Szirin Ebadi, Iranka, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, obrończyni
praw człowieka, napisała: „...największym dla mnie zagrożeniem jest mój
własny strach. To właśnie nasz strach, (...), daje siłę naszym
przeciwnikom”.
Strach jest dla człowieka poważnym
problemem. Nie bez powodu Winston Churchill twierdził, że strach jest
jedyną rzeczą, której powinniśmy się bać.
Myślę, że jego
słowa nabierają szczególnego znaczenia w sytuacjach, gdy naszym strachem
zaczynają się zajmować inni. Gdy dla swoich korzyści usiłują w setkach,
tysiącach, milionach ludzi strach wywołać. Gdy go podsycają, pielęgnują
jak zatrutą roślinę, manipulują nim. Gdy świadomie tworzą atmosferę
zagrożenia, gdy straszą Bogu ducha winnych ludzi. Gdy aura przerażenia i
braku bezpieczeństwa budowana jest ze strzępków słów, wyrwanych z
kontekstu zdań, plotek, domniemań, fragmencików wypowiedzi i wspomnień,
emocjonalnych obrazków, krzyków i niedopowiedzeń, a także
niezrozumiałych i dla wielu co najmniej niejednoznacznych działań wielu
agend i instytucji państwa, ogromnej aktywności polityków i
jednotorowej, bezrefleksyjnej działalności mediów.
Teoretycznie
nic w tym dziwnego. „Umiejętnie wywołany i sterowany strach przed
prawdziwym bądź nieprawdziwym zagrożeniem ma silny walor integrujący
grupę w obliczu wspólnego wroga, wspólnego problemu. Wyborcy kierowani
tą emocją mogą okazać się bardziej zdyscyplinowani w swych zachowaniach
wyborczych, bardziej zmotywowani do działania, a także podatni na
podsuwane im jednoznaczne rozwiązania. Wzbudzając wśród słuchaczy
poczucie zagrożenia, polityk tworzy jednocześnie pozytywny wizerunek
własnej osoby jako męża opatrznościowego z gotową receptą na wszelkie
bolączki” – napisała Kamila Miłkowska-Samul ze Szkoły Wyższej
Psychologii Społecznej w artykule „Emocje a skandal polityczny. O
sposobach wykorzystania emocji w dyskursie politycznym”.
Nie
trzeba zresztą sięgać do opracowań naukowych. Nawet w Wikipedii w haśle
o syndromie oblężonej twierdzy, polegającym na wzbudzaniu poczucia
zagrożenia ze strony mniej lub bardziej wyimaginowanego wroga, można
wyczytać, że grupa społeczna przejawiająca wysoki poziom poczucia
zagrożenia o wiele chętniej rezygnuje z indywidualizmu dążąc do
homogeniczności i oddaje władzę nad sobą osobom, które deklarują grupie
zapewnienie bezpieczeństwa. „Syndrom oblężonej twierdzy jest często
wykorzystywany przez polityków, którzy wzbudzają poczucie zagrożenia
elektoratu, a następnie oferują ratunek z wyimaginowanej opresji.
Elektorat, aby zredukować nieprzyjemne poczucie zagrożenia odda głos na
polityka. W tym sensie posługiwanie się syndromem oblężonej twierdzy
jest psychomanipulacją” – czytamy w źródle wiedzy, którzy dzisiaj nie
tylko uczniom zastąpiło sięganie na półkę po opasły tom encyklopedii.
Można
budować sukces polityczny i medialny na masowym sianiu strachu. Ale do
czasu. Do momentu, gdy pojawią się odważni. Bo odwaga to panowanie nad
strachem, a nie jego brak (Mark Twain). stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie radia eM
czwartek, 13 lutego 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz