W powieści „Świat według Garpa” można znaleźć taki fragment:
„Słuchaj, ta książka jest cholernie dobrze napisana - powiedział Wolf -
ale mimo wszystko to jest jednak serial; aż zanadto "jednak".
Garp westchnął.
- Życie - powiedział - też jest często zanadto jednak”.
Pomijając
głęboką refleksję o życiu, zawartą w tej krótkiej wymianie zdań, warto
przy jej okazji zastanowić się nad pytaniem: Czy można sobie jeszcze
wyobrazić świat bez seriali? Czy taki świat w ogóle jest możliwy?
Podobno
najdłuższy z zakończonych już seriali liczył 15762 odcinki i był
emitowany w mediach przez 57 lat. Wygląda na to, że do pobicia tego
rekordu daleko jest wszystkim z wciąż kontynuowanych tasiemców.
Istnieje
pewien rodzaj seriali, którym fascynuje się jeden z moich znajomych.
Nie odpuści żadnego odcinka. Niecierpliwie czeka na każdy kolejny
epizod, jakby miała się w nim wydarzyć jakaś przełomowa scena. Problem w
tym, że podstawową zasadą tego rodzaju produkcji jest powtarzanie w
każdym odcinku pewnego schematu, realizacja szablonu. Z góry wiadomo,
jak się tym razem skończy przebieg wydarzeń. Zaskoczenia nie będzie.
Główni bohaterowie powtórzą nawet pewne kwestie, które już wielokrotnie
wypowiadali.
Zapytałem znajomego, dlaczego z takim zaangażowaniem i
poświęceniem ogląda te seriale. „Toż to nuda i sztanca, odcinki niczym
się nie różnią” – uzasadniłem swoje zdumienie. „Co w tym znajduje
człowiek tak inteligentny i ciekaw życia, jak ty?”. Obejrzał mnie od
stóp do głów z wyraźnym zatroskaniem i odrzekł: „Nie rozumiesz tego?
Właśnie to jest intrygujące, jak twórcy serialu tym razem wypełnią
gotowe ramki. To wielka sztuka znajdywać wciąż nowe sposoby na
opowiedzenie tej samej, prostej historyjki. Z drugiej strony, schematyzm
seriali daje pewne poczucie bezpieczeństwa, niezmienności, ustalonego
rytmu i sprawdzonych wartości”. W tym momencie mnie olśniło. „Czy z tego
samego powodu namiętnie oglądasz programy publicystyczne?” – zapytałem z
miną odkrywcy. Tym razem obrzucił mnie spojrzeniem, w którym zauważyłem
cień uznania. „Oczywiście. Przecież z góry wiem, jakie stanowisko
zajmie każdy z uczestników. Ale lubię patrzeć, jak się wysilają, aby
czymś mnie, jako odbiorcę, zaskoczyć. Aby tę swoją narrację, z góry
ustaloną, jakoś uatrakcyjnić. Czuję się wtedy dowartościowany” - wyznał.
„Nie nudzi cię to?”. „Ależ skąd! Daje mi przekonanie, że ogarniam
rzeczywistość”.
Bohaterka jednej z książek Stephena Kinga tak
relacjonuje swoje samopoczucie: „Czułam się, jakbym znów zaczęła oglądać
serial, którego przez jakiś czas nie oglądałam. Nawet jeśli masz kilka
lat przerwy, natychmiast rozpoznajesz ludzi i ich problemy, ponieważ
ludzie i ich problemy prawie nigdy się nie zmieniają. Wrócić do takiego
filmu, to jak zdjąć buty i włożyć wygodne, rozdeptane kapcie”.
Wygląda na to, że nie tylko w kwestii seriali głównie chodzi o te wygodne kapcie.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 18 lutego 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz