Czy nie jest tak, że gdy człowiek znajdzie się w trudnej sytuacji,
kiedy potrzebuje pomocy kogoś innego, łatwiej zdobywa się na zaufanie?
Ze zdecydowanie mniejszymi oporami przyjmuje ryzykowną propozycję od
kogoś, kogo widzi pierwszy raz w życiu. Jednak ta ufność ma niewielką
trwałość. Przypomina bardziej impuls, zanikający szybko jak kropla wody
na rozpalonej blasze, niż stałą postawę, mogącą stanowić fundament, na
którym można cokolwiek zbudować. Po chwilowym pozbawionym zahamowań
oddaniu swego losu w cudze ręce, człowiek powraca do myślenia opartego
na poczuciu zagrożenia. Miejsce zaufania znów zajmują strach, lęk,
obawa, ukrywające się pod maską ostrożności i roztropności.
Czy
zawsze tak jest? Trudno powiedzieć. Na pewno tak właśnie było między
kobietą i mężczyzną, którzy przypadkiem spotkali się w nocnym tramwaju.
Mając perspektywę długiego oczekiwania na przystanku, w mroku i
chłodzie, kobieta przyjęła propozycję całkiem obcego mężczyzny, który
zaproponował jej odwiezienie samochodem do domu. Jednak gdy znalazła się
tuż obok niego w pojeździe, gdy poczuła swoją bezbronność wobec
człowieka za kierownicą, swoją zależność od niego, zaufanie gdzieś się
ulotniło. Coraz bardziej narastało pragnienie ucieczki. A on to
zauważył.
„Boi się pani?” – zapytał niespodziewanie
mężczyzna, gdy już byli na asfaltowej jezdni. A ona nie zdobyła się na
odpowiedź. Nawet na ruch głową. To go jeszcze bardziej poirytowało. Im
bardziej on był rozdrażniony, tym bardziej ona mu nie ufała i coraz
większy był jej strach.
Jechali w chwilę w pełnym napięcia
milczeniu, jakby czekali na wybuch, którego nie dało się uniknąć. Który
był tylko kwestią czasu, a wraz z nim całkowite zniszczenie wszelkich
relacji między nimi. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że nie tylko jego
słowa, gesty, ale również każde spojrzenie, którym obdarzał kobietę, po
prostu jego bliskość, stawały się dla niej udręką.
Wpatrując
się w mrok dostrzegł obdrapaną wiatę przystanku autobusowego.
Gwałtownym ruchem zjechał do niewielkiej zatoczki i zatrzymał auto. Nie
patrzył na swoją pasażerkę, ale wiedział, że ona spojrzała na niego z
mieszaniną strachu i zdziwienia. Na połamanej ławce wewnątrz wiaty
siedziały dwie kobiety, starsza i młodsza. Kierowca przyglądał się im
uważnie w oblepiającym wszystko dokoła niczym mgła różowawym świetle
latarni. Czekał, ale kobieta wciąż się nie odzywała.
„Proszę” – powiedział wreszcie, wyraźnie wyprowadzony z równowagi. „Może pani wysiąść, jeżeli mi pani nie ufa”.
Dopiero
teraz skierował wzrok na kobietę. Patrzył. Obserwował, jak ona kolejny
raz podejmuje decyzję. Pomyślał o swojej żonie i dorastającej córce.
Milczeli teraz oboje, a ciszę w samochodzie zakłócał jedynie szum silnika i ich przyspieszone oddechy. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz