Dowiedziałem się ostatnio, że wciąż jest sporo chętnych do
studiowania dziennikarstwa. Kandydatów nie deprymują pojawiające się tu i
ówdzie głosy sugerujące zbyteczność tego zawodu w czasach, gdy dzięki
rosnącym możliwościom technicznym i komunikacyjnym dostarczycielem
treści medialnych może być każdy, komu tylko przyjdzie na to ochota.
Optymizm
i wiara tak licznych młodych, że zawód dziennikarza nie odejdzie do
lamusa, są budujące. Tym bardziej uważam więc za swój obowiązek
opowiedzieć historię, jaka niedawno przydarzyła się pewnemu studentowi
dziennikarstwa, stawiającemu już pierwsze kroki w pełnym niespodzianek
świecie mass mediów.
Tak się złożyło, że znalazł się na
bardzo oficjalnej uroczystości, która zgromadziła miejscowych notabli
oraz wpływowe osobistości. Gdy pozostawiony własnemu losowi przez
mentora, dzięki któremu znalazł się w tak zacnym gronie, przemieszczał
się nieśmiało wśród zajętych konsumpcją lub rozmowami uczestników rautu,
natknął się na redaktora naczelnego lokalnego medium o sporym zasięgu i
niemałym znaczeniu opiniotwórczym. Redaktor samotnie lustrował
pozostałości sałatek na cateringowym stole i wyglądał na tyle dostępnie,
że student odważył się zagadnąć, wskazując jakiś w miarę zapełniony
półmisek.
Po chwili prowadzili całkiem poważną rozmowę, w
której student wykazał się sporą wiedzą na temat treści prezentowanych
przez medium zawiadywane przez redaktora. Widząc życzliwe zaciekawienie
ze strony rozmówcy młody człowiek coraz bardziej się zapalał, poruszał
nowe wątki, a nawet sformułował krytyczną opinię względem stanowiska
zaprezentowanego przez wspomniany środek przekazu w pewnej istotnej
sprawie.
„Zgadzam się z panem” – oświadczył w tym momencie
redaktor naczelny. „Jak to?” – wydukał student, gdy już pokonał
zdziwienie. „Cytowałem przed chwilą pana własne słowa”. „Co nie znaczy,
że to mój osobisty pogląd. Takiego stanowiska oczekują nasi odbiorcy,
więc je zaprezentowałem” – wyjaśnił redaktor cierpliwie, jak mistrz
wprowadzający ucznia w zawiłości świata. „To tak można?” – wysapał
młodzieniec, wciąż nie ogarniając odkrycia, którego właśnie dokonał.
„Tak trzeba” – zapewnił go redaktor, dojadając sałatkę. „Albo da pan
ludziom to, czego oczekują, albo pójdą do kogoś innego. Tak to działa” –
podzielił się doświadczeniem życiowym i zawodowym, spoglądając z uwagą
na studenta.
Młody adept dziennikarstwa wpatrywał się w niego
szeroko otwartymi oczami. „Tak to działa” – powtórzył niczym echo.
„Muszę to sobie przemyśleć” – dodał. „Jak pan chce” – rzucił redaktor
naczelny i ruszył w stronę stołu z napojami.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 12 maja 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz