Kto jest najważniejszy na obrazie niderlandzkiego malarza Pietera
Bruegla zatytułowanym „Walka karnawału z postem”? Czy opasły
reprezentant karnawału, siedzący okrakiem na wielkiej beczce i uzbrojony
w rożen z nadzianą głową prosięcia, kaczką i kiełbasą? A może jego
adwersarz, wychudzony asceta na lichym krześle, za cały oręż mający
piekarską łopatę, na której widnieją dwa smutne śledzie? Może oni
obydwaj? Wszak artysta umieścił ich na pierwszym planie, ustawiając
niewątpliwie do pojedynku, niczym rycerzy z kopiami walczących w
turnieju ku uciesze widzów.
Otóż nie. Wbrew temu, co najpierw
rzuca się w oczy, a nawet wbrew tytułowi dzieła, to nie starcie
przedstawicieli postu i karnawału znajduje się w centrum przekazu, jaki
skierował malarz do widzów. W samym środku obrazu, w najjaśniejszym jego
punkcie, znajduje się błazen. W biały dzień maszeruje on przez rynek z
płonącą pochodnią w ręce, prowadząc dwóje ludzi, którzy ani nie biorą
udziału w karnawałowej hulance, ani nie oddają się postnym umartwieniom.
Kim są wędrowcy, idący krok w krok za błaznem? Wiele profesjonalnych
interpretacji dzieła podpowiada, że symbolizują oni tych, którzy właśnie
na obraz spoglądają. Widzów. Odbiorców.
Jacek Kaczmarski w
piosence „Wojna postu z karnawałem”, która została zainspirowana
opisanym przed chwilą obrazem wielkiego niderlandzkiego artysty,
umieścił refren, pośrednio uzasadniający, dlaczego to błazen jest
najistotniejszy w dziele Breugla.
„Oszalało miasto całe,
Nie wie starzec ni wyrostek
Czy to post jest karnawałem,
Czy karnawał - postem!”
Zagubienie.
Nadmiar bodźców, informacji, treści, wiadomości, zachęt. Jedni wzywają
do nieograniczonej konsumpcji. Drudzy krzyczą przerażeni, że tylko
rózgi, kołatki i woda święcona mają sens na tym łez padole. Jedni bawią,
drudzy straszą. Każdy ciągnie w swoją stronę. Przekonuje, że racja jest
po jego stronie. Toczą się widowiskowe pojedynki. Ktoś kogoś
zmasakrował. Ktoś inny kogoś zaorał. Jeszcze inny zmiażdżył swoich
przeciwników. A może nawet rozsmarował. Rynek przestał być agorą,
miejscem dialogu, rozmowy. Stał się polem walki. Wydawałoby się
ostatecznego zmagania. Albo wygra post, albo triumf odniesie karnawał. I
już zawsze będzie post. Albo zawsze będzie karnawał.
A błazen?
Błazen i ci nieliczni, którzy podążają za nim, idzie środkiem. I jak
niegdyś Diogenes, w jasny dzień niesie zapaloną pochodnię.
Interpretatorzy dzieła Breugla nie mają wątpliwości, że błazen nie tylko
oprowadza, ale też objaśnia, co się wokół dzieje. Nie opowiada się po
żadnej stronie. Nie jest zwolennikiem karnawału ani stronnikiem postu.
Czyż
nie takie, jak ten Breuglowski błazen, powinny być dzisiaj mass media?
Środki społecznej komunikacji? Prowadzić, opowiadać, wyjaśniać, szukając
człowieka, bez opowiadania się za wiecznym karnawałem lub nieustannym
postem?
To taki błazeński felieton z okazji „tłustego czwartku”. Smacznego pączka.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 4 lutego 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz