czwartek, 19 stycznia 2017

Próbując zmieścić własne myśli w 140 znakach

Tydzień temu, cytując fragmenty świetnego opowiadania Stanisława Lema, zmierzałem ku konkluzji, że dzisiejsze media, w pogoni za newsem, oglądalnością, słuchalnością, klikalnością, zaniedbały jedno ze swoich podstawowych zadań. Zadaniem tym jest objaśnianie świata. Inaczej mówiąc, pomoc w tym, aby odbiorcy nie tylko wiedzieli to czy tamto, ale również, aby w maksymalnym, w jakim się da, stopniu, rozumieli otaczającą ich rzeczywistość.
Kilka dni temu natrafiłem na tekst znanego publicysty Grzegorza Sroczyńskiego, zatytułowany „Dziennikarski zestaw ratunkowy”. Znalazłem w nim m. in. zastanawiającą autodiagnozę świata mediów i jego otoczki. „Przez ostatnich trzydzieści lat obiecaliśmy ludziom zbyt dużo pewności. Zwodziliśmy całe społeczeństwa, karmiąc je «końcem historii» i innymi teoriami”.
Zdaniem Sroczyńskiego dzisiejszy bunt obywateli przeciw elitom, dziennikarzom, ekspertom to zemsta za niewywiązanie się z tej obietnicy. Dziennikarz stara się przedstawić aktualny stan zawodu wśród odbiorców: „Przecież mieliście wiedzieć! Mówiliście, że na czas nas ostrzeżecie! Przecież wszystko mieliście policzone, pokazywaliście modele ekonomiczne i zapewnialiście, że już zawsze będą działać”. Przypomina też, że w 2003 roku ekonomista Robert Lucas ogłosił światu, iż „Najważniejszy problem, czyli kwestia zapobiegania kryzysom, został rozwiązany”,  a cała machina publicystyczna „pompowała ten balon pewności”.
Grzegorz Sroczyński jest młodszy ode mnie o piętnaście lat. To autor świetnych wywiadów i tekstów analitycznych, dotyczących sytuacji na świecie i w Polsce. Wystarczy wstukać jego nazwisko w wyszukiwarkę, żeby odkryć, że potrafi zirytować ludzi o bardzo znanych nazwiskach. Nikt nie powiedział, że trzeba się z wszystkimi jego tezami zgadzać.
Ja jednak czytając wzmiankowany tekst wpadłem w zachwyt. Ponieważ nareszcie ktoś napisał za mnie uzasadnienie rezygnacji z Twittera. Zamknąłem tam konto kilka miesięcy temu i wielu chce wiedzieć, dlaczego. Teraz mogę się posłużyć argumentami znanego publicysty. Napisał: „Nasza kompulsywna obecność na Twitterze to kolejne takie oszustwo. Próbując zmieścić własne myśli w 140 znakach, wcale nie jesteśmy nowocześni, przeciwnie, działamy całkowicie wbrew duchowi czasów. Sprawy nie są bowiem coraz prostsze, ale coraz bardziej skomplikowane. Dotyczy to zarówno teorii fizycznych, jak i problemów ekonomicznych czy społecznych”. Zdaniem Sroczyńskiego 140 znaków na Twitterze wymusza polaryzowanie opinii i kastruje je z ambiwalencji, co nas oddala od rzeczywistości.
Sam nie potrafiłem tego tak dobrze ująć. Nawet w znacznie większej liczbie znaków, niż 140.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz