niedziela, 11 sierpnia 2013

Krótki kurs kreowania

Czasami przykład jest tak jednoznaczny, że właściwie nie trzeba niczego dodawać. Wystarczy go pokazać i nie trzeba go objaśniać jak przypowieści. Mówi sam za siebie. Krzyczy z daleka. Kłuje w oczy.

Ktoś myśli, że przesadzam?

Oto krótki kurs kreowania tzw. autorytetów:

"Antropolożka kultury i architektka Anna (tu oczywiście pada nazwisko) uważa, że nie należy moralizować pojawiania się klubów go-go w przestrzeni publicznej, bo to po prostu znak czasu.

- Obyczaje ulegają zmianom i ujawnieniu, to koszt demokracji i wolnego rynku - tak jest z nagością, ona istnieje na chodnikach, na architekturze, w witrynach. Jeśli kogoś to gorszy, może interweniować - koncesja na sprzedaż alkoholu oznacza nagość w witrynie, co nie służy kobietom, ale ożywia przestrzeń publiczną. Krytyka klubów go-go w niby-salonie miasta to pochwała fasadowości. Kiedyś Rynek uważano za strefę prestiżową zamkniętą dla miejsc nieobyczajnych, jak klub go-go, ale one zawsze istniały, tyle że w ukryciu. Realnie Rynek (z przyległościami) nie jest strefą prestiżową, lecz ludyczną - to hiperpub pełen wulgaryzmów i hałasu, a to nie są domeny salonów - mówi (znów nazwisko)" (źródło: Gazeta Wyborcza).

Podstawowa zasada: Znaleźć kogoś, kto pod własnym nazwiskiem powie z przekonaniem to, co chcemy usłyszeć. Potem można zacząć go lansować...

Teraz pora na zapraszanie do telewizji, na kilka wywiadów tu i ówdzie, i za jakiś, niezbyt ługi czas mamy szansę na ogólnopolski "autorytet" jak ta lala... stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz