piątek, 7 marca 2014

Machiavelli nie miał racji

Znajomy o wysokich specjalistycznych kwalifikacjach zmienił ostatnio pracę. Wiązało się to z pewnymi komplikacjami, a nawet ryzykiem strat finansowych, ostatecznie jednak nie tylko wyszedł na swoje, ale jeszcze na całej zawiłej operacji skorzystał. Jednak kosztowało go to i całą jego rodzinę sporo nerwów. „Co cię ugryzło, żeby nagle zmieniać robotę?” – zapytałem, gdy po dłuższej przerwie spotkaliśmy się przypadkiem. „I to akurat wtedy, gdy każdy, kto ma etat, staje na rzęsach, aby tylko go nie wylali” – dziwiłem się, kręcąc głową na wszystkie strony.

Znajomy poprawił okulary, które od zawsze zsuwają mu się z nosa i tonem wyjaśnienia oświadczył: „Nie mogłem tam już dłużej pracować. Straciłem szacunek dla swojego szefa...”. Roześmiałem się. „Też mi powód! Gdyby wszyscy, którzy nie szanują swoich szefów, złożyli wymówienia, stopień bezrobocia wzrósłby z dnia na dzień o kilkadziesiąt procent” – zauważyłem niezbyt błyskotliwie.

„Daj mi dokończyć” – poprosił znajomy i uzupełnił: „Nie tylko przestałem go szanować, ale również zacząłem się go bać. Dlatego odszedłem. Nie potrafię dobrze pracować w atmosferze strachu. I nie chcę”.

Spoważniałem. Znajomy mówił dalej: „Nie wiem, co mu się stało. Kiedyś był dla mnie prawdziwym autorytetem. Darzyłem go wielkim szacunkiem. Co nie znaczy, że zawsze się z nim zgadzałem. Ale właśnie o to chodziło, że jeśli miałem inne zdanie w jakiejś sprawie, mogłem mu to bez problemów powiedzieć. Często uwzględniał moje uwagi i zastrzeżenia. Nie zawsze, to zrozumiałe. Ale wiedziałem, że słucha, co się do niego mówi”.

Znajomy zrobił przerwę, jakby coś analizował w myślach. „Przestał słuchać?” – zapytałem. Mój rozmówca pokiwał głową. „To narastało stopniowo. Coraz częściej zamiast wysłuchać innych opinii, przerywał i mówił takim dziwnym, zimnym głosem, że nie ma o czym dyskutować, bo on już podjął decyzję. A gdy nie ustępowałem i próbowałem wyłożyć mój punkt widzenia, patrzył na mnie bez wyrazu i mówił, że to on jest szefem i sam wie najlepiej, co jest dobre dla firmy. A jeżeli będę mu przeszkadzał, to już on mi pokaże, gdzie jest moje miejsce w szeregu”.

Gdy mój znajomy opowiadał, przypomniał mi się jeden z rozdziałów słynnej książki Niccolò Machiavellego, zatytułowanej „Książę”. „Rodzi się z tego pytanie: czy lepiej jest budzić miłość niż strach, czy strach niż miłość. Odpowiem, że chciałoby się i jednej, i drugiej rzeczy, lecz ponieważ trudno połączyć je, więc gdy jednej ma brakować, o wiele bezpieczniej budzić strach niż miłość” – napisał włoski filozof.

„Najsmutniejsze jest to, że firma właśnie przeżywa bardzo trudny okres, a oprócz mnie odeszło jeszcze kilka kluczowych osób. Jak oni sobie teraz poradzą?” – podsumował swoją opowieść znajomy.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pomyślałem jednak, że po raz kolejny Machiavelli nie miał racji. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz