszyć z czyjegoś powrotu do domu, do rodziny, do wspólnoty. Przecież trzeba mu będzie na nowo zrobić miejsce. Nie tylko przy stole. Także w sercu. Swoim. Cudzym. O wiele łatwiej jest się cieszyć z odnalezionej owcy albo drachmy.

sobota, 13 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (22): Wyrzut

- No już nie patrz tak na mnie z wyższością i z wyrzutem. Wiem, że marny ze mnie katolik. Nic na to nie poradzę. Muszę z tym żyć. Ja mam tak, jak ta piosenkarka, która przeklinała strasznie w czasie koncertu dla młodzieży, a potem powiedziała: „Przykro mi, ale nie zamierzam tego zmienić”.
- Wcale nie patrzę z wyższością. No, może trochę z wyrzutem.
- Wiem, masz mnie za takiego, co w niedziele nie chodzi do kościoła, w wielu kwestiach ma inne zdanie niż uczy Kościół, wybiera sobie z przykazań tylko niektóre i jeszcze się śmieje z takich porządnych jak ty i wytyka im jakieś drobnostki.
- Widzę, że potrafisz trzeźwo ocenić samego siebie.
- Ale wiesz, co mnie najbardziej wkurza?
- Nie wiem.
- Ty.
- Ja? To, że jestem dla ciebie chodzącym wyrzutem sumienia? To chyba dobrze. Dzięki temu jednak zastanawiasz się nad sobą i może kiedyś w końcu coś z tego dobrego wyniknie. W sumie nie jesteś przecież taki zły.
- Nie. Mnie wkurza, że uważasz się za człowieka uprawnionego do oceniania mnie i wystawiania mi cenzurek. Kto ci dał takie prawo? Ty sobie z wyrzutem popatrz do lustra, a nie na mnie!

piątek, 12 marca 2010

Stacja VII: Znowu?

DROGA NA SZCZYT Rekolekcje wielkopostne dla...

Jedno niepowodzenie to za mało?

„Łapom nie udało się sprzedać ośrodka wczasowego nad morzem. Drugi przetarg na sprzedaż majątku upadłych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Łapach nie przyniósł dobrych wiadomości dla syndyka. Nie udało się nic sprzedać, choć tym razem było kilka osób zainteresowanych kupnem. (…) Kiedy będzie kolejny przetarg i czy wyceny znów zmaleją? - Na dzisiejszym przetargu nie udało się nic sprzedać. Rada wierzycieli postanowi kiedy będzie następny, czy w ogóle i czy będą jakieś obniżki obecnej ceny wywołania - powiedziała Alina Sobolewska, syndyk masy upadłościowej ZNTK Łapy” - donosił na początku marca br. serwis internetowy TVP Białystok.

„Ślubu Przybylskiej znów nie będzie...” - poinformował w grudniu ubiegłego roku rozczarowany serwis Pudelek i przypomniał: „Każdego roku przed świętami powraca temat planów ślubnych Anny Przybylskiej. Aktorka od lat związana jest z piłkarzem Jarosławem Bieniukiem, ale nawet przyjście na świat dwójki ich dzieci i dalsze plany powiększenia rodziny, nie nakłoniły pary do zalegalizowania związku”.

„Pogoda znów nie dopisała. Mające się odbyć w dniu dzisiejszym zawody samolotowe z udziałem 20 załóg, znów zostały odwołane. - Od rana obawialiśmy się, że pogoda znów pokrzyżuje nam plany. Początkowo przesuwaliśmy odprawę w nadziei, że warunki atmosferyczne się nieco polepszą. Niestety tak się nie stało. Pułap chmur był za niski, wiał wiatr, widoczność nie była wystarczająco dobra. Starty, musiały rozpocząć się najpóźniej o 13:00. Nie mogliśmy przesuwać już dalej odpraw. Gdybyśmy wystartowali później, zawodnicy nie zdołaliby wylądować przed zmrokiem - mówi Anja Tatarczuk. Konkurencja, która miała się dziś odbyć, początkowo została zaplanowana na piątek. Powodem odwołania wczorajszych zawodów, była również niesprzyjająca zawodnikom pogoda” - ubolewał w lutym serwis lotniczapolska.pl.

„i znów się nie udało :(
Był mąż, był seks, była nadzieja.
Dziś zrobiłam test i znów klęska........
Znów........................... :((((((((((((„ - zapisała autorka bloga „Próba czasu”.

Dlaczego znowu się nie udało? Dlaczego znowu klęska? Po co mi jeszcze jedno niepowodzenie? Mam dość po pierwszej katastrofie. Jeszcze czuję skutki tamtego upadku, więc nie potrzebuję następnego. Czy nie wystarczyło, że jedno kolano mam rozbite? Muszę sobie rozbić i drugie? Wydawało mi się, że po ostatniej spowiedzi mam dość siły, aby nie popełnić znowu tego samego grzechu, a jednak… Ehhhh…

„Co nam, grzesznym ludziom, mówi ten drugi upadek? Bardziej jeszcze niż pierwszy zdaje się wzywać do powstania - do powtórnego powstania na naszej drodze krzyżowej” - napisał Jan Paweł II w rozważaniach Drogi Krzyżowej w roku 2000. „W tym spotkaniu ze Zbawicielem wielu usłyszało Jego zapewnienie: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali» (2 Kor 12, 9). Powstawali umocnieni i przekazywali światu słowo nadziei płynącej z krzyża. Dziś, przekraczając próg nowego tysiąclecia, trzeba abyśmy wnikali w treść tego spotkania. Trzeba, aby nasze pokolenie zaniosło przyszłym wiekom Dobrą Nowinę o powstawaniu w Chrystusie”.

Dobrze. Spróbuję jeszcze raz.

Posłuchaj: Znowu w życiu...

Stacja ósma u Afroo

Niezbyt wielkie posty (21): Podstawa

- Moja córka wchodzi w okres trudnych pytań. Twój syn też?
- Zależy co masz na myśli mówiąc „trudne pytania”.
- Wczoraj mnie nagle zapytała, co jest dla mnie najważniejsze w życiu. Tak bez ostrzeżenia. Nawet nie oderwała wzroku od ekranu komputera, tylko w trakcie luźnej wymiany zdań rzuciła: „Tato, a co dla ciebie właściwie jest najważniejsze w życiu?”. Kompletnie mnie zaskoczyła.
- I co jej odpowiedziałeś?
- Że się muszę zastanowić.
- No co ty? Poważnie tak dziecku odpowiedziałeś na fundamentalne pytanie?
- Mówię, że mnie zaskoczyła. Człowiek na co dzień ma głowę zajętą głupotami, a to przecież nie jest byle jakie pytanie.
- No to straciłeś chyba wielką okazję wychowawczą.
- Nie, ona powiedziała, że poczeka i jeszcze raz zapyta dzisiaj.
- O, chyba jej naprawdę zależy na odpowiedzi.
- No, najwyraźniej. A ty co byś odpowiedział na takie pytanie?
- Że miłość.
- Eche, zwłaszcza do teściowej, co?
- Nie spłycaj. Dla ciebie miłość nie jest ważna? Może nienawiść do M. jest ważniejsza?
- E, nie. Jak tak pomyślę, to faktycznie, jednak miłość jest podstawą. Ale człowiek, kurka, jakoś o tym na co dzień nie pamięta.

czwartek, 11 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (20): Intencje

- Ty powiedz, że to nieprawda.
- Co?
- Podobno pożyczyłeś komuś dziesięć tysięcy.
- Bo co?
- Pożyczyłeś, czy nie?
- Można to tak nazwać.
- Nie do wiary. A mnie stówy nie chciałeś pożyczyć. I nie tylko mnie!
- Ty chciałeś mnie naciągnąć na stówę i zabawić się moim kosztem.
- Najpierw tego nie wiedziałeś, a nie paliłeś się do pożyczania. Więc dlaczego nagle komuś pożyczyłeś tyle forsy?
- Może po prostu zauważyłem, że ktoś jest w pilnej potrzebie?
- Nie wierzę. Ty musisz mieć w tym jakiś interes. Ty coś z tego masz.
- Cóż mogę mieć z tego, że komuś pożyczyłem pieniądze?
- Odsetki chociażby.
- To nie jest oprocentowana pożyczka. To w ogóle nie jest pożyczka.
- Nie? A co?
- Po prostu dałem im te pieniądze. I jeszcze podatek zapłaciłem.
- Tak całkiem bezinteresownie?
- Czy ty musisz się wszędzie dopatrywać złych intencji?
- Życie mnie nauczyło, że dzisiaj nikomu nie można ufać. Zwłaszcza, jak robi coś dobrego.

środa, 10 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (19): Prawo

- Kurcze, pogubiłem się w tych przepisach. Czy oni muszą co chwilę zmieniać prawo? A potem się dziwią, że ludzie go nie przestrzegają.
- Zbyt poważnie to wszystko traktujesz. Chłopie. Nasi dzielni prawodawcy dobrze wiedzą, że większością ich produkcji nikt się nie przejmuje, więc wymyślają różne głupoty, żeby nie było, że nic nie robią.
- Co ty gadasz? Przecież takie podejście do prawa nie ma sensu.
- Nie ma sensu? Sensu to nie ma nawet próba przestrzegania wszystkich durnych przepisów. Trzeba wybrać, które mają sens i tych się trzymać. A resztą się nie przejmować.
- No tak, zapomniałem, że ty nawet z Dekalogu wybierasz sobie, co ci pasuje, a resztę olewasz.
- Mnie nie odpowiada zasada „Durne prawo, ale prawo”.
- Przecież prawo powinno być dla człowieka, nie przeciwko niemu. Także to prawo, które wymyślają ludzie. Bóg nie wydaje zbędnych przepisów. One wszystkie są potrzebne.
- Serio? Te wszystkie zakazy, komplikujące mi życie, to dla mojego dobra?
- A żebyś wiedział. Co do jednego.

wtorek, 9 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (18): Siedem

- No i po co dałeś temu debilowi mój adres mailowy?
- Słucham?
- No dałeś temu kretynowi namiary na mnie i mi przysyła jakieś idiotyczne tłumaczenia.
- A konkretnie o kim mowa?
- Jak to o kim? O M.!
- Faktycznie dałem mu twojego maila. Pamiętam, że cię o tym uprzedziłem.
- Co mi z twojego uprzedzenia? Na durne maile to nie pomaga. Ty wiesz, co on zrobił?
- Nie wiem.
- Siedem razy mi przysłał tego samego maila z przeprosinami.
- I co ty na to?
- Niech spada na drzewo. Wszystkie poszły do kosza.
- Czemu ty mu nie chce wybaczyć?
- Bo nie. Mam swoje powody i nie zamierzam się z nich nikomu tłumaczyć.
- Strasznie jesteś zawzięty. Może jednak się zastanowisz i dasz mu szansę?
- Nie da rady.
- Nawet jak ci przyśle tego maila siedemdziesiąt siedem razy?
- Wtedy to go na pewno zgłoszę jako spamera.

poniedziałek, 8 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (17): Uznanie

- Ja się wezmę i wyprowadzę na Zachód.
- Nie zrobisz mi tego. Komu wtedy będę robił na złość?
- Ciebie akurat mógłbym wziąć z sobą.
- O, dzięki za uznanie. A czym ci cała reszta zawiniła?
- Głupotą i ślepotą!
- Rzekłbym zarzuty dość ogólnej natury. A bardziej szczegółowo? Zwłaszcza w temacie ślepoty?
- Człowiek tu dla nich żyły wypruwa, daje z siebie wszystko, a w zamian tylko pretensje i wieczne kręcenie nosem.
- A, dowartościować cię nie chcą, tak?
- Myślałem, że już się do tego przyzwyczaiłem, ale wystarczyło, że pojechałem na Zachód i okazało się, że tam, jak człowiek coś dobrze robi, potrafią zauważyć i docenić.
- Widzę, że wyjazd zagraniczny nie zrobił ci dobrze.
- Jak to nie? Nareszcie zrozumiałem, że moje wysiłki mają sens! Że to, co robię, ma rzeczywistą wartość i może budzić uznanie, a nawet podziw. Tutaj nigdy dobrego słowa nie usłyszałem, nie mówiąc o pochwałach i wdzięczności. A okazuje się, że jestem z moimi pomysłami w światowej czołówce.
- No i dlaczego się denerwujesz? Kto jak kto, ale ty powinieneś pamiętać, że „Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”. To zdaje się Jezus powiedział, co?
- No tak, ale… Zresztą, szkoda gadać.

niedziela, 7 marca 2010

Do ukarania

3. Niedziela Wielkiego Postu C

„Dziękujemy, my już jesteśmy nawróceni” - usłyszał niedawno młody ksiądz, gdy chciał wejść do szpitalnej sali, aby zaproponować spowiedź. Ale nie stracił rezonu. „Czyli macie problem z głowy i nie musicie się już więcej nawracać?” - zapytał, stojąc w progu. „Nooo, zasadniczo tak” - dość pewnie odpowiedział jeden z chorych. „A to świetnie, bo słyszałem od lekarzy, że w najbliższym tygodniu wszyscy traficie na stół operacyjny. A jak zapewne wiecie, najlepszy chirurg tego szpitala pojechał na dwa tygodnie na narty”. W sali zrobiło się cicho. W końcu jeden z chorych odezwał się cicho: „Wie ksiądz, myśmy tylko tak żartowali… Ja bym się chętnie wyspowiadał przed operacją…”.

Słowa „nawrócenie, nawrócić się” są w Kościele odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki. A już w Wielki Poście to bez przerwy. Nawet mniej więcej wiadomo, że nawrócenie, to ma być jakaś zasadnicza zmiana nastawienia człowieka, odwrócenie się od zła, a zwrócenie się ku Bogu. Ale ile razy w życiu trzeba to robić?

Według jednego ze słowników nawrócenie oznacza przyjęcie jakiejś religii, innego wyznania. Słownik jako przykład podaje „nawrócić się na chrześcijaństwo, nawrócić się na islam”. Ale inny słownik twierdzi, że nawrócenie jest procesem podjęcia świadomej decyzji zerwania z grzechem i zwrócenia się do Boga oraz zawierzenia Jego miłości. Dokonuje się ono we wnętrzu człowieka (Leksykon duchowości katolickiej). A więc jednorazowy akt, czy długotrwały proces? Bo jeśli jednorazowy akt, to zasadniczo nie za bardzo większości z nas dotyczy. Mało kto z nas chce zmieniać swoją religię. Niejedna i niejeden z nas przyzwyczaił się do niej, jakoś dopasował ją do swego życia i nauczył się w taki sposób żyć, żeby przy jak najmniejszym wysiłku wyznawana religia nie komplikowała mu życia, ale też, żeby nie wchodzić z jej zasadami w jakiś wyrazisty konflikt. Ot, wypełniać pewne minimum. Po to, aby móc w miarę spokojnie powiedzieć „Jestem katolikiem”. Po to, aby mieć poczucie jakiejś stabilizacji. Aby móc, wcale nie w żartach, patrzeć na innych i myśleć o sobie „Przy nich to wcale nie jestem takim strasznie grzesznym człowiekiem. Jestem całkiem w porządku wobec Boga i wobec Kościoła”. Więc dlaczego, a przede wszystkim po co mam się nawracać? Niech inni się nawracają.

Czytania trzeciej niedzieli Wielkiego Postu (rok C) mówią o nawróceniu. Naprawdę. Na przykład pierwsze czytanie, opowiadające o Mojżeszu i krzaku, który się nie spalał. Ono mówi o nawróceniu. O zmianie, która właśnie w tym momencie zaczyna się w życiu Mojżesza i w życiu całego Narodu Wybranego. Zmianie na lepsze. „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód” - powiedział Bóg. Prawdziwe nawrócenie jest zawsze zmianą na lepsze. Dzięki nawróceniu życie człowieka staje się lepsze. Dzięki nawróceniu życie z człowiekiem staje się lepsze.

Ale nie jest tak, że dokonuje się to raz, a dobrze. Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian zwrócił uwagę, że Izraelici co prawda dali się Mojżeszowi wyprowadzić z Egiptu, co prawda przeprowadził ich przez Morze Czerwone, co można uznać za obmycie podobne do chrztu, ale nie potrafili zdecydowanie zerwać z wygodnym, niewolniczym życiem, jakie wiedli pod władzą faraonów. Nie dotarli do Ziemi Obiecanej. Ich nawrócenie okazało się chwilowe i nietrwałe. Wiele razy dawali do zrozumienia, że nie wiedzą po co i dlaczego mają tak radykalnie zmieniać swoje życie z łatwiejszego na trudniejsze, z jako tako ustabilizowanego i względnie bezpiecznego, na pełne niewiadomych i niebezpieczeństw.

Dlaczego mamy się nawracać? Gdyby przeczytać dzisiaj tylko pierwszą część fragmentu Ewangelii według św. Łukasza, odpowiedź byłaby prosta. „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” - powiedział Jezus. Trzeba się nawrócić i zmienić swoje życie ze strachu. Z obawy przed karą. I to nie byle jaką karą, ale karą Bożą. Być może niektórzy jeszcze pamiętają „Sześć głównych prawd wiary”. Druga z nich brzmi: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze”. Są ludzie, są katolicy, chrześcijanie, którzy widzą w Bogu wyłącznie sędziego. A nawet więcej, skrupulatnego i nieprzychylnego człowiekowi urzędnika, skupionego na tropieniu jego grzechów, wpadek i niedociągnięć. Oni, gdy mówią o bojaźni Bożej, naprawdę mają w oczach strach. Oni wierzą głęboko w piekło przedstawiane w rozmaitych wizjach, jako miejsce przerażające, pełne bólu oraz fizycznego cierpienia i panicznie boją się, że tam trafią.

Nie należy lekceważyć kary Bożej. Kara jest konsekwencją zła. W dzisiejszej Ewangelii Jezus wyjaśnia jej sens. Nie należy za karę Bożą uważać automatycznie każdego nieszczęścia, jakie spotyka człowieka. Nie należy mówić z satysfakcją: „O, Pan Bóg go pokarał”, gdy wredny sąsiad złamie nogę na oblodzonym chodniku. To jest czynienie z Boga złośliwego staruszka, który podstawia sękaty kij człowiekowi, który mu podpadł. Bóg nie jest złośliwym staruszkiem o prawniczym umyśle, który na bieżąco wyrównującym swoje porachunki ze światem.

Druga z głównych prawd wiary nie straciła ważności ani aktualności. Jezus wielokrotnie przypominał, że na końcu czasów, gdy przyjdzie powtórnie, odbędzie się sąd. Sąd Ostateczny. Jezus bardzo plastycznie go zapowiadał. Z tego sądu jedni wyjdą z nagrodą, a drudzy wyjdą z karą.

Ale czy strach jest wystarczającą motywacją, by zdecydowanie zmienić całe swoje postępowanie? Aby zmienić radykalnie swój sposób podejścia do życia? Aby przestawić swoje myślenie? Niekoniecznie.

Kilka dni temu doświadczony kierowca, znający znakomicie polskie drogi, dawał wskazówki kumplowi, który wybierał się na drugi koniec kraju. „Wiesz, jaka jest zasada. Nie chodzi o to, aby jeździć zgodnie z przepisami, ale o to, aby nie dać się złapać” - mówił z głębokim przekonaniem. To jest właśnie postawa, którą rodzi opieranie się na strachu. Nie chodzi o to, aby postępować dobrze, tylko o to, aby nie dać się przyłapać na złym. Takie reguły wielu próbuje stosować nie tylko wobec drogówki, skarbówki i wszelkich innych służb kontrolnych. Próbują w ten sposób „pogrywać” z Panem Bogiem. A jeśli już „wpadną”, zachowują się jak niejeden kierowca złapany przez policję - starają się jakoś wykręcić od ponoszenia konsekwencji swego działania. W stosunku do policjanta odwołują się do litości albo starają się go przekupić. A wobec Boga? Odwołują się do Bożego miłosierdzia. Uważają, że Boże miłosierdzie oznacza ze strony Boga pobłażliwość dla zła, lekceważenie go. „Wobec szerzącego się dziś na gruncie relatywizmu obrazu Jezusa jako dobrodusznego Przyjaciela, który „przymyka oko” na ludzkie słabości i nie daje się sprowokować do karania, trzeba może przypominać o odpowiedzialności przed Bogiem za dokonywane wybory i czyny” - napisał kiedyś w „Przewodniku Katolickim” ks. Krzysztof Różański. „Słynne zdanie z Listu św. Jakuba: „Miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,13), nie przeczy istnieniu możliwości poniesienia odpowiedzialności za grzechy”.

Ks. Różański burzy pewien wygodny dla współczesnego człowieka mit na temat Bożego Miłosierdzia. „Gdy wczytamy się w notatki św. Faustyny Kowalskiej, zwanej z uwagi na swe mistyczne doświadczenia Sekretarką Bożego Miłosierdzia, nie znajdziemy w nich zaprzeczenia prawdzie o Bożym sądzie i ewentualnej karze. Wręcz przeciwnie, Jezus mówił do Świętej: „nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia” (Dzienniczek, I, 35)”. „Podobnie jak inni mistycy, także św. Faustyna miała wizję piekła, będącego ostateczną karą za popełnione zło. Szerzone przez nią apostolstwo miłosierdzia miało ratować ludzi przed piekłem poprzez nawrócenie z miłości do Boga, a nie ze strachu przed karą” - przypomniał ks. Różanski. Nic dodać, nic ująć.

Przypowieść o drzewie figowym i ogrodniku z drugiej części dzisiejszego fragmentu Ewangelii nie mówi o tym, że bezowocnej roślinie należy odpuścić i zostawić ją na zawsze swemu losowi. Nie. Drzewo dostaje kolejną szansę, ale trwającą do czasu. „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć” - prosi ogrodnik. Na tym właśnie polega Boże Miłosierdzie. Bóg nie zaczął uznawać zła za dobro. Nie ignoruje grzechów. Nie mówi: „Niech każdy sobie żyje, jak chce, a i tak dostanie wieczną nagrodę, i tak będzie zbawiony”. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Bóg jest Miłością. I nie ma tu żadnej sprzeczności.

sobota, 6 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (16): Grzeczni

- Wiesz, w związku z tym co opowiadałeś o tych swoich pracownikach, którzy cię okradli, przypomniało mi się takie powiedzenie: „Nie rób drugiemu dobrze, nie będzie źle”. I nie uwierzysz, ale usłyszałem to powiedzenie pierwszy raz od księdza!
- Od księdza? Za bardzo chrześcijańskie to ono nie jest. Broń mnie Panie Boże przed księdzem, który kieruje się taką zasadą.
- Ksiądz jest złota dusza i oczywiście powiedzenie przytoczył w żartach, bo sam postępuje dokładnie odwrotnie. Ale coś w tym jest. Jeszcze jedno powiedzenie mi się przypomniało: „Każde dobro będzie ukarane”. Dobre, nie?
- Ty tu sobie żarty stroisz, a ja naprawdę zaczynam mieć tego wszystkiego dość. Ja naprawdę w życiu za dobro, które komuś robię, dostaję w zamian zło. Nawet od najbliższych.
- No widzisz. Mnie też czasem nachodzą myśli, że nie warto się starać i być dobrym, bo dranie i sukinsyny mają lepiej na tym świecie. Byle tylko zdążyć przed śmiercią się poprawić, to nawet do nieba się idzie. Pamiętam coś takiego z kościoła, że jak się jakiś bydlak poprawił, to ogólna impreza była, a tego, co grzecznie zasuwał, to nikt nawet nie pochwalił…
- Wiesz co, ci grzeczni, to czasem więcej na sumieniu mają niż ci, co uchodzą za łotrów.
- Oooo, naprawdę źle z tobą, skoro cię wzięło na taką szczerość…

piątek, 5 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (15): Zwolnienia

- Jakoś nie za dobrze wyglądasz. Stało się coś?
- A takie tam. Mam problemy z firmą.
- Skarbówka? Coś pokombinowałeś? Nie wierzę. To nie w twoim stylu.
- Nie, oczywiście, że nie. Chodzi o pracowników.
- Na pewno za dużo od nich wymagasz. Już ja cię znam. Nigdy nie pamiętasz, że ludzie to nie maszyny.
- Do lenistwa już się przyzwyczaiłem. Ale teraz mam naprawdę problem. Musiałem wyrzucić dwóch ludzi dyscyplinarnie. Wcale nie za to, że się obijali w czasie pracy.
- Nie? A za co? Aż dyscyplinarnie?
- Wiesz przecież, że co prawda wymagam dużo od ludzi, ale o nich dbam, płacę lepiej niż inni, opiekę zdrowotną zapewniam, nie nadużywam nadgodzin…
- Już się nie chwal. Czemu ich wywaliłeś?
- Bo mnie okradli!
- Żartujesz.
- Nie, w zeszłym tygodniu po cichu sprzedali na lewo bardzo drogie komponenty.
- Zawiadomiłeś policję?
- Jeszcze nie.
- No to na co czekasz?
- Nie chcę ani im ani sobie niszczyć życia…
- Nie wiem, czy to dobre rozwiązanie.
- A najgorsze jest to, że zawiedli mnie ludzie, którym najbardziej ufałem. To naprawdę boli…

czwartek, 4 marca 2010

Uwaga na słowa

Trzeba uważać na słowa – mawia jeden z moich znajomych, który charakteryzuje się bardzo ostrym językiem. Niejednokrotnie z tego powodu miał problemy i nieprzyjemności. Niejednokrotnie musiał przepraszać. I właściwie można by powiedzieć, że dobrze mu tak, skoro najpierw kłapie dziobem, a potem ewentualnie myśli co i do kogo powiedział.

Ostatnio jednak zrobiło mi się go żal. Skarżył mi się, że bardzo pracuje nad sobą, uczy się kulturalnego i nieobraźliwego zwracania ludziom uwagi, stara się każdemu człowiekowi okazywać szacunek należny osobie ludzkiej, jednak ludzie nadal uważają, że zwraca się do innych po chamsku i słyszą więcej i ostrzej, niż on sam mówi.

Zaraz mi się przypomniało, jak to jeden polski polityk powiedział o drugim polskim polityku, że sprawowaną przez niego funkcję może pełnić człowiek niski, ale nie mały. Jak na moje ucho, to takie aluzje raczej nie są dowodem wysokiego wyrobienia towarzyskiego, ale cóż, nie jest nigdzie powiedziane, że politykami muszą być wyłącznie ludzie bardzo wysokich lotów.

Jednak aż zastrzygłem uszami, gdy inny polityk, krytykując wypowiedź tego pierwszego stwierdził, że to brzydko nazywać ważnego polityka kurduplem. Oczywiście pierwszy polityk natychmiast ogłosił w mediach, że on takiego słowa nie użył. No tak, widać, że sposób, w jaki wcześniej formułował swoje myśli, mocno utkwił w głowach jego kolegów polityków.

Kłopoty z powodu użytych słów mają też inni. Dwoje maturzystów z Wrocławia właśnie złożyło do sądu pozew przeciwko Ryszardowi Legutce, byłemu ministrowi edukacji i obecnemu europosłowi. Były minister nazwał ich „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami”. Uczniowie twierdzą, że to narusza ich dobra osobiste.

Chodzi o uczniów z Wrocławia, którzy pół roku temu złożyli w gabinecie dyrektora szkoły petycję o usunięcie symboli religijnych z terenu liceum. Sprawę w mediach na bieżąco komentował profesor Legutko, europoseł z okręgu wrocławskiego. Uczniów nazwał m.in. „smarkaczami”, a ich działania „typową szczeniacką zadymą”. No i teraz będzie się z tego tłumaczył przed sądem.

Nie jestem zwolennikiem obrażania ludzi i wiem, że na to, co się mówi, trzeba bardzo uważać, aby nie naruszyć godności drugiego człowieka. Sam też nie lubię, gdy ktoś w stosunku do mnie nie przebiera w słowach. Nie mogę jednak zapomnieć, że Pan Jezus nazywał niektórych obłudnikami, a nawet grobami pobielanymi. Coś mi się wydaje, że dzisiaj chętnie by Go oni za to pozwali do sądu i zażądali wielotysięcznego odszkodowania.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Niezbyt wielkie posty (14): Czujka

- Jak to nie zauważyłeś, kiedy przyszli? Przecież z tego punktu obserwacyjnego wszystko znakomicie widać, cały parking i ulice dookoła! Tu się nie da wejść niepostrzeżenie!
- Nie wiem, jak to się stało. Naprawdę nie widziałem, kiedy przyszli. Zjawili się nagle i od razu zaczął wyć ten alarm samochodowy.
- Przecież sąsiedzi mnie zabiją. Od dwóch lat, odkąd powołaliśmy na osiedlu naszą straż obywatelską, ani raz im się nie udało. Co mnie podkusiło, żeby ciebie zarekomendować? Na pierwszym dyżurze taka wpadka! I żeby to okradli jeden samochód. Ale cztery? Jak to możliwe?
- Sam mówisz, że to mój pierwszy dyżur. Brak mi doświadczenia…
- Słuchaj, to nie jest możliwe, żeby cztery auta… Jest tylko jedno wytłumaczenie…
- Jakie?
- Takie, że zamiast czuwać i pilnować parkingu, po prostu zasnąłeś!
- No wiesz co!
- Wiem, lepiej się przyznaj, bo i tak to któryś z sąsiadów z ciebie wyciągnie.
- Ale tylko na moment. Sam nie wiem, kiedy mi się oczy zamknęły. Zdrzemnąłem się na chwileczkę.
- Akurat. Spałeś co najmniej cztery godziny. Z zapisu naszej kamery internetowej wynika, że złodzieje najpierw kilka razy sprawdzali, czy ktoś zareaguje, gdy wejdą między samochody… No i w końcu się włamali.
- A skąd ja miałem wiedzieć, że akurat tej nocy przyjdą?

środa, 3 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (13): To tak, tamto nie

- O, mój ulubiony stragan. Czekaj. Muszę kupić trochę owoców.
- Ulubiony stragan? Dlaczego ulubiony?
- Bo tu nie trzeba brać tego, co chce sprzedawca, tylko można sobie samemu wybrać.
- W hipermarkecie też tak można.
- Kto kupuje owoce w hipermarkecie? Człowieku! Ja kupuję tylko świeże na sprawdzonym straganie.
- Widzę, że umiesz wybierać.
- A co w tym dziwnego? Przecież nie będę płacić za jakieś zgniłki.
- Naprawdę pełny podziw. Umiesz wypatrzyć najlepsze sztuki. Ja zwykle biorę jak leci.
- Twoja sprawa.
- Bo ja wiem… Popatrz, jak ty powybierasz tylko to, co najlepsze, to dla innych zostaną już tylko gorsze owoce, prawda? Czy to jest w porządku?
- Za te pieniądze tu powinny być same najlepsze owoce.
- W życiu tak nie ma, że są same najlepsze rzeczy. Najlepsze zawsze jest wymieszane z gorszym. Ładniejsze z brzydkim Łatwiejsze z trudniejszym.
- O co ci właściwie chodzi? Przecież to nielogiczne, żebym nie skorzystał z możliwości wyboru tego, co dla mnie korzystniejsze.
- Taaaak, a na mnie kiedyś wrzeszczałeś, że wybieram sobie z nauczania Kościoła tyko to, co mi pasuje, a inne rzeczy odrzucam. Chyba masz jakieś problemy z konsekwencją, co?

wtorek, 2 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (12): Autorytet

- Ja tę moją teściową zabiję… A z żoną się rozwiodę, słowo daję!
- O, witamy w normalnym świecie! Tylko co na to ksiądz proboszcz? Z rady parafialnej cię wyrzuci…
- Mówię poważnie!
- Wątpię. Poza tym akurat masz całkiem fajną żonę, więc nie warto się z nią rozwodzić moim zdaniem. Następna pewnie będzie gorsza.
- Ty wiesz co one mi zrobiły?
- Nie podglądam cię przez Internet, więc nie wiem.
- Teściowa powiedziała do mojego syna: „Ty nie bierz przekładu z tatusia”.
- Jeśli miała na myśli to, w jaki sposób się o niej wyrażasz, to miała rację.
- Nie, chodziło jej o to, że skrupulatnie notuję wszelkie wydatki.
- Chyba jednak jestem po jej stronie. A co ci żona przewiniła?
- Poparła ją! Przy dziecku! I nie zrobiła tego żartem, tylko na poważnie! Wiesz jak potem Maciek na mnie patrzył? Całkowicie mi poderwały autorytet u syna.
- Histeryzujesz. Prawdziwego autorytetu nie da się tak łatwo poderwać.
- Jak ja mam teraz dzieciaka uczyć systematyczności i oszczędności?
- Chyba sknerstwa i uprzykrzania innym życia.
- Nawet nie licz na to, że cię jeszcze kiedyś wpuszczę do mojego domu.
- Spoko, moja córka gada z twoim synem w sieci. Chętnie się włączę do tych pogaduszek i poprę babcię i mamę…

poniedziałek, 1 marca 2010

Niezbyt wielkie posty (11): Miara

- Nadal nie mogę zrozumieć, że ty się nie brzydzisz rozmawiać z M. Jesteś jednym z wielu, którzy dają się nabierać na jego niewinne minki. Ale w twoim przypadku to wyjątkowo dziwne, bo przecież znasz go nie od dziś i wiesz, jakie świństwa ludziom robił.
- Przesadzasz. Facet był parę razy w trudnej sytuacji, walczył o przetrwanie, więc nie przebierał w środkach.
- No jeszcze go broń! To wyjątkowa gnida i kawał gnoja. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby to zauważyć. Wystarczy posłuchać, co ludzie o nim opowiadają. Ilu ludziom zaszkodził. Ile krwi napsuł w kolejnych firmach, w których się pojawił. Jak szczuł jednych na drugich i potem spokojnie patrzył, jak się nawzajem wykańczają…
- Dramatyzujesz. A ty niby taki aniołek? Wiesz, co ludzie o tobie mówią?
- W życiu nikomu nie zaszkodziłem. Nie mam talentu do intryg. Do kasy też się raczej nie przywiązuję, tak, jak na przykład ty. Wiesz ilu ludzi wisi mi forsę? Niektórzy po kilkanaście lat.
- Ale za to żadnej nie przepuścisz. Ostatnio mi ktoś mówił, że skończysz z oskarżeniem o molestowanie.
- Ja?! Co za bzdura! Przecież mam żonę i dzieci. Co za idiota to wymyślił?
- No ja, teraz.
- Zwariowałeś?
- Nie, chciałem ci tylko pokazać, jak łatwo kogoś osądzić niesprawiedliwie. Jaką miarą ty sądzisz, taką i ciebie osądzą…
- Powinieneś dostać po łbie. A M. naprawdę jest mętna postać. Przekonasz się.