Wyświetlany właśnie w kinach film „Everest” opowiada o tragedii,
która rozegrała się na zboczach najwyższej ziemskiej góry w roku 1996.
Chociaż relacjonuje historię znaną, której opisy bez trudu można znaleźć
w Internecie, dzieło trzyma w napięciu. Nie tylko za sprawą świetnej
gry aktorskiej i sprawnej reżyserii.
Dla mnie „Everest” to
przede wszystkim film o odpowiedzialności. Odpowiedzialności, jaką biorą
na siebie ludzie, którzy podejmują zadanie prowadzenia innych. Jest to
także opowieść o tym, jak bardzo kwestia odpowiedzialności za innych
łączy się z przestrzeganiem sprawdzonych zasad i wiernością własnym
przekonaniom. O tym, jakie są skutki ulegania zachciankom tych, których
się prowadzi. Nawet, jeśli te zachcianki przybierają postać ambitnych
zamierzeń i wydają się uzasadnionymi pragnieniami.
Wśród
tych, którzy współcześnie podejmują się prowadzenia ludzi, na poczesnym
miejscu lokują się media. Nie ukrywają, że chcą być przewodnikami,
którzy bezpiecznie doprowadzą odbiorców do celu, przeprowadzą przez
meandry skomplikowanej rzeczywistości, dadzą radość odnoszenia sukcesu i
pomogą spokojnie go skonsumować. „My wiemy, którędy wiedzie właściwa
ścieżka, daj nam rękę, z nami nic ci się nie stanie” – zdają się
zapewniać pracownicy mediów XXI stulecia. Oferują usługę bardzo zbliżoną
do tej, którą oferowali doświadczeni himalaiści swoim klientom.
Niestety, w dużej części popełniają też ten sam błąd, który zdarzyło się
popełnić jednemu z pilotów wysokogórskich wypraw. Wbrew logice, wbrew
zasadom i wbrew własnemu przekonaniu dopasowują się do pragnień i
oczekiwań swoich odbiorców. Dlaczego? Bo dzięki nim mogą funkcjonować.
Bez nich tracą rację bytu. Nie istnieją.
Ekspedycja na
Everest z roku 1996 zakończyła się tragedią. Zginęli klienci i
przewodnicy. Okazało się, że nie wszystko, czego oczekują płacący, ma
sens i jest bezpieczne. Okazało się, że jeśli w porę nie podejmie się
stanowczej decyzji odmownej, później przestaje się panować nad sytuacją.
Katastrofa staje się nieunikniona. A ratunek – niemożliwy.
Umiejętność
mówienia „nie” powinna być nieodzownym wyposażeniem każdego, kto odważa
się prowadzić innych, by mogli dojść do celu, jaki sobie wyznaczyli. I
warto pamiętać, że gdy się wyrusza na czele innych na niebezpieczną
wyprawę, jej istotą nie jest zdobycie trudno dostępnego szczytu, lecz
bezpieczny powrót do domu.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz