Mama wchodzi do domu i niemal w drzwiach głośno obwieszcza swój
powrót. Zero reakcji. Jej mąż i dwoje dzieci wpatrują się w ekrany
elektronicznych gadżetów. Zdesperowana kobieta znika w kuchni i po
chwili wysyła do swych najbliższych selfie. Rodzina wreszcie dostrzega
obecność matki. Ale to nie ona jest na pierwszym planie na zdjęciu.
Ważniejsze od niej jest pudełko ze smakołykami. To ono skupia uwagę
całej rodziny. Przy okazji korzysta też mama. Zostaje zauważona i
doceniona.
Nie wymyśliłem tego. Po prostu streściłem reklamę
znanych cukierków, która pojawia się od pewnego czasu w mediach. Jest
kolejnym odcinkiem swego rodzaju serialu, który sugeruje, że słodycze
konkretnej firmy mają zbawienny wpływ na życie rodzinne. Jednak obraz
rodziny, jaki przynosi ten konkretny epizod, mnie osobiście wydał się na
tyle przygnębiający, że podzieliłem się smutną refleksją z kilkoma
osobami.
„Co zrobić, tak to teraz w rodzinach wygląda.
Autorzy reklamy są niezłymi obserwatorami i tyle” – zauważył znajomy
spec od marketingu, nie kryjąc, że jemu się filmik podobał. „Naprawdę
myślisz, że to prawdziwy obraz współczesnej rodziny?” – przedstawiła
wątpliwości matka dwójki dzieci. „Nie byłabym aż tak pesymistycznie
nastawiona. Obawiam się jednak, że dzięki takim reklamom liczba rodzin, w
których trzeba będzie w jakiś sposób kupować uwagę najbliższych,
wzrośnie” – dodała. „Twoim zdaniem reklamy mają aż taki wielki wpływ na
kształtowanie wzorców?” – zapytałem z niepokojem. Pokiwała głową. „W
ogóle media” – powiedziała.
„To prawda” – odezwał się
milczący dotąd dyrektor szkoły. „Przeczytałem gdzieś, że to proces
nieodwracalny. Zwłaszcza media społecznościowe zastępują dzisiaj młodym
autorytet rodziny, szkoły, grupy rówieśniczej. Powodują, że nastolatki w
sposób całkowicie bezkrytyczny przyjmują za swoje najgorsze wzorce,
jakie można sobie wyobrazić”.
„Najłatwiej wrzucić winę na
media” – zirytował się spec od marketingu. „Skoro mają taka siłę rażenia
i moc kształtowania społecznych zachowań, to równie dobrze można je
wykorzystywać do kształtowania pozytywnych postaw i zachowań” –
zauważył. „Tak? A kto to ma robić?” – dyrektor szkoły też nie krył
emocji. „Ci, którzy są sprawą zainteresowani” – odrzekł już spokojniej
spec od marketingu. „Pan, pani, ksiądz, ja” – wyliczał, wskazując
palcem. „Ale przecież nie mamy takiej siły oddziaływania, jak wielkie
firmy. Ani takich pieniędzy” – zmartwiła się matka dwójki dzieci. Spec
od marketingu machnął ręką. „Pieniądze to kwestia drugorzędna.
Najważniejsza jest wola działania i osiągnięcia celu” – stwierdził. „Od
tego trzeba zacząć”.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 17 marca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz