Na kanwie wydarzeń ostatnich tygodni jeden z moich znajomych
postanowił wyciągnąć wnioski o charakterze nieco ogólniejszym i
stwierdził: „Internet pokazał, że cała ta polityka to tak naprawdę
wyłącznie rzeczywistość wirtualna. Dlatego jest on tak skutecznym
politycznym narzędziem”. Swoje spostrzeżenie okrasił potężnym
westchnieniem i ze smutkiem na obliczu zaczął sprawdzać w smartfonie
najnowsze posty w mediach społecznościowych. Był na tym tak skupiony, że
przyszło mi do głowy, aby właśnie tam zamieścić ewentualną reakcję na
jego konstatację.
Od lat jestem przekonany, że coś takiego,
jak „rzeczywistość wirtualna”, funkcjonująca sama dla siebie i bez
jakiegokolwiek związku z tzw. realem, w sensie ścisłym nie istnieje.
Uważam, że Internet, wraz z całą swoją zawartością i wszystkimi, wciąż
jeszcze nie do końca poznanymi, możliwościami, to po prostu integralna
część naszej współczesnej rzeczywistości. Nie ma dwóch światów – tego
realnego i tego w sieci. To, co się dzieje w realu, faktycznie wpływa na
to, co się dzieje w sieci. Ale także to, co się odbywa w Internecie,
przynosi konsekwencje poza nim. Czasami są to konsekwencje bardzo daleko
idące, zarówno w wymiarze pozytywnym, jak i negatywnym.
Bill
Gates zdiagnozował, że „Internet jest jak przypływ. Zaleje przemysł
komputerowy i wiele innych, zatapiając tych, którzy nie nauczą się w nim
pływać”. Wystarczy się uważnie rozejrzeć, aby dostrzec, że jego
przepowiednia radykalnie zaczyna się sprawdzać nie tylko w odniesieniu
do „przemysłu komputerowego”, ale także w niemal każdej dziedzinie
ludzkiego życia. W tym również w polityce. Moim zdaniem nie ma w tym
niczego niespodziewanego, a tym bardziej niczego dziwnego.
W
powieści serbskiego pisarza Davida Albahari zatytułowanej „Ludwig”,
można znaleźć następujące spostrzeżenie: „Czasami myślę sobie, że nikt
już nie jest żywą istotą, wszyscy jesteśmy tylko cieniami z domeny
wirtualnej rzeczywistości i gdyby ktoś wyłączył prąd, wszyscy byśmy po
prostu zniknęli, jakby nikt z nas nigdy nie istniał”.
Myślę,
że to nieprawda. Nawet całkowite wyłączenie Internetu nie spowoduje
zniknięcia ludzkości, chociaż dla niejednego jej przedstawiciela byłoby o
doświadczenie niezwykle bolesne. Przepadłaby jednak ważna i potrzebna
część naszego świata. Ale kompletne unicestwienie Internetu jest podobno
zupełnie niemożliwe. Czyli chyba nie ma powodów do niepokoju. Nie tylko
dla polityków.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz