czwartek, 18 lutego 2016

Świat według seriali

W powieści „Świat według Garpa” można znaleźć taki fragment: „Słuchaj, ta książka jest cholernie dobrze napisana - powiedział Wolf - ale mimo wszystko to jest jednak serial; aż zanadto "jednak".
Garp westchnął.
- Życie - powiedział - też jest często zanadto jednak”.
Pomijając głęboką refleksję o życiu, zawartą w tej krótkiej wymianie zdań, warto przy jej okazji zastanowić się nad pytaniem: Czy można sobie jeszcze wyobrazić świat bez seriali? Czy taki świat w ogóle jest możliwy?
Podobno najdłuższy z zakończonych już seriali liczył 15762 odcinki i był emitowany w mediach przez 57 lat. Wygląda na to, że do pobicia tego rekordu daleko jest wszystkim z wciąż kontynuowanych tasiemców.
Istnieje pewien rodzaj seriali, którym fascynuje się jeden z moich znajomych. Nie odpuści żadnego odcinka. Niecierpliwie czeka na każdy kolejny epizod, jakby miała się w nim wydarzyć jakaś przełomowa scena. Problem w tym, że podstawową zasadą tego rodzaju produkcji jest powtarzanie w każdym odcinku pewnego schematu, realizacja szablonu. Z góry wiadomo, jak się tym razem skończy przebieg wydarzeń. Zaskoczenia nie będzie. Główni bohaterowie powtórzą nawet pewne kwestie, które już wielokrotnie wypowiadali.
Zapytałem znajomego, dlaczego z takim zaangażowaniem i poświęceniem ogląda te seriale. „Toż to nuda i sztanca, odcinki niczym się nie różnią” – uzasadniłem swoje zdumienie. „Co w tym znajduje człowiek tak inteligentny i ciekaw życia, jak ty?”. Obejrzał mnie od stóp do głów z wyraźnym zatroskaniem i odrzekł: „Nie rozumiesz tego? Właśnie to jest intrygujące, jak twórcy serialu tym razem wypełnią gotowe ramki. To wielka sztuka znajdywać wciąż nowe sposoby na opowiedzenie tej samej, prostej historyjki. Z drugiej strony, schematyzm seriali daje pewne poczucie bezpieczeństwa, niezmienności, ustalonego rytmu i sprawdzonych wartości”. W tym momencie mnie olśniło. „Czy z tego samego powodu namiętnie oglądasz programy publicystyczne?” – zapytałem z miną odkrywcy. Tym razem obrzucił mnie spojrzeniem, w którym zauważyłem cień uznania. „Oczywiście. Przecież z góry wiem, jakie stanowisko zajmie każdy z uczestników. Ale lubię patrzeć, jak się wysilają, aby czymś mnie, jako odbiorcę, zaskoczyć. Aby tę swoją narrację, z góry ustaloną, jakoś uatrakcyjnić. Czuję się wtedy dowartościowany” - wyznał. „Nie nudzi cię to?”. „Ależ skąd! Daje mi przekonanie, że ogarniam rzeczywistość”.
Bohaterka jednej z książek Stephena Kinga tak relacjonuje swoje samopoczucie: „Czułam się, jakbym znów zaczęła oglądać serial, którego przez jakiś czas nie oglądałam. Nawet jeśli masz kilka lat przerwy, natychmiast rozpoznajesz ludzi i ich problemy, ponieważ ludzie i ich problemy prawie nigdy się nie zmieniają. Wrócić do takiego filmu, to jak zdjąć buty i włożyć wygodne, rozdeptane kapcie”.
Wygląda na to, że nie tylko w kwestii seriali głównie chodzi o te wygodne kapcie.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz