Był podobno kiedyś działacz partyjny wysokiego szczebla, który
postawił tezę, że społeczeństwo się nie sprawdziło i właściwie
należałoby je wymienić na jakieś inne. Propozycja daleko idąca, ale jak
twierdzą niektórzy moi znajomi, i dziś nie brak wśród tzw. klasy
politycznej, jej zwolenników. Mam nadzieję, że znajomi się mylą.
„Jedno
jest pewne, z tym naszym społeczeństwem strasznie trudno dojść do ładu”
– zauważył ogólnikowo wykładowca akademicki, gdy już wszyscy zebrani
wokół stolika wprowadzili do organizmu co najmniej kilka łyków kawy lub
pysznej herbaty. Student, który chwilowo zrobił sobie przerwę w
wakacyjnych zagranicznych wojażach, łypnął na niego niechętnym
spojrzeniem. „A pan oddał głos?” – zapytał tonem złego policjanta.
Wykładowca nie dał się sprowokować. „Nie o tym rozmawiamy” – uciął
stanowczo. „Coś jest na rzeczy” – włączył się ugodowo właściciel
przedsiębiorstwa z grupy małych i średnich. „Tyle że może to część
polityków ma problemy ze zrozumieniem, czego społeczeństwo potrzebuje?” –
zaryzykował pytanie. „Potrzebuje czy oczekuje?” – odezwał się urzędnik
samorządowy, który spodziewał się w najbliższym czasie awansu. „To duża
różnica. Ludzie sami nie wiedzą, czego chcą” – wyjaśnił. „Za to zawsze
znajdą się tacy, którzy wiedzą lepiej od nich, co im da szczęście” –
zgrzytliwie rzucił student nie kryjąc, że to złośliwość zarówno pod
adresem wykładowcy, jak i samorządowca. „Chodzi panu o najnowsze decyzje
prezydenta naszego miasta? Wbrew drwinom dziennikarzy, wielu ludziom
się to naprawdę podoba i chętnie korzystają” – oświadczył urzędnik,
prostując się z godnością. Część uczestników dyskusji patrzyła
zdezorientowana, najwyraźniej nie wiedząc, o czym mowa. Ale ani student
ani samorządowiec nie kwapili się ich oświecić.
„Taaak?” -
przeciągle zapytał student. „Już nie jeden raz władza przepraszała za
bezsensownie wydane społeczne pieniądze. Ma w tym wprawę i nic jej to
nie kosztuje. Ale już niedługo koniec z tym. Przypomnimy rządzącym, że
są dla ludzi, a nie dla swoich korzyści” – zadeklarował najwyraźniej w
imieniu całego społeczeństwa.
W tym momencie profesor, który
siedział obok mającego wartość muzealną pianina z tabletem na kolanach
podniósł głowę i poprosił panią domu, żeby dolała mu kawy. Następnie
zacytował z pamięci: „Przeprosić można kogoś, kogo się potrąciło w
tramwaju, a nie społeczeństwo, które się potrącało przez kilkadziesiąt
lat”. „Dobre” – pochwalił student. „A czyje to? Pana profesora?” –
dociekał pełen entuzjazmu. „Nie. Gustaw Herling-Grudziński” – powiedział
chłodno wykładowca i obrzucił studenta pełnym politowania wzrokiem.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz