czwartek, 12 maja 2016

Student na raucie

Dowiedziałem się ostatnio, że wciąż jest sporo chętnych do studiowania dziennikarstwa. Kandydatów nie deprymują pojawiające się tu i ówdzie głosy sugerujące zbyteczność tego zawodu w czasach, gdy dzięki rosnącym możliwościom technicznym i komunikacyjnym dostarczycielem treści medialnych może być każdy, komu tylko przyjdzie na to ochota.
Optymizm i wiara tak licznych młodych, że zawód dziennikarza nie odejdzie do lamusa, są budujące. Tym bardziej uważam więc za swój obowiązek opowiedzieć historię, jaka niedawno przydarzyła się pewnemu studentowi dziennikarstwa, stawiającemu już pierwsze kroki w pełnym niespodzianek świecie mass mediów.
Tak się złożyło, że znalazł się na bardzo oficjalnej uroczystości, która zgromadziła miejscowych notabli oraz wpływowe osobistości. Gdy pozostawiony własnemu losowi przez mentora, dzięki któremu znalazł się w tak zacnym gronie, przemieszczał się nieśmiało wśród zajętych konsumpcją lub rozmowami uczestników rautu, natknął się na redaktora naczelnego lokalnego medium o sporym zasięgu i niemałym znaczeniu opiniotwórczym. Redaktor samotnie lustrował pozostałości sałatek na cateringowym stole i wyglądał na tyle dostępnie, że student odważył się zagadnąć, wskazując jakiś w miarę zapełniony półmisek.
Po chwili prowadzili całkiem poważną rozmowę, w której student wykazał się sporą wiedzą na temat treści prezentowanych przez medium zawiadywane przez redaktora. Widząc życzliwe zaciekawienie ze strony rozmówcy młody człowiek coraz bardziej się zapalał, poruszał nowe wątki, a nawet sformułował krytyczną opinię względem stanowiska zaprezentowanego przez wspomniany środek przekazu w pewnej istotnej sprawie.
„Zgadzam się z panem” – oświadczył w tym momencie redaktor naczelny. „Jak to?” – wydukał student, gdy już pokonał zdziwienie. „Cytowałem przed chwilą pana własne słowa”. „Co nie znaczy, że to mój osobisty pogląd. Takiego stanowiska oczekują nasi odbiorcy, więc je zaprezentowałem” – wyjaśnił redaktor cierpliwie, jak mistrz wprowadzający ucznia w zawiłości świata. „To tak można?” – wysapał młodzieniec, wciąż nie ogarniając odkrycia, którego właśnie dokonał. „Tak trzeba” – zapewnił go redaktor, dojadając sałatkę. „Albo da pan ludziom to, czego oczekują, albo pójdą do kogoś innego. Tak to działa” – podzielił się doświadczeniem życiowym i zawodowym, spoglądając z uwagą na studenta.
Młody adept dziennikarstwa wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami. „Tak to działa” – powtórzył niczym echo. „Muszę to sobie przemyśleć” – dodał. „Jak pan chce” – rzucił redaktor naczelny i ruszył w stronę stołu z napojami.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz