Dziś, na kanwie tamtego wydarzenia, które zapewne w niejednym uczestniku pozostawiło spory niedosyt, nadal zderzam się z kolejnymi pytaniami. Pytaniami, na które trzeba znaleźć odpowiedź zanim podejmie się zagadnienie główne.
Jedno z tych poprzedzających pytań, z których zdałem sobie sprawę, brzmi: „Czy szeroko pojęte media są dzisiaj miejscem spotkania?”. Jakiegokolwiek?
To ważne. Wspomniałem w pierwszym zdaniu, że wziąłem udział w spotkaniu. Mam co do tego faktu pewność. To było spotkanie. Jako jego uczestnicy wzajemnie się spotkaliśmy. Zasiedliśmy wokół wielkiego stołu i rozmawialiśmy. To znaczy mówiliśmy i słuchaliśmy. Byliśmy razem, chociaż wcale nie mieliśmy wszyscy takiego samego zdania w poszczególnych kwestiach. Niektórzy uczestnicy znali się całkiem dobrze. Inni - na przykład ja - pojawili się w tym gronie po raz pierwszy. Byliśmy razem, obecni w konkretnym miejscu. Nasz kontakt był bezpośredni, twarzą w twarz, oko w oko. Nasza komunikacja też była bezpośrednia. Zwracaliśmy się wprost do siebie, bez żadnych pośredników.
W tym kontekście warto się zastanowić, czy kontakty i komunikacja między ludźmi w internecie są spotkaniem? Czy jest nim wymiana komentarzy pod jakimś zamieszczonym w sieci materiałem? Albo czy prowadzący rozmowy i dyskusje za pośrednictwem komunikatorów internetowych spotykają się? Czy przeczytanie artykułu prasowego, obejrzenie programu w telewizji, wysłuchanie audycji w radiu jest spotkaniem?
Myślę, że to niebagatelne pytania. Mnie do myślenia dają w tej sprawie sytuacje, w których moi często wieloletni i stali czytelnicy lub słuchacze, reagują ujrzawszy mnie pierwszy raz na żywo: „Wreszcie księdza spotkałem” albo „Czytam księdza teksty od lat i bardzo chciałam się z księdzem spotkać”...
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz