Wcześniej czy później przychodzi chwila, w której tego tematu po
prostu nie da się uniknąć. Pojawia się w formie pytania, na przykład
takiego: „To co, wracamy?” albo w formie stwierdzenia faktu, mającego
często wymiar rozkazu lub przynajmniej polecenia: „Wracamy”.
Powrót. Czy to coś dobrego, czy złego? Dobrze jest wracać, czy źle? Chcemy wracać, czy nie?
Utkwiły
mi głowie usłyszane kilka dni temu słowa pewnej matki, która mając na
myśli koniec wakacji i początek roku szkolnego, powiedziała: „Trzeba
będzie wrócić do tego kieraciku”. W ciągu niespełna tygodnia podobnych
westchnień usłyszałem kilka, od różnych kobiet. Wsłuchiwałem się w nie,
usiłując odnaleźć w brzmieniu wypowiadanych słów, w zabarwieniu głosu,
sygnał, czy to powrót wyczekiwany, upragniony, czy też niepożądany.
Odniosłem wrażenie, że jednak – mimo łączących się z tym powrotem
licznych obowiązków, które jedna z moich znajomych na Facebooku zapisała
skrótowo: „Dowożenie, odwożenie, przywożenie, cuda na kiju. Odrabianki,
lektury, matematyka” - była w tych słowach jakaś tęsknota, nostalgia,
pragnienie powrotu.
Nostalgia. Milan Kundera stwierdził,
że „Nostalgia jest cierpieniem spowodowanym niespełnionym pragnieniem
powrotu”. Zwykle nostalgię łączy się z tęsknotą za ojczyzną. Ale czy nie
ma ona też innych wymiarów? Tych bardziej szczegółowych, zakorzenionych
w drobnostkach, budujących codzienność?
To prawda, że
zdarzają się złe powroty. Powroty niechciane. Powroty do miejsc i ludzi
naznaczonych złem, bólem, strachem, agresją, krzywdą, rozczarowaniem,
zawodem. Stronimy od takich powrotów. Jeśli są nieuniknione, a
przynajmniej jeśli jako takie się jawią, człowiek instynktownie stara
się je opóźnić, odsunąć w czasie, jak tylko się da najdalej. Nie chce
nawet wracać do wspomnień wypełnionych takimi ludźmi i miejscami.
Próbuje je wymazać z pamięci, oczyścić ją, zresetować.
Ale
chyba w skali świata dobrych, wymarzonych, wytęsknionych i upragnionych
powrotów jest więcej. Powrotów, które dają nie tylko poczucie wejścia w
znane, bezpieczne koleiny. Powrotów, które dają nową porcję poczucia
własnej wartości, uświadamiają wagę i znaczenie tego, co już było, w
zupełnie nowej perspektywie, perspektywie teraźniejszości i przyszłości.
Zdarzyło
mi się podczas tegorocznych wakacji wrócić do niektórych miejsc i ludzi
po ponad dwudziestu latach nieobecności. Nie czułem się obco. Nie
znalazłem się w sytuacji archeologa, odkopującego skorupy nieznanych
dzbanów i misek. Okazało się, że w pewien sposób byłem tam przez cały
ten czas.
Autor „Małego Księcia” doszedł do wniosku, że
„Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i
święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla
powrotu”. No właśnie. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
piątek, 6 września 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz