Nie wiem, czy tylko mi się wydaje, czy faktycznie zjawisko zwiększyło
częstotliwość. Tak czy inaczej, dzieje się coś groźnego. Coś, co w
dłuższej perspektywie może zaowocować bardzo poważnym kryzysem zaufania.
Przede wszystkim w sferze mediów.
Coraz częściej pojawiają
się w nich, i to niejednokrotnie na czołówkach, materiały, które później
okazują się albo całkowicie nieprawdziwe, albo poważnie zmanipulowane.
Dotyczy to przede wszystkim spraw, które wywołują wielkie społeczne
emocje i gorące dyskusje. Materiały tego typu mają ogromny wpływ na
poglądy dużej części odbiorców, a w niejednym przypadku oddziałują
również na podejmowane na bardzo wysokich szczeblach decyzje.
„W
czasach, gdy trwa walka o newsa, a Twitter awansował do roli jednego z
głównych źródeł informacji, nikt nie ma czasu sprawdzać wiadomości.
Nawet w jednym źródle, a co dopiero w dwóch. Zresztą, przy powszechnej
praktyce przeklejania materiałów w Internecie, samo szukanie pierwotnego
źródła okazuje się syzyfowym zajęciem” – objaśnił mi sytuację redaktor
jednego z dużych portali. Przy okazji zwrócił uwagę, że sprawdzenie
informacji wiąże się z ogromnymi kosztami i zażartował gorzko, że jeśli
sprawdzą się przewidywania, iż dziennikarzy newsowych zastąpią roboty,
pojęcie wiarygodności mediów nabierze zupełnie nowego wymiaru.
Niedawno
„New York Times” powiadomił swoich czytelników, że świetny peruwiański
pisarz, laureat nagrody Nobla Mario Vargas Llosa po trwającym pół wieku
małżeństwie opuścił swą żonę dla młodszej kobiety. Liczący prawie
osiemdziesiąt lat twórca miał to potwierdzić osobiście na Twitterze.
Szybko się okazało, że autor „Pantaleona i wizytantek” konta na portalu
społecznościowym nie ma i mieć nie zamierza, o czym redakcję jednego z
najważniejszych amerykańskich dzienników poinformował drogą listowną.
Gazeta przyznała, że nie zweryfikowała internetowej wiadomości i
przeprosiła. Ale rzekomy „news” istnieje dalej w sieci.
Najprawdopodobniej powielony w znacznie większej liczbie kopii niż
sprostowanie.
Stanisław Lem w „Cyberiadzie” zamieścił m. in.
opowiadanie zatytułowane „Wyprawa szósta, czyli jak Trurl i Klapaucjusz
demona drugiego rodzaju stworzyli, aby zbójcę Gębona pokonać”. Demon ów
był w rzeczywistości urządzeniem, które z cząstek zepsutego powietrza
odsiewało wszystko, co było informacją. Zbójca Gębon szybko przekonał
się, że „wszystkie owe całkiem prawdziwe i ze wszech miar sensowne
informacje zupełnie nie są mu potrzebne, gdyż robił się z tego groch z
kapustą, od którego głowa pękała”. Wygląda na to, że żyjemy w czasach, w
których dla odbiorców medialnych treści demon drugiego rodzaju byłby ze
wszech miar pożyteczny. Bo on wypuszczał tylko prawdziwe wiadomości.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz