4. Niedziela Wielkiego Postu C
Tomek był ulubieńcem trenera właściwie od zawsze. Odkąd pojawił sie w klubie i trafił do sekcji. Zawsze miał czas i chęci nie tylko trenować, ale również posprzątać na sali albo w magazynie sprzętu. Zawsze był przygotowany do zajęć teoretycznych. Nigdy po zawodach nie spieszył się do domu, tylko miał czas, aby pomóc trenerowi rozładować samochód, a potem iść z nim aż pod jego dom, rozmawiając o rozegranym meczu, o tym, kto był dobry, a kto zawiódł.
Miał świadomość, że nie wszyscy w drużynie tę jego wyjątkowa pozycję akceptują, ale jeszcze do niedawna nic sobie z tego nie robił. Jednak ostatnio zauważył, że trener zaczyna go trochę trzymać na dystans, że zdarza mu się go nie tylko chwalić, ale również za coś opieprzyć. A i w zespole coś się pozmieniało. Chłopaki już go nie prosili, o załatwienie tego czy tamtego z trenerem. Szli do niego sami i bez pośrednictwa Tomka dostawali to, czego chcieli.
Za tydzień były imieniny trenera. Tomek ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś go zdążył ubiec z organizowaniu zbiórki na prezent. To Krzysiek po treningu w szatni rzucił hasło: "Co chłopaki, zbiórka na trenera". "Jak zawsze, po dysze?" - zapytał Mateusz. "No co wy, chłopaki, po dysze?" - zawołał na cały głos Tomek. "Wy chyba szacunku do trenera nie macie. Po dysze to za mało. Ja myślę, że wypadałoby po pięć dych... Trener zasługuje na naprawdę fajny prezent...".
Przypowieść o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu w Ewangelii według św. Łukasza poprzedzają bezpośrednio dwie inne: przypowieść o zaginionej (a właściwie znalezionej) owcy i o zgubionej (a właściwie znalezionej) drachmie. Przypowieść o ojcu i dwóch synach jest trzecia. Jest kolejną w szeregu podobnych przypowieści. Od przypowieści o drachmie dzielą ją tylko słowa: "Powiedział też". Wszystkie trzy zostały opowiedziane jako reakcja na oburzenie faryzeuszów i uczonych w Piśmie "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi".
Miłosierny ojciec stoi więc w jednym szeregu ze szczęśliwym znalazcą owcy, który nie wahał się zostawić dziewięćdziesięciu dziewięciu innych na pustyni i udać się na poszukiwania tej jednej, zaginionej. A potem w wielkiej radości znalezienia sprosił przyjaciół oraz sąsiadów, by ja z nim dzielili. Miłosierny ojciec stoi więc w jednym szeregu z kobieta, która nie szczędziła światła i wysiłku, by znaleźć jedną zgubioną drachmę, a potem z wielką radością w dużym gronie świętowała jej znalezienie.
Przypowieść o ojcu i synach to szczyt reakcji Jezusa na faryzejskie oburzenie. Już nie mówi o owcach czy pieniądzach. Mówi o ludziach. Podobnie jak w poprzednich dwóch, mamy do czynienia z wielką radością z odnalezienia syna, który się na życiowych drogach zagubił. Lecz tylko w tej przypowieści zrozumiała wydawałoby się radość jest skontrowana przez starszego syna. On się nie cieszy w powrotu brata. On nie chce świętować. Zgłasza jakieś dziwaczne pretensje. O co mu chodzi?
Czy nie o to, że właśnie stracił renomę tego "jedynego sprawiedliwego"? Jedynego, który jest naprawdę wierny, który jest w porządku, który zasługuje na pochwały. Czy nie o to mu chodzi, że właśnie stracił monopol na bycie "prawdziwym" synem, prymusem, pupilkiem, ostoją? Że skrucha i nawrócenie tamtego w cień zepchnęła jego tak długo budowaną pozycję?
Nie jest łatwo się cieszyć z poprawy, z nawrócenia drugiego człowieka. Nie jest łatwo się cieszyć z czyjegoś powrotu do domu, do rodziny, do wspólnoty. Przecież trzeba mu będzie na nowo zrobić miejsce. Nie tylko przy stole. Także w sercu. Swoim. Cudzym. O wiele łatwiej jest się cieszyć z odnalezionej owcy albo drachmy.
niedziela, 14 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz