czwartek, 22 lutego 2018

Zanim udostępnisz, czyli pogłoska mocno przesadzona

Nieprawdziwe informacje kolportowane są przez ludzi od bardzo dawna. Także przez media. Specyficzną kategorię w tej dziedzinie stanowią doniesienia o czyjejś śmierci.
„Jak panowie widzicie, pogłoska o mojej śmierci była mocno przesadzona” - oświadczył  Mark Twain w 1897 roku na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, gdy jedna z gazet zamieściła wiadomość o jego zgonie, a inne zabierały się do przekazywania jej dalej bez sprawdzenia stanu faktycznego. Znakomity pisarz jest jedną z wielu osób, które media przedwcześnie uśmierciły. Na ich liście można znaleźć mnóstwo bardzo znanych nazwisk.
Kilka dni temu do tego grona dołączono papieża seniora Benedykta XVI.
Najczęściej upowszechnienie nieprawdziwej wiadomości o czyimś zgonie to efekt niestaranności, niedbalstwa, pośpiechu, nieuwagi itp. Inaczej mówiąc, zwykle w takich sytuacjach nie mamy do czynienia z czyjąś złą wolą, wyrażającą się w świadomej decyzji „Puszczę w świat fałszywą informację”. A to oznacza, że nie są to fake newsy.
W przypadku doniesienia dotyczącego emerytowanego Następcy św. Piotra mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją. Przypomnijmy, że Benedykt XVI niedawno w liście do rzymskiej redakcji dziennika „Corriere della Sera” napisał „Pielgrzymuję do Domu” oraz dodał, że słabnie, ale jest otoczony miłością. „Wspaniale jest mieć takie otoczenie podczas ostatniej drogi, która jest zwykle męcząca” - wyznał.
Łatwo sobie wyobrazić, jakie myśli wywołała taka wiadomość u niejednego katolika na świecie. Niestety, znalazł się ktoś, kto postanowił wykorzystać atmosferę wokół papieża seniora i zabawić się jego kosztem i kosztem wielu wierzących. Stworzył na portalu społecznościowym fałszywe konto jednego z biskupów i użył go do zamieszczenia nieprawdziwego newsa o śmierci papieża.
Jednak nic by nie wskórał, gdyby nie funkcjonujące dzisiaj w świecie szeroko pojętych mediów mechanizmy i gdyby nie to, że mnóstwo pracujących w środkach przekazu ludzi zapomniało o fundamentalnej dziennikarskiej zasadzie sprawdzania w dwóch niezależnych źródłach każdej informacji, zanim się ją opublikuje.
Istotą fake newsa jest świadoma dezinformacja. Fake news to rozmyślnie upowszechniane kłamstwo. Tym groźniejsze, że odwołuje się do naturalnego pragnienia ludzkiego. Ludzie chcą wierzyć innym. Wiedzą, że na nieufności nie da się niczego zbudować w relacjach międzyludzkich.
Fałszywego newsa, dotyczącego papieża Benedykta XVI, udostępnili na swych profilach społecznościowych niektórzy polscy dziennikarze o znanych nazwiskach. Pojawiła się też w wydawałoby się bardzo profesjonalnych mediach. Paradoks polega na tym, że ci, którzy go bez sprawdzenia upowszechnili, postawili pod znakiem zapytania własną wiarygodność. Bo weryfikacja informacji wcale nie jest wyrazem braku zaufania. W mass mediach jest po prostu częścią rzetelności zawodowej i szacunku dla odbiorcy.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 15 lutego 2018

Akomunikacja, czyli wywiad na odwrót

Gdy czytamy wywiady, niezależnie od tego, czy krótkie, prasowe, czy też długie, opublikowane w formie książki, zwykle koncentrujemy uwagę na tym, co mówi osoba, która udzieliła wywiadu. Jest to zrozumiałe, wręcz naturalne. W końcu w wywiadach zasadniczo chodzi o to, aby dać komuś okazję do wyrażenia tego, co ma do przekazania innym w formie rozmowy.
Jednak zdarzają się wywiady, w których ten, kto je przeprowadza, też ma wiele do powiedzenia i warto wsłuchać się również w jego głos. Zwłaszcza wtedy, gdy wywiad odbiega od ścisłego schematu pytanie-odpowiedź, ale staje się rozmową, dialogiem, wymianą myśli, doświadczeń, poglądów.
Przyszło mi to do głowy podczas lektury wchodzącej właśnie na księgarskie półki w Polsce książki „Otwieranie drzwi. Rozmowy o Kościele i świecie”. To bardzo długi wywiad z papieżem Franciszkiem. Dominique Wolton przez wiele miesięcy spotykał się z Następcą świętego Piotra, podejmując podczas kolejnych wizyt u niego najrozmaitsze tematy.
Sam Wolton jest socjologiem, który przede wszystkim zajmuje się kwestią komunikacji międzyludzkiej. Podczas spotkań z Franciszkiem na tylko stawiał pytania, ale również sam sporo się wypowiadał. M. in. powiedział bardzo ciekawe rzeczy w dziedzinie, którą się od dawna zajmuje.
Zauważył np., że  dziś mamy szaleństwo różnych technik, mediów, internetu, sieci społecznych, szaleństwo szybkości, interaktywności. „Kiedy twierdzę, że komunikacja techniczna jest zawsze łatwiejsza niż komunikacja międzyludzka, co tłumaczy jej sukces, napotykam na poważny opór. Technika jest tak kusząca, relacje ludzkie tak trudne. A jednak jedyną stawką w tej grze jest drugi człowiek wraz ze swą miłością i odmiennością”.
Zdaniem Woltona jeśli komunikacja techniczna rozwija się bardzo szybko, to ta międzyludzka postępuje bardzo wolno. „I to ona jest najtrudniejsza, najważniejsza, to ją trzeba ratować”. Odważył się nawet zasugerować Papieżowi, że mógłby temu tematowi poświęcić kolejną encyklikę.
Dominique Wolton zwrócił uwagę, że w wbrew obiegowemu przekonaniu, dzisiaj w relacjach międzyludzkich jest wiele sztywności. Według niego maile i SMS­y usztywniają wymianę i interpretację myśli. Także internet to w dużej mierze niedostatek komunikacji. „W moich badaniach analizuję relacje pomiędzy komunikacją, brakiem komunikacji i akomunikacją. Krytykuję dominację techniki w internecie i w sieciach społecznościowych oraz w ogóle nadmierne akcentowanie roli techniki, gdyż wszyscy sądzą, że używając jej, wreszcie dojdziemy do porozumienia! Niestety, to o wiele bardziej skomplikowane... Jakby do tego, byśmy się lepiej rozumieli, wystarczyło samo to, by na świecie było siedem i pół miliarda internautów...” - powiedział.
Problemy, które poruszył i wskazał Wolton w rozmowie z Franciszkiem, są naprawdę poważne i... powszechne. Wystarczy się rozejrzeć. Ilu ludzi wokół w tej chwili rozmawia twarzą w twarz, a ilu wpatruje się właśnie w ekran smartfona?
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 8 lutego 2018

Rysunek Andrzeja Mleczki, czyli do naprawy

Na okładce książki „100 najlepszych rysunków” Andrzeja Mleczki widnieje Bóg, który taszczy ziemski glob. Napis na drogowskazie wyjaśnia dokąd. Brzmi: „Serwis”. Łatwo się domyślić po co. Ziemia ma trafić do naprawy.
W kwestii oddawania do serwisu akurat jestem na bieżąco. Popsuł mi się laptop i musiałem zanieść go do naprawy. Pani obejrzała sprzęt uważnie, dostrzegła nawet na obudowie rysy, których ja tam nijak zobaczyć nie mogłem, po czym z uprzejmą, a nawet chyba nieco zatroskaną miną, powiadomiła mnie, że operacja przywrócenia mojego komputera do stanu używalności może potrwać miesiąc, albo i dłużej.
Biorąc pod uwagę, że laptop jest nie tylko moim narzędziem pracy, ale czymś więcej, nie jest to dobra wiadomość. Na szczęście, tak się składa, że dysponuję drugim urządzeniem, które zastąpi mi uszkodzone w czasie reperowania. Gdyby nie to, musiałbym co najmniej na miesiąc zawiesić działalność, a może nawet egzystencję.
Postarać się o rezerwowy komputer jest w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego stulecia dość łatwo. Ale jak zdobyć zapasowy ziemski glob na czas naprawy tego głównego? Co prawda niektórzy znani naukowcy od pewnego czasu wzywają do zintensyfikowania poszukiwań nowego miejsca w Kosmosie dla rodzaju ludzkiego i zachęcają, aby nastawić się na rychłą ewakuację mieszkańców naszej planety, jednak namacalnych efektów tego typu działań aktualnie nie widać. Widać natomiast coraz wyraźniej, że remont - i to generalny - Ziemi jest faktycznie potrzebny. A skoro nie ma możliwości, abyśmy się na okres jego trwania gdzieś wynieśli, to znaczy, że musimy nastawić się na to, że będzie się odbywał w naszej obecności.
To zresztą całkiem sensowne, a nawet potrzebne rozwiązanie. Wiele wskazuje na to, że najbardziej na ziemskim globie naprawy potrzebują ludzie.
Jedną z dziedzin ludzkiej egzystencji, która z pewnością pod wieloma względami jest zepsuta, stanowi komunikacja. W orędziu na tegoroczny 52. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu papież Franciszek napisał, że w Bożym zamyśle ludzka komunikacja jest istotnym sposobem, aby żyć w komunii. Przypomniał, że istota ludzka, będąca obrazem i podobieństwem Stwórcy, zdolna jest do wyrażania i dzielenia się tym, co prawdziwe, dobre, piękne. Potrafi też opowiedzieć o swoim doświadczeniu i świecie oraz budować w ten sposób pamięć i zrozumienie wydarzeń. „Ale człowiek, jeśli podąża za swoim zarozumiałym egoizmem, może również w sposób wypaczony wykorzystywać zdolność komunikacji, jak to ukazują od samego początku wydarzenia biblijne Kaina i Abla oraz wieży Babel. Wypaczenie prawdy jest typowym objawem tego zakłócenia, zarówno w płaszczyźnie indywidualnej, jak i zbiorowej. Natomiast dochowując wierności logice Boga, komunikacja staje się miejscem wyrażania własnej odpowiedzialności w poszukiwaniu prawdy i budowaniu dobra” - stwierdził Papież.
Nie da się naprawiać międzyludzkiej komunikacji bez ludzi. Myślę, że od jej naprawiania trzeba zacząć reperowanie całego ziemskiego globu.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

czwartek, 1 lutego 2018

Błazen czy dziennikarz, czyli wiarygodność

Dość często można spotkać się z przekonaniem, że Polacy ufają, a nawet bardzo ufają mediom. Sam słyszałem niedawno pewnego eksperta, który w dłuższym wystąpieniu dowodził, że jesteśmy ufni wobec przekazu kierowanego do nas z radia, telewizji, prasy, a nawet z internetu. Specjalista na tej podstawie wskazywał, że praca w mediach wiąże się ze szczególną odpowiedzialnością, bo bardzo wpływa się nie tylko na to, co ludzie wiedzą o świecie, ale także co o wielu sprawach myślą.
Jednak badania publikowane w ostatnich latach tezę o wyjątkowej ufności mieszkańców naszego kraju wobec mass mediów stawiają pod dużym znakiem zapytania. Kolejny taki raport opublikowany został w styczniu br. Wynika z niego, że Polska zajmuje dalekie miejsce w kategorii zaufania do mediów. Inaczej mówiąc, nasz kraj jest zaliczany jest do grupy tych, w których społeczeństwo nie ufa dziennikarzom.
Cezary Trutkowski, socjolog i psycholog społeczny z Instytutu Socjologii UW, komentując powyższe dane stwierdził, że brak zaufania do mediów wynika w Polsce z podziału politycznego, który się pogłębia. „Ludzie czytają różne media, które inaczej opisują rzeczywistość. A rzeczywistość jest jedna. Ludzie to widzą i zastanawiają się, dlaczego dane tematy są pokazywane tak różnie. Dochodzą do wniosku, że winne są same media” - zauważył.
Czy mają rację?
Kardynał Kazimierz Nycz kilkanaście dni temu postawił ludziom mediów bardzo poważne pytanie. „Czy można tak stracić wiarygodność, że nawet gdy dziennikarz głosi prawdę, może być odbierany jak błazen?”. Metropolita warszawski przywołał w tym kontekście zamieszczoną przez kard. Josepha  Ratzingera w książce „Wprowadzenie do chrześcijaństwa” anegdotę o błaźnie, który został wysłany, aby prosić ludzi o pomoc w gaszeniu pożaru. Jednak trefnisiowi nikt nie wierzył. Jego wołanie i apele wszyscy uznali za chwyt marketingowy, mający skłonić jak najwięcej widzów do przyjścia na cyrkowe przedstawienie.
Wiarygodność medialnego przekazu staje się dzisiaj dla całego świata bardzo poważnym problemem, biorąc pod uwagę, jak ogromny wpływ ma on na codzienne życie miliardów ludzi, na ich widzenie rzeczywistości i na podejmowane przez nich decyzje. Nic dziwnego, że walkę z wprowadzającymi w błąd publikacjami podejmują największe światowe koncerny technologiczne. Sprawa jest paląca, ponieważ już wielokrotnie okazało się, że w bardzo ważnych sprawach fałszywe materiały wygrywają z prawdziwymi wiadomościami. Zwykłemu człowiekowi brak narzędzi do ich oceny, nie jest w stanie sam ustalić, co jest prawdą, a co kłamstwem. Łatwo nim manipulować.
Wiarygodność to słowo, które ma bardzo szerokie zastosowanie, nie tylko w odniesieniu do mediów. Jednak w każdej sytuacji istotą wiarygodności jest zaufanie. Gdy raz się je zawiedzie, zwykle bardzo trudno je odzyskać.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM