czwartek, 11 maja 2017

Jakie zapotrzebowanie, takie

Zapytała mnie pewna pani, co to jest „influencer”. „Wpływacz” odpowiedziałem zachwycony własną błyskotliwością i od razu zorientowałem się, że zachwyciłem się niepotrzebnie. Pani się przestraszyła całkiem serio. „To jakaś nowa choroba? Łatwo się tym zarazić?” - dociekała.
Zrobiło mi się głupio, więc zacząłem mojej rozmówczyni wyjaśniać, że influencer to taki człowiek, który skutecznie wpływa na opinię innych i że robi to głównie w internecie. Dlatego zasadniczo na takie określenie może zasługiwać ktoś, kto posiada bloga, vloga, konto na Youtubie, Snapchacie lub w innych mediach społecznościowych i jest w stanie oddziaływać na co najmniej kilkaset osób. Podpierając się znalezionymi w sieci definicjami, tłumaczyłem więc, że „influencerzy umiejętnie budują wokół siebie grupę lojalnych odbiorców, z którymi łączą ich silne relacje i zainteresowania”. A robią to po to, aby wyrażonym przez siebie zdaniem umiejętnie kształtować decyzje innych.
Pani uważnie słuchała moich wywodów, kiwając przy tym głową. „Wiadomo dlaczego ludzie ich słuchają i liczą się z ich zdaniem?” - zapytała rzeczowo. „Dobre pytanie” - pomyślałem i zabrałem się za formułowanie odpowiedzi. Nie szło mi łatwo, bo po mojej głowie wciąż krążyła wyczytana gdzieś uwaga, że przecież każdy człowiek ma możliwość wpływania na decyzje innej osoby, a uzasadnienia takiego oddziaływania mogą być i są bardzo różne. Wszak z innego powodu kształtujemy swoją opinię w jakiejś kwestii słuchając profesora, a z innego wtedy, gdy zmieniamy zdanie pod wpływem przemawiającego polityka. „Ponieważ znają się na tym, o czym wyrażają opinię albo dlatego, że wyrażają ją w sposób zdecydowany, zrozumiały, z pewnością siebie, tak, że innych to przekonuje” - wydukałem niepewnie.
„Czyli to takie współczesne autorytety?” - dopytywała pani, wpędzając mnie w coraz większe zakłopotanie. „Nie jestem pewien, czy to uprawnione określenie. To zależy, jak rozumiemy samo pojęcie autorytetu” - zacząłem ostrożnie, szykując się do dłuższych dywagacji na ten temat, gdy zauważyłem, że naszej rozmowie przysłuchuje się bez skrępowania znany w okolicy przemądrzalec, który zabierał głos w każdej sprawie, choć nikt go nie pytał o opinię. Na wszelki wypadek posłałem natychmiast w jego stronę ciężkie, ostrzegawcze spojrzenie. On jednak je zignorował i na cały głos wygłosił swoje zdanie w temacie: „Jakie zapotrzebowanie, takie autorytety”.
Pani popatrzyła na niego z uwagą. „Chyba już zaczynam rozumieć, na czym polega to zajęcie influencerów” - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie jakoś tak filuternie.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz