Papież nie omieszkał polskiego magnata obłożyć klątwą, ale obrazu nie odzyskał. Mikołaj Sapieha natomiast skruchę wielką wyraził i pokutował bardzo, więc do Kościoła przywrócony został, a jego wyczyn zyskał miano „błogosławionej winy”.
Przypominam tę historie nie bez powodu. Otóż w związku z namnażaniem się w mediach w sposób uprzednio nieznany fałszywych materiałów, zwanych potocznie fake newsami, pojawiają się różne przypuszczenia i domniemania, co z tego dalej wyniknie.
Między innymi wypowiedział się Charlie Beckett, brytyjski profesor dziennikarstwa, ekspert rynku medialnego i szef jednego specjalistycznego think-tanku. Jego zdaniem, zjawisko fake news może spowodować wzrost zainteresowania sprawdzonymi treściami i powrót do łask rzetelnej sztuki dziennikarskiej. Zwrócił też uwagę, że dezinformacja ma dzisiaj kilka różnych postaci. Są na przykład takie materiały, w których tytuł i lead mają się nijak do rzeczywistej treści. Są także prawdziwe informacje przedstawione w fałszywym kontekście. No i oczywiście, fake newsy - rzec można - w sensie ścisłym, od początku do końca nieprawdziwe i z premedytacją sfabrykowane.
Według Becketta zalew internetu przez nieprawdziwe doniesienia daje szansę na wypromowanie zawodowego rzetelnego dziennikarstwa i na przekonanie odbiorców, jak istotne znaczenie ma ono dla odbioru świata we właściwym kształcie, nie zniekształconym przez fake news.
Czy te przewidywania brytyjskiego eksperta się sprawdzą? To się okaże. Kolejny raz jednak analiza tego, co się dzieje i co się może dziać w świecie mediów prowadzi do wniosku, że tak naprawdę wszystko zależy od odbiorców. A dokładnie od tego, jak chcą i jak będą chcieli być traktowani przez tych, którzy dysponują mediami i zapełniają je treścią.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz