Jak zapowiedział, tak zrobił. Jeden z moich znajomych zabrał się za
porządki wśród swoich znajomych na fejsbuku. Miał ich sporo, więc
postanowił odchudzić grono. Musiał więc przyjąć jakieś kryteria, kogo
zostawić, a kogo usunąć. Szybko zorientowałem się, że oczyścił listę
przede wszystkim z tych, z którymi wiódł ostatnio gorące spory w
najrozmaitszych kwestiach. „Co robisz?” – zaniepokoiłem się. „Jeśli
pozbędziesz się wszystkich, którzy myślą inaczej niż ty i w inny sposób
postrzegają świat, będziesz się dusił we własnym sosie. To nie jest
twórcze” – przestrzegłem go, szczerze zatroskany. „Nie interesuje mnie,
jak inni patrzą na rzeczywistość. Mam dość jałowych sporów. I uważaj, bo
ciebie też wywalę” – odpowiedział chłodno, jak na luty przystało, nie
kamuflując wcale groźby pod moim adresem.
Lekko zmrożony
takim obrotem sprawy przypomniałem sobie niedawną rozmowę z kilkoma
znaczącymi w mediach ludźmi. Takimi, których czasem nazywa się „twórcami
mediów”, ponieważ to oni w dużej mierze decydują, co odbiorca, widz,
słuchacz, telewidz, internauta, otrzymuje.
Rozmowa dotyczyła
ciekawości. Uczestnicy dyskusji, chociaż wywodzili się z różnych kręgów,
byli zadziwiająco zgodni w opinii, że współczesny odbiorca przestał być
ciekawy. „Zupełnie?” – dopytywałem. „Ogół ludzi zdradza nienasyconą
ciekawość wszystkiego, z wyjątkiem tego, co warte jest poznania” -
zasłonił się cytatem podebranym irlandzkiemu dziewiętnastowiecznemu
poecie jeden z dysponentów mediów. „To znaczy?” – drążyłem. „Nie chcą
wiedzieć, jak inni widzą świat. Dlatego sięgają tylko do tych mediów,
które pokazują rzeczywistość w taki sposób, w jaki oni ją postrzegają” –
pospieszył mu w sukurs przedstawiciel dużego czasopisma. „Taką postawę
świetnie widać w telewizyjnych programach publicystycznych. Zauważył
ksiądz, że ich uczestnicy ostentacyjnie się wzajemnie nie słuchają? Gdy
mówi ktoś inny, nie patrzą na niego, tylko najczęściej wpatrują się
intensywnie w jakiś element scenografii” – podzielił się obserwacją
radiowiec.
Niestety, zabrakło czasu, żeby zapytać, skąd, ich
zdaniem, ten brak ciekawości cudzego spojrzenia i czyichś poglądów się
bierze. Chociaż mam pewne przypuszczenia, co by odrzekli. Kilka lat temu
jeden ze znanych dziennikarzy ogłosił teorię, według której dziś
największą słabością mediów jest odbiorca. „Na rynku nie można
abstrahować od tego, czego chce widz” – wyjaśnił twardo, odrzucając
sugestię, że to media „wychowują” sobie odbiorców.
Ktoś jednak tę ciekawość cudzego spojrzenia na świat w ludziach zabija. Tylko kto? Jakieś sugestie?
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz