czwartek, 8 czerwca 2017

Drastyczny nastolatek

W ubiegłym tygodniu w Kabulu miał miejsce najkrwawszy zamach bombowy od czasu obalenia w Afganistanie talibów. Nie żyje ponad 150 osób. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że wszystkie ofiary to Afgańczycy. Zaraz po wybuchu podawano, że zginęło 80 osób.
Również z zeszłym tygodniu w stolicy Filipin, Manili, w tamtejszym kasynie pojawił się napastnik, który strzelał z szybkostrzelnej broni wokół siebie, a potem wywołał pożar. Śmierć poniosło 37 osób.
Trzecia informacja także odnosi się do minionego tygodnia. W Londynie trzech napastników najpierw rozjeżdżało ludzi na jednym z mostów, a potem atakowali na oślep, dźgając nożami kogo popadnie. Zginęło 7 osób.
Być może niektórzy zauważyli, w jaki sposób te trzy straszne wydarzenia znalazły oddźwięk w mediach w Polsce. Eufemistycznie mówiąc, zainteresowanie nimi nie było nawet zbliżone do jednakowego. Śmiało można stwierdzić, że było bardzo zróżnicowane. Jednemu z nich poświęcono czołówki gazet i serwisów informacyjnych, tak zwane kanały informacyjne w telewizji nadawały wielogodzinne wydania specjalne programu. O dwóch pozostałych można się było dowiedzieć głównie dzięki uważnej lekturze pasków na dole ekranu telewizora lub z niezbyt eksponowanych stron gazet albo podstron w portalach internetowych.
Dlaczego w ogóle poruszam tę sprawę? Ponieważ zwrócił mi na nią uwagę pewien nastolatek. Zrobił to w sposób drastyczny i trochę niegrzeczny. Zapytał mnie mianowicie, czy też należę do tych przedstawicieli mediów, którzy wartość ludzkiego życia mierzą geograficznym położeniem miejsca zamieszkania ofiar agresji i nienawiści. Chciał wiedzieć, czy fakt, że ktoś żył na wschód, a nie na zachód od nas, automatycznie umniejsza znaczenie i wartość dramatu, który go dotknął. A gdy zacząłem mówić coś o różnicy odległości, że jednak bardziej interesujemy się tym, co bliżej nas, podniesionym głosem skontrował: „Niektórym strzelaninom w amerykańskich szkołach dziennikarze w Polsce poświęcają o wiele więcej uwagi niż śmierci dziesiątek, setek, a nawet tysięcy ludzi na Filipinach, w Afganistanie, na Bliskim Wschodzie albo w Afryce!”.
Gdy próbowałem przedkładać inne argumenty wypalił z jeszcze jednym spostrzeżeniem. „Niech mi ksiądz powie, czy to, że ktoś zginął zabity przez oszalałego hazardzistę, a nie przez islamskiego dżihadystę, sprawia, że jego śmierć jest mniej ważna i tragiczna?”.
Okazało się w końcu, że wcale nie oczekiwał ode mnie odpowiedzi. Tak nagle, jak zaczął, tak niespodziewanie przerwał naszą rozmowę. Chciał chyba tylko wykrzyczeć do kogoś, kto mu się kojarzył z mediami, te pytania i obserwacje.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz