Wysłuchałem niedawno długiego wykładu. Miał charakter prywatny. Poza
mną nie było innych słuchaczy. Gdybym miał obszernemu przedłożeniu,
jakie zostało do mnie skierowane, nadać tytuł, użyłbym sformułowania
„Teoria wyciszania”.
Wykładowca, spoglądając na mnie raz po raz,
jakby chciał skontrolować, czy jestem wystarczająco skupiony i czy jego
słowom poświęcam całą swoją uwagę, przedstawił mi rozmaite taktyki
ułatwiające omijanie oraz przemilczanie rozmaitych nieprzyjemnych i
niewygodnych kwestii i problemów. Wskazując szkody i zagrożenia, jakie
niesie upublicznianie trudnych zagadnień, z którymi muszą się mierzyć
ludzie w różnych grupach i społecznościach, dowodził, że milczenie jest w
niejednej sytuacji nawet czymś cenniejszym niż złoto. Dawał liczne
przykłady, obrazujące nieszczęścia i katastrofy, do jakich doprowadziło
głośne mówienie o trudnościach, błędach, zaniedbaniach, czy nawet tylko o
zwykłych pomyłkach i niecelowych uchybieniach.
Mój prywatny
wykładowca wpierał się również opiniami autorytetów. Przytoczył, na
przykład, słowa Stefana Kisielewskiego, że przemilczanie rzeczy ważnych
to hołd dla ich ważności. Potraktował je jako uzasadnienie tez, do
których starał się mnie przekonać. Nie zbił go nawet przywołany przeze
mnie pospiesznie cytat ze starożytnego dramaturga Eurypidesa, który
uważał, że nie należy „przemilczać racji”.
„Mieć rację to
niewiele, nawet stary nieczynny zegar dwa razy na dobę ma rację” –
odparował natychmiast słowami Jeana Cocteau. Zapewnił mnie też, że
przemilczanie nie jest kłamstwem, lecz jedynie prawdą, która nie została
wypowiedziana.
Mój wykładowca był odporny. Jak piłka odbił się od
niego argument, który zaczerpnąłem od Victora Hugo. Zauważyłem
mianowicie, że aby być dobrym według jego kategorii i widzenia świata,
nie wystarczy przemilczanie pewnych prawd. Trzeba jeszcze mówić pewne
kłamstwa.
„To oczywiste” – powiedział mój wykładowca i ani jeden
mięsień nie drgnął mu na twarzy. „Skuteczne wyciszanie nie może być
tylko pasywne. Wymaga również aktywności ze strony człowieka, który się
go podejmuje. Aby dobrze wyciszyć jakiś temat, trzeba go przykryć, a
raczej zastąpić innym. Czasami udaje się to osiągnąć za pomocą prawdy,
ale są sytuacje, w których sięgnięcie po kłamstwo okazuje się niezbędne
dla dobra całego przedsięwzięcia” – poinstruował mnie. „Ludzie muszą
mieć o czym rozmawiać, a nawet o czym myśleć. Wyciszanie nie dopuszcza
pustki” – uzupełnił.
Oszołomiony obszernym wywodem, do wysłuchania
którego zostałem w pewnym sensie przymuszony, rozejrzałem się dokoła i
zwróciłem uwagę na to, o czym rozmawiają napotkani ludzie. Zaczęło się
we mnie rodzić mocne podejrzenie, że przede mną „teorię wyciszania”
poznało mnóstwo ludzi. I postanowili ją wprowadzić w życie.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 23 października 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz