Kilka dni później o inicjatywie sympatycznej małolaty z poznańskiego osiedla wiedział i rozmawiał niemal cały kraj.
Mały kiermasz wymyślony przez zatroskaną o zdrowie mamy córeczkę rozrósł się do wielkiej imprezy, w której wzięło udział dużo ludzi i którą relacjonowały wielkie media. Zarówno Asia, jak i jej mama, nie kryły zaskoczenia i zakłopotania zaistniałą sytuacją. Rozmach, jaki osiągnęła niewielka, lokalna, osiedlowa inicjatywa jednej dziewczynki, był zdumiewający. Pokazywał siłę oddziaływania współczesnych mediów, zarówno tych nowych, jak i tradycyjnych. Pokazywał możliwość dotarcia do tysięcy, milionów ludzi z prostym, odwołującym się do emocji komunikatem.
Nim jeszcze do kiermaszu doszło, opanował mnie niepokój, czy przypadkiem medialny hałas wokół wydarzenia nie przyniesie organizatorce i jej najbliższym dodatkowych problemów. Zwłaszcza, że pojawiły się informacje na temat donosów składanych przez niektórych ludzi w sprawie przygotowywania nielegalnej loterii.
Kiermasz się jednak odbył. Zebrano całkiem sporą sumę. I po kilku miesiącach okazało się, że wynikają z tego nowe kłopoty. W świetle obowiązujących przepisów chorej mamie zaczęła grozić utrata zasiłków, które dotychczas pobierała. I znów do akcji wkroczyły media. Zatrzęsły się z oburzenia. Poleciały gromy (i nie tylko) pod adresem urzędników. Musieli zapewniać, że nie mają złej woli i nie chcą skrzywdzić ani Asi, ani jej chorej mamy.
Nagłośnić, zrobić szum wokół jakiejś sprawy czy wydarzenia, to dzisiaj żadna sztuka. Media są w ogromnej mierze sferą uczuć, emocji, które łatwo poruszyć na tyle mocno, aby skłonić ludzi do działania. Do konkretnych zachowań. Jednak w pewnym momencie pojawia się kwestia odpowiedzialności. A z nią konieczność pełnego realizmu i profesjonalizmu zastanowienia, jakie będą konsekwencje maksymalnego rozpowszechnienia jakiejś wiadomości. I co zrobić, żeby te skutki nie zaszkodziły sprawie, a przede wszystkim związanym z nią ludziom.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz