Wśród licznych zalet Internetu jest i ta, że można dzięki niemu,
niczym przez lufcik, zajrzeć w życie różnych parafii. Na przykład na
poziomie ogłoszeń parafialnych. Mam znajomego, który ten rodzaj
swoistego podglądania uprawia z wielkim zaangażowaniem i od czasu do
czasu dzieli się swoimi spostrzeżeniami z tym, kogo akurat zdoła
przydybać oraz nakłonić do słuchania.
Kilka dni temu udało mu
się znaleźć kilku słuchaczy naraz. Nie zmarnował okazji i podzielił się
obserwacją wraz refleksją dotyczącą Bożego Ciała. „Zastanowiło mnie,
dlaczego tak często ogranicza się spontaniczność wiernych” – zaczął na
wysokim poziomie uogólnienia. Zauważył jednak oznaki zniecierpliwienia
na twarzach odbiorców, więc szybko przeszedł do konkretów. „Chodzi mi o
to, dlaczego tak wielu księży zachęca do udekorowania okien tylko na
trasie procesji” – wyłożył istotę zagadnienia i potoczył wzrokiem po
kolejnych twarzach. „W czym problem?” – wykazał się kompletnym
niezrozumieniem tegoroczny maturzysta, który przypadkiem znalazł się w
gronie słuchaczy. „To chyba dobrze, żeby ci, którzy mieszkają przy
trasie procesji, jakoś ozdobili okna, nie? To buduje atmosferę” – brnął.
Znajomy, który mógłby być dziadkiem młodzieńca, zrobił taką
minę, jakby właśnie cytował sobie w myślach zdanie z „Odprawy posłów
greckich” Kochanowskiego „By rozum był przy młodości”. W sukurs
pospieszyła mu nieco młodsza pani, która znana była z aktywności w
różnych kościelnych gremiach i wspólnotach. „Faktycznie, dziwne” –
zdiagnozowała zjawisko i od razu przeszła do wspomnień. „Jak byłam mała,
to zawsze stroiliśmy okna na Boże Ciało, chociaż procesja nigdy nawet
się nie zbliżyła do naszej ulicy, bo władze nie pozwalały”. Maturzysta
gapił się na nią, jakby opowiadała o dinozaurach albo bitwie pod
Grunwaldem.
„Mamo, to były inne czasy” – odezwała się córka
autorki wspomnień. „Dzisiaj nikt nie narzuca trasy procesji”. „Nie o to
chodzi” – żachnęła się kobieta. „Taka dekoracja okna to też jakieś
świadectwo” – dodała z determinacją.
„Ale po co?” –
maturzysta wciąż nie pojmował. „Jak chcę dać świadectwo wiary, to idę na
procesję” – oświadczył kategorycznie. „Nie widzę powodu, aby czepiać
się księży i mówić o ograniczaniu spontaniczności” – wsparła go córka
kościelnej aktywistki. „Przecież nikomu nikt nie zabrania. Kto chce,
może okno ozdobić niezależnie od tego, czy procesja będzie szła koło
jego domu czy nie”.
Znajomy poczuł się bezradny. I w tym poczuciu bezradności oraz niezrozumienia całe zdarzenie mi zrelacjonował.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz