czwartek, 19 listopada 2015

Nowy podział

Kornel Morawiecki, marszałek senior, na pierwszym posiedzeniu sejmu ósmej kadencji mówił, że marzy mu się nowa Konstytucja dla Polski. Konstytucja na miarę dwudziestego pierwszego stulecia. Streszczając jej potencjalną zawartość wspomniał między innymi o „nowym podziale władzy, uzupełniającym obecne, tradycyjne podziały, o koniecznej dziś separacji władzy politycznej, ekonomicznej i informacyjnej”.
Zastanowiło mnie to sformułowanie. Zwłaszcza, że bardzo szybko w niektórych prasowych relacjach przybrało nieco inny kształt. „Dodał, że dzisiaj mamy „podział władzy na władzę polityki, pieniądza i mediów”...” – przeczytałem w Internecie na stronie jednej ze stacji telewizyjnych. Tak naprawdę marszałek senior stwierdził: „Przed laty nie zgadzaliśmy się na komunistyczną dominację polityki nad gospodarką i mediami. Dziś nie możemy zgadzać się na panowanie pieniądza nad polityką i nad prawdą”.
Media od dawna nazywane są czwartą władzą. Czwartą, po ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Wciąż jednak nie pojawił się nowy Monteskiusz, który oficjalnie ogłosiłby zamianę trójpodziału władzy na czwórpodział. Więc ta władza środków przekazu, czy też środków międzyludzkiej komunikacji, wciąż ma status jakiejś takiej nieformalnej, nieumocowanej, choć przecież realnej. Nikt dzisiaj nawet nie ośmiela się wyrażać wątpliwości w to, że mass media są w stanie wpływać na wydarzenia i na kształt świata. Nie tylko na jego, obraz, który każdy sobie dzięki nim tworzy w głowie.
Jeszcze do niedawna za element dzierżących czwartą władzę mediów uważany był Internet. Dzisiaj globalna sieć zaczyna się emancypować, usamodzielniać. Nie podporządkowuje się zasadom, które dotąd regulowały funkcjonowanie medialnej części ludzkiej egzystencji. Coraz częściej pojawiają się opinie, że Internet to kolejna, piąta już władza. Realna siła, która wpływa na rzeczywistość, nie tylko tę wirtualną.
W najnowszym filmie Paola Sorrentino, zatytułowanym „Młodość”, wielka, nieco posunięta w latach gwiazda odmawia sławnemu reżyserowi zagrania w jego kolejnej produkcji, uzasadniając to trzyletnim kontraktem na udział w meksykańskim serialu. Tłumaczy zbulwersowanemu twórcy, że to nie kino, lecz telewizja jest przyszłością, a właściwie teraźniejszością.
Nawet ja, choć mam już swój wiek, oglądałem tę scenę z lekkim uśmieszkiem. Wielka gwiazda filmowa powinna raczej powiedzieć, że przyszłością, a po prawdzie teraźniejszością, jest Internet. Zjawisko o wciąż czekających na poznanie i rozpoznanie możliwościach. Nie tylko w sferze informacyjnej. Zastanawiam się, jakich narzędzi trzeba użyć, aby odseparować w nim władzę polityczną, ekonomiczną i informacyjną. Mnie nic nie przychodzi do głowy. Ale na szczęście są głowy znacznie tęższe i mądrzejsze od mojej.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz