czwartek, 5 listopada 2015

Everest odpowiedzialności

Wyświetlany właśnie w kinach film „Everest” opowiada o tragedii, która rozegrała się na zboczach najwyższej ziemskiej góry w roku 1996. Chociaż relacjonuje historię znaną, której opisy bez trudu można znaleźć w Internecie, dzieło trzyma w napięciu. Nie tylko za sprawą świetnej gry aktorskiej i sprawnej reżyserii.
Dla mnie „Everest” to przede wszystkim film o odpowiedzialności. Odpowiedzialności, jaką biorą na siebie ludzie, którzy podejmują zadanie prowadzenia innych. Jest to także opowieść o tym, jak bardzo kwestia odpowiedzialności za innych łączy się z przestrzeganiem sprawdzonych zasad i wiernością własnym przekonaniom. O tym, jakie są skutki ulegania zachciankom tych, których się prowadzi. Nawet, jeśli te zachcianki przybierają postać ambitnych zamierzeń i wydają się uzasadnionymi pragnieniami.
Wśród tych, którzy współcześnie podejmują się prowadzenia ludzi, na poczesnym miejscu lokują się media. Nie ukrywają, że chcą być przewodnikami, którzy bezpiecznie doprowadzą odbiorców do celu, przeprowadzą przez meandry skomplikowanej rzeczywistości, dadzą radość odnoszenia sukcesu i pomogą spokojnie go skonsumować. „My wiemy, którędy wiedzie właściwa ścieżka, daj nam rękę, z nami nic ci się nie stanie” – zdają się zapewniać pracownicy mediów XXI stulecia. Oferują usługę bardzo zbliżoną do tej, którą oferowali doświadczeni himalaiści swoim klientom. Niestety, w dużej części popełniają też ten sam błąd, który zdarzyło się popełnić jednemu z pilotów wysokogórskich wypraw. Wbrew logice, wbrew zasadom i wbrew własnemu przekonaniu dopasowują się do pragnień i oczekiwań swoich odbiorców. Dlaczego? Bo dzięki nim mogą funkcjonować. Bez nich tracą rację bytu. Nie istnieją.
Ekspedycja na Everest z roku 1996 zakończyła się tragedią. Zginęli klienci i przewodnicy. Okazało się, że nie wszystko, czego oczekują płacący, ma sens i jest bezpieczne. Okazało się, że jeśli w porę nie podejmie się stanowczej decyzji odmownej, później przestaje się panować nad sytuacją. Katastrofa staje się nieunikniona. A ratunek – niemożliwy.
Umiejętność mówienia „nie” powinna być nieodzownym wyposażeniem każdego, kto odważa się prowadzić innych, by mogli dojść do celu, jaki sobie wyznaczyli. I warto pamiętać, że gdy się wyrusza na czele innych na niebezpieczną wyprawę, jej istotą nie jest zdobycie trudno dostępnego szczytu, lecz bezpieczny powrót do domu.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz