Wielu Żydów przybyło do Marty i Marii, aby je pocieszyć po
bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu
na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu.
Marta
rzekła do Jezusa: "Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i
teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga". Rzekł
do niej Jezus: "Brat twój zmartwychwstanie". Rzekła Marta do Niego:
"Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu
ostatecznym". Rzekł do niej Jezus: "Ja jestem zmartwychwstaniem i
życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i
wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?" Odpowiedziała Mu:
"Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał
przyjść na świat". (J 11,19-27)
Martę, siostrę
Łazarza, niejeden bardziej kojarzy z zabieganiem wokół spraw doczesnych i
z pretensjami do siostry Marii, że jej nie pomaga w usługiwaniu
gościom, niż z poważnymi dywagacjami na temat wiary w Jezusa i w
zmartwychwstanie oraz z jej wyznawaniem.
Podobnie jak jej
siostra, Marta jest przekonana, że Jezus mógł nie dopuścić do śmierci
Łazarza. Gdyby tylko zdążył dotrzeć do ich domu, zanim Łazarz umarł.
Marta wypowiada jednak intrygujące zdanie: „Lecz i teraz wiem, że Bóg da
Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”. Czy to jakaś sugestia?
Zawoalowana prośba? Trudno powiedzieć.
Rozmowa o
zmartwychwstaniu, jaka potem następuje, prowadzi do niezwykle ważnej
deklaracji ze strony Jezusa. Jak zwraca uwagę jeden z komentarzy
biblijnych, Chrystus bardzo mocno podkreśla związek między własną osobą a
życiem wiecznym tych, którzy w Niego wierzą. „Ja jestem
zmartwychwstaniem i życiem” – mówi z naciskiem i oczekuje potwierdzenia
wiary w ten fakt ze strony Marty.
Dzieje biblijnej Marty
pokazują, że życie chrześcijanina, ucznia Jezusa Chrystusa, to nie
wygodna ścieżka usłana płatkami róż, na której wszystko jest oczywiste i
łatwe do przyjęcia bez wysiłku. A wyznanie wiary to nie pusta
deklaracja, lecz rzeczywiste świadectwo, które wymaga niejednokrotnie
odważnego przekroczenia samego siebie. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
poniedziałek, 29 lipca 2013
poniedziałek, 22 lipca 2013
Gotowa na misję
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było
ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego
odsunięty.
Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto, czemu płaczesz?" Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono".
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?" Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę".
Jezus rzekł do niej: "Mario!"
A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: Nauczycielu!
Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»". Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to mi powiedział". (J 20,1.11-18)
To niesamowite spotkanie. W dzisiejszych czasach pewnie najważniejsze byłoby, że oto jakaś dziewczyna jako pierwsza zobaczyła Zmartwychwstałego Jezusa, że jako pierwsza z Nim porozmawiała. Mogłaby by przynajmniej na jakiś czas zostać ulubienicą mediów, celebrytką, zapraszaną do skomentowania nie tylko tego, co sama przeżyła, ale też mnóstwa innych spraw, o których nie miała pojęcia.
A przecież tam stała się rzecz niezwykłej wagi. Tam szło o coś niesłychanie istotnego. O wiarę.
Czy Maria Magdalena wierzyła w zmartwychwstanie Jezusa? W możliwość Jego zmartwychwstania? W jednym z komentarzy biblijnych znajdziemy bardzo surową ocenę tej kwestii. Początek jej rozmowy z Jezusem dowodzi, że brak jej wiary. Dlatego nie rozpoznała Chrystusa. Dlatego nadal szukała Jego zwłok, chociaż stał żywy przed nią, rozpaczała, że zniknęły.
Jednak gdy wypowiedział jej imię, zrozumiała swój błąd. W tym momencie była już gotowa, aby otrzymać nadzwyczajną misję. Misję ogłoszenia światu radosnej wiadomości, że Jezus pokonał śmierć. Że zmartwychwstał. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto, czemu płaczesz?" Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono".
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?" Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę".
Jezus rzekł do niej: "Mario!"
A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: Nauczycielu!
Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»". Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to mi powiedział". (J 20,1.11-18)
To niesamowite spotkanie. W dzisiejszych czasach pewnie najważniejsze byłoby, że oto jakaś dziewczyna jako pierwsza zobaczyła Zmartwychwstałego Jezusa, że jako pierwsza z Nim porozmawiała. Mogłaby by przynajmniej na jakiś czas zostać ulubienicą mediów, celebrytką, zapraszaną do skomentowania nie tylko tego, co sama przeżyła, ale też mnóstwa innych spraw, o których nie miała pojęcia.
A przecież tam stała się rzecz niezwykłej wagi. Tam szło o coś niesłychanie istotnego. O wiarę.
Czy Maria Magdalena wierzyła w zmartwychwstanie Jezusa? W możliwość Jego zmartwychwstania? W jednym z komentarzy biblijnych znajdziemy bardzo surową ocenę tej kwestii. Początek jej rozmowy z Jezusem dowodzi, że brak jej wiary. Dlatego nie rozpoznała Chrystusa. Dlatego nadal szukała Jego zwłok, chociaż stał żywy przed nią, rozpaczała, że zniknęły.
Jednak gdy wypowiedział jej imię, zrozumiała swój błąd. W tym momencie była już gotowa, aby otrzymać nadzwyczajną misję. Misję ogłoszenia światu radosnej wiadomości, że Jezus pokonał śmierć. Że zmartwychwstał. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
poniedziałek, 15 lipca 2013
Miecz i luksusowy autobus
Jezus powiedział do swoich apostołów: "Nie sądźcie, że
przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju,
ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką,
synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody".
Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić Ewangelię w ich miastach. (Mt 10,34-11,1)
To brzmi niepokojąco. Oto Ten, którego zapowiadano jako Księcia Pokoju, mówi „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię”. Czyżby Boży Syn przyszedł siać zamęt i niezgodę? Kłócić jednych z drugimi i to nawet w rodzinach?
Oczywiście Jezus nie zamierza wprowadzać między ludźmi niezgody. Nie taki jest Jego cel. Nie szczuje jednych przeciwko drugim. A jednak staje się powodem rozdźwięków i sporów, które wynikają z tego, że nie wszyscy przyjmują Jego i przyniesioną przez Niego Dobrą Nowinę i zbawieniu – Ewangelię. Bywa też, że próbują ją przerobić według własnego pomysłu, a Jezusa dopasować do jakiegoś wcześniej przyjętego szablonu.
Naśladowanie Chrystusa, bycie chrześcijaninem, to nie nastawiona jedynie na przyjemności i miłe spędzenie czasu wycieczka luksusowym autobusem w idealnie dobranym gronie. To wędrówka drogą trudniejszą, ale za to na pewno prowadzącą do celu. Decydując się na wędrowanie tą drogą trzeba jasno ustawić priorytety. Nic i nikt nie może być ważniejszy od Jezus. Nic ani nikt nie może zasłaniać Boga. Nic nie może odwracać uwagi od sprawy najważniejszej. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody".
Gdy Jezus skończył dawać te wskazania dwunastu swoim uczniom, odszedł stamtąd, aby nauczać i głosić Ewangelię w ich miastach. (Mt 10,34-11,1)
To brzmi niepokojąco. Oto Ten, którego zapowiadano jako Księcia Pokoju, mówi „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię”. Czyżby Boży Syn przyszedł siać zamęt i niezgodę? Kłócić jednych z drugimi i to nawet w rodzinach?
Oczywiście Jezus nie zamierza wprowadzać między ludźmi niezgody. Nie taki jest Jego cel. Nie szczuje jednych przeciwko drugim. A jednak staje się powodem rozdźwięków i sporów, które wynikają z tego, że nie wszyscy przyjmują Jego i przyniesioną przez Niego Dobrą Nowinę i zbawieniu – Ewangelię. Bywa też, że próbują ją przerobić według własnego pomysłu, a Jezusa dopasować do jakiegoś wcześniej przyjętego szablonu.
Naśladowanie Chrystusa, bycie chrześcijaninem, to nie nastawiona jedynie na przyjemności i miłe spędzenie czasu wycieczka luksusowym autobusem w idealnie dobranym gronie. To wędrówka drogą trudniejszą, ale za to na pewno prowadzącą do celu. Decydując się na wędrowanie tą drogą trzeba jasno ustawić priorytety. Nic i nikt nie może być ważniejszy od Jezus. Nic ani nikt nie może zasłaniać Boga. Nic nie może odwracać uwagi od sprawy najważniejszej. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
poniedziałek, 8 lipca 2013
Wiara i pewność
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i
oddając pokłon, prosił: "Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz
przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie". Jezus wstał i wraz z uczniami
poszedł za nim.
Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: "Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa". Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: "Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła". I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: "Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi". A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,18-26)
Wielu ludzi zdumiewa pewność, z jaką zwierzchnik synagogi zwraca się do Jezusa. Nie słychać w jego głosie czegoś, co spotykamy dzisiaj wśród tych, którzy zwracają się do Boga z jakąś sprawą. Nie ma tu traktowania takiej prośby jako jednej z wielu możliwości, na zasadzie „A nuż się uda, może to coś da”. Zwierzchnik synagogi mówi zdecydowanie: „Przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jest o tym przekonany. Głęboko w to wierzy.
Nie mniej pewna jest kobieta, która przez dwanaście lat cierpiała na krwotok. Tak głęboko wierzy w moc Jezusa, że postanawia złamać obowiązując przepisy, które zakazywały jej spotykać się z ludźmi i dotykania innych.
Postawa zaprezentowana przez zwierzchnika synagogi i chorą kobietę nie jest powszechna. Wiary zwierzchnika synagogi nie podzielają nawet jego domownicy i znajomi. Na obecność Jezusa reagują kpinami. Byli przekonani o nieodwracalności śmierci. O tym, że nikt nie ma nad nią władzy. Uważali, że wiedzą lepiej. To przekonanie utrudniało im, a może nawet uniemożliwiało, prawdziwą wiarę.
Uzdrowiona kobieta usłyszała od Jezusa: „Ufaj córko, twoja wiara cię ocaliła”. To wskazówka skierowana nie tylko do niej. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: "Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa". Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: "Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła". I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: "Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi". A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,18-26)
Wielu ludzi zdumiewa pewność, z jaką zwierzchnik synagogi zwraca się do Jezusa. Nie słychać w jego głosie czegoś, co spotykamy dzisiaj wśród tych, którzy zwracają się do Boga z jakąś sprawą. Nie ma tu traktowania takiej prośby jako jednej z wielu możliwości, na zasadzie „A nuż się uda, może to coś da”. Zwierzchnik synagogi mówi zdecydowanie: „Przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jest o tym przekonany. Głęboko w to wierzy.
Nie mniej pewna jest kobieta, która przez dwanaście lat cierpiała na krwotok. Tak głęboko wierzy w moc Jezusa, że postanawia złamać obowiązując przepisy, które zakazywały jej spotykać się z ludźmi i dotykania innych.
Postawa zaprezentowana przez zwierzchnika synagogi i chorą kobietę nie jest powszechna. Wiary zwierzchnika synagogi nie podzielają nawet jego domownicy i znajomi. Na obecność Jezusa reagują kpinami. Byli przekonani o nieodwracalności śmierci. O tym, że nikt nie ma nad nią władzy. Uważali, że wiedzą lepiej. To przekonanie utrudniało im, a może nawet uniemożliwiało, prawdziwą wiarę.
Uzdrowiona kobieta usłyszała od Jezusa: „Ufaj córko, twoja wiara cię ocaliła”. To wskazówka skierowana nie tylko do niej. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
poniedziałek, 1 lipca 2013
Bez wyrzeczeń nie da rady
Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą
stronę. Wtem przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego:
„Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.
Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”.
Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”. (Mt 8,18-22)
Kilka lat temu jeden z tygodników przeprowadził ankietę, w której zadał kilku osobom pytanie: „Czy wyrzeczenie ma sens?”. Odpowiedzi udzielili: biskup, dwóch pisarzy, muzyk, proboszcz, dziennikarz, lekarz i filozof. „Żyjemy w czasach, w których wyrzeczenie kojarzy się – nie wszystkim, bo są i tacy, którzy zachowali duchową niepodległość – z dokładaniem sobie kłopotów do i tak męczącego nas już stresu, stałego dyskomfortu” – zdiagnozował jeden z pisarzy. Drugi zauważył: „Wyrzeczenie, a w głębszym znaczeniu ofiara, jest niezbywalną częścią ludzkiego życia. W stosunkach międzyludzkich, zwłaszcza w małżeństwie, wyrzeczenie jest chlebem codziennym”. Biskup skonstatował smutno: „Wyrzeczenie kojarzy się dziś pejoratywnie, bywa wręcz postrzegane jako wyrządzanie sobie lub innym krzywdy”.
Moją uwagę zwróciły jednak przede wszystkim wypowiedzi muzyka i lekarza. Muzyk stwierdził: „Wyrzeczenie dotyczy życia każdego, bo życie to nieustanne pasmo wyrzeczeń. Jestem przekonany, że jedyną drogą do wolności – psychicznej, ale też fizycznej – jest właśnie takie pasmo. Wyrzeczenie można potraktować jako walkę z nawykami, upodobaniami, przyjemnościami”. Natomiast lekarz zauważył: „Jeśli mogę i potrafię się ograniczyć w swoich potrzebach, to łatwiej poradzę sobie z dzieleniem się dobrem, które posiadam. Obca wtedy staje się zazdrość, a tym bardziej zawiść. Dzięki umiejętności wyrzeczenia wzbogacam także samego siebie jako człowieka. Jeśli potrafię się wyrzec chęci posiadania, to staję się bardziej wolny. Trudniej wtedy mną manipulować”. I dodał: „Zawód lekarza, jak każdy, w którym można mówić o służbie drugiemu człowiekowi, w sposób szeroki musi odnosić się do wyrzeczenia. Własne życie trzeba podporządkować ratowaniu życia pacjenta. W tym zawodzie nie można nigdy po prostu wyjść, zostawić drugiego człowieka, żeby zająć się własnymi sprawami”.
Nie da się pójść za Jezusem bez wyrzeczeń. Dla Niego warto i trzeba zrezygnować z wszystkiego. Zasada jest prosta: „Najpierw mamy być uczniami Jezusa, a wszystko inne – potem”. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”.
Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”. (Mt 8,18-22)
Kilka lat temu jeden z tygodników przeprowadził ankietę, w której zadał kilku osobom pytanie: „Czy wyrzeczenie ma sens?”. Odpowiedzi udzielili: biskup, dwóch pisarzy, muzyk, proboszcz, dziennikarz, lekarz i filozof. „Żyjemy w czasach, w których wyrzeczenie kojarzy się – nie wszystkim, bo są i tacy, którzy zachowali duchową niepodległość – z dokładaniem sobie kłopotów do i tak męczącego nas już stresu, stałego dyskomfortu” – zdiagnozował jeden z pisarzy. Drugi zauważył: „Wyrzeczenie, a w głębszym znaczeniu ofiara, jest niezbywalną częścią ludzkiego życia. W stosunkach międzyludzkich, zwłaszcza w małżeństwie, wyrzeczenie jest chlebem codziennym”. Biskup skonstatował smutno: „Wyrzeczenie kojarzy się dziś pejoratywnie, bywa wręcz postrzegane jako wyrządzanie sobie lub innym krzywdy”.
Moją uwagę zwróciły jednak przede wszystkim wypowiedzi muzyka i lekarza. Muzyk stwierdził: „Wyrzeczenie dotyczy życia każdego, bo życie to nieustanne pasmo wyrzeczeń. Jestem przekonany, że jedyną drogą do wolności – psychicznej, ale też fizycznej – jest właśnie takie pasmo. Wyrzeczenie można potraktować jako walkę z nawykami, upodobaniami, przyjemnościami”. Natomiast lekarz zauważył: „Jeśli mogę i potrafię się ograniczyć w swoich potrzebach, to łatwiej poradzę sobie z dzieleniem się dobrem, które posiadam. Obca wtedy staje się zazdrość, a tym bardziej zawiść. Dzięki umiejętności wyrzeczenia wzbogacam także samego siebie jako człowieka. Jeśli potrafię się wyrzec chęci posiadania, to staję się bardziej wolny. Trudniej wtedy mną manipulować”. I dodał: „Zawód lekarza, jak każdy, w którym można mówić o służbie drugiemu człowiekowi, w sposób szeroki musi odnosić się do wyrzeczenia. Własne życie trzeba podporządkować ratowaniu życia pacjenta. W tym zawodzie nie można nigdy po prostu wyjść, zostawić drugiego człowieka, żeby zająć się własnymi sprawami”.
Nie da się pójść za Jezusem bez wyrzeczeń. Dla Niego warto i trzeba zrezygnować z wszystkiego. Zasada jest prosta: „Najpierw mamy być uczniami Jezusa, a wszystko inne – potem”. stukam.pl
Komentarz dla Radia eM
Subskrybuj:
Posty (Atom)