Znany kanadyjski teoretyk komunikacji, ten sam, który przed laty
zauroczył wiele umysłów stwierdzeniem, że ludzkość wkracza właśnie w
„wiek informacji”, a elektroniczne media, zwłaszcza telewizja, stworzyły
tak zwaną globalną wioskę, uważał, że wszystkie media istnieją po to,
aby skłaniać nas do sztucznego sposobu postrzegania świata i narzucać
nam arbitralne wartości.
Jakby tego było mało, pewna
belgijska pisarka, zafascynowana brzydotą, przytomnie zauważyła, że
samolotu nie porywa się dla przyjemności, ale po to, by zaistnieć na
pierwszych stronach gazet. Dlatego jej zdaniem wystarczy zlikwidować
media i wszyscy terroryści wylądują na bezrobociu. Obydwa cytaty
przyszły mi do głowy, gdy przypadkiem obejrzałem film dokumentalny,
pokazujący, jak funkcjonuje machina medialna w rękach dość specyficznego
dysponenta – tak zwanego Państwa Islamskiego.
Z filmu
wynikało, że szefowie samozwańczego kalifatu świetnie zdają sobie sprawę
nie tylko ze znaczenia szeroko pojętych mediów we współczesnym świecie,
ale również z ich siły i możliwości. Możliwości wpływania na to, w jaki
sposób miliony ludzi na całym świecie postrzegają rzeczywistość i w
jaki sposób na tej podstawie kształtują swoje postępowanie. Potrafią
świetnie wykorzystać zarówno informacyjną siłę mediów, jak i tę sferę,
którą można nazwać w ogromnym uproszczeniu rozrywkową. W dokumencie,
który zobaczyłem, znalazły się poruszające zestawienia nagłaśnianych na
cały świat filmowych produkcji ISIS z hollywoodzkimi superprodukcjami,
opatrzonymi sławnymi nazwiskami. Jeszcze bardziej szokujące były jednak
inne porównania. Konfrontacja filmów wytworzonych w medialnym centrum
dżihadystów z oglądanymi przez miliony telewidzów programami typu
realisty show. W obu przypadkach odbiorca obserwował bardzo podobne
mechanizmy. Z jedną różnicą. W dziełach firmowanych przez kalifat śmierć
była prawdziwa, nie udawana.
Wspomniany przeze mnie film
dokumentalny przerażał. Ale też skłaniał do bardzo poważnych refleksji.
Między innymi nad mentalnością tak zwanych ludzi mediów. Wynikało z
niego, że ogromna skuteczność medialnej aktywności dżihadystów wynika w
znacznej mierze z faktu, że pracują dla nich najwyższej klasy
profesjonaliści. Wiedzę i umiejętności zdobyli nie na pustyni, ale
studiując na zachodnich uczelniach i pracując w wielkich firmach
medialnych w Ameryce i Europie. Co ich skłania do tego, aby służyć
swoimi talentami i zdolnościami, swoją fachowością i pomysłami, właśnie
tej, a nie innej organizacji? To pytanie o szerokim zakresie. Dotyczy w
ogóle ludzi mediów i ich wyborów w sferze wartości.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz