Stańczyk by oszalał w naszych czasach. Tak przynajmniej stwierdził
jeden mój znajomy, przeczesując niezmierzone zasoby globalnej sieci.
Okazało się, że nawiązywał do słynnej, opisanej pięknie przez Józefa
Ignacego Kraszewskiego, historii, jak to błazen z królem o sto złotych
się założył. A wszystko wzięło początek od biesiadnej rozmowy na temat
liczebności, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, specjalistów i znawców.
Trefniś upierał się, że najwięcej na świecie jest speców od leczenia
innych i gotów był w trzy dni rejestr stu takich ekspertów bez
opuszczania Krakowa sporządzić.
Sto złotych wygrał bez
większych problemów i w sumie dość niewielkim wysiłkiem. Jak? Bardzo
prosto. Twarz sobie obwiązał chustką i chodził skrzywiony, obnosząc się z
cierpieniem, spowodowanym rzekomym bólem zębów. Kto żyw z wielkiej
życzliwości doradzał mu, jak problem rozwiązać, a Stańczyk każdą taką
poradę z podaniem autora starannie na karcie atramentem notował. Udało
mu się nawet króla wmanewrować w pułapkę i od niego też przepis na
lekarstwo ból w szczęce uśmierzające uzyskać.
Dzisiaj mądry i
przebiegły błazen nie miałby tak łatwo. A to dlatego, że specjaliści
mnożą się okresowo w bardzo różnych dziedzinach. Zależnie od tego, jaki
budzący emocje temat nakręcają aktualnie media, najczęściej
zainspirowane, by nie powiedzieć podpuszczone, przez polityków. Niemal
każdy uważa za punkt honoru posiadać w danej sprawie własne, jedynie
słuszne zdanie, które czym prędzej ogłasza wszem wobec. Proporcjonalnie
do krewkości temperamentu włącza się następnie w dyskusje na temat,
traktując prezentujących inne zdanie z góry i wpisując ich rychło na
listę osobistych wrogów. I tak do czasu, aż media podrzucą kolejny
„kontrowersyjny” wątek, wygaszając poprzedni. Wtedy błyskawicznie się
„przebranżawia” i staje się najwyższym autorytetem w nowej dziedzinie.
W
ten sposób, nawet o tym nie myśląc, żyjemy w dyktaturze. Dyktaturze
dyletantów. To oni wypowiadają się jako pierwsi, narzucają główne tezy i
interpretacje faktów, wskazują linie podziału. Są szybsi, głośniejsi, a
przede wszystkim wielokrotnie liczniejsi od rzeczywistych znawców
problemu. Niestety, gdy najpierw mówią dyletanci, fachowców z
prawdziwego zdarzenia, nikt już nie słucha. Bo i po co? Zanim zdążą oni
zaprezentować, jak bardzo skomplikowana i wieloaspektowa jest materia
sprawy, temat już spada z medialnych czołówek.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 3 marca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz