czwartek, 9 marca 2017

Inwazja emocji

Niedawno jeden z największych kanałów telewizyjnych w kraju prowadził kampanię reklamową, zachęcając do „włączenia emocji”. Teraz duży portal internetowy swoją kampanię wizerunkową buduje przywołując emocje, żeby podkreślać, jak mocno angażuje on użytkowników, także w media społecznościowe. Wystarczy pójść do sklepu, żeby się przekonać, że producent malutkich drażetek maluje na nich różne miny i zachęca, żeby „smakować emocje” i „pokazać emocje”.
Z mojego punktu widzenia zaczyna to wyglądać na jakąś zmasowaną inwazję emocji we wszystkich sferach życia. To niepokojące. Tym bardziej, że nie dalej jak kilka dni temu wysłuchałem obszernego wywodu pewnego księdza, który usiłował mnie przekonać, że w dzisiejszych czasach w rekolekcjach emocje nie tylko muszą być, ale powinny się znaleźć na pierwszym miejscu, bo inaczej nie ma szans dotrzeć do uczestników. „Ich życie zbudowane jest na emocjach” - dowodził, gestykulując zamaszyście i modulując głos. „Musimy się dostosować do tego sposobu funkcjonowania w świecie i w głoszeniu Ewangelii, nie bać się wyrażania i wywoływania emocji. Bez tego trafiamy w próżnię, nadajemy na innych falach, niż ludzie dzisiaj odbierają”.
Dr Katarzyna Kucharska-Pietura w dostępnym w internecie opracowaniu zwróciła uwagę, że dyskusje nad dokładną i jednoznaczną definicją emocji prowadzone są od ponad stu lat z pozycji psychologicznych, fizjologicznych oraz filozoficznych. „Trudności wynikają z ilościowej przewagi subtelnych odcieni emocji nad słowami wymaganymi do ich określenia” - zauważyła i przypomniała, że termin emocja wywodzi się od łacińskiego czasownika movere, co oznacza poruszyć i sugeruje skłonność do działania zawierającą się w każdej emocji. „Powszechnie emocje uznaje się za ważne elementy motywacji do działania. Innymi słowy, stanowią one mniej lub bardziej utrwalone „pogotowie do czynności”. Zatem można wyróżnić dwa znaczenia emocji: chwilowe przeżycie, albo utrwalone dyspozycje”.
Odnoszę wrażenie, że w tzw. codziennym życiu, przewagę ma to pierwsze znaczenie. Że chodzi generalnie o chwilowe przeżycie i bardzo szczątkowe działanie. Coś, co łatwo wywołać, i równie łatwo wygasić.
Problem w tym, że podsycanie tak pojmowanych emocji, ograniczanie się tylko do nich, nie pozwala na konieczną w ludzkiej egzystencji stabilność. Co gorsza, coraz wyraźniej widać, że koncentracja na emocjach i marginalizowanie innych sfer, prowadzi nie tyle do zmian w życiu, ile do niszczenia tego, co wymaga trwałości. Takie emocje są krótkotrwałe, przemijające. Nie da się na nich niczego zbudować.
Prof. Jerzy Vetulani napisał kilka lat temu, że „Emocje wyewoluowały po to, byśmy mogli szybko i bez zastanowienia podejmować decyzje w sytuacjach, w których nie ma czasu na namysł”. Ale przecież nasze życie nie składa się wyłącznie z takich sytuacji. Wręcz przeciwnie. Głównie składa się z tego, co wymaga poważnego i głębokiego namysłu.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz