Gdy gwar na sali przycichł i część studentów przejawiła gotowość słuchania, profesor zaczął:
„Proszę
państwa. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Dziennikarz lub dziennikarka –
nie chodzi tu o różnice płci - zaprasza do rozmowy kogoś, kto jest od
niego lub od niej znacznie bystrzejszy, inteligentniejszy i ma
wielokrotnie większą od niego albo od niej wiedzę w wielu dziedzinach.
Co w tym dziwnego? Takie zjawisko jest akurat w mediach bardzo częste. W
jakiś sposób wydaje się oczywiste. Dziennikarz jest od zadawania pytań,
więc trudno się spodziewać, że będzie wiedział tyle samo, co rozmówca
albo nawet więcej. Dziennikarz to nie komisja egzaminacyjna, która
sprawdza poziom wiedzy rozmówcy i wpisuje mu ocenę do indeksu.
Nauczyliśmy się, że dziennikarz reprezentuje ciekawość i pewien stopień
niewiedzy, właściwy jakiejś części odbiorców.
Nie znaczy to,
oczywiście, że dziennikarz powinien być w temacie rozmowy nieskalany
wiedzą i niczym tabula rasa, niezapisana tablica, przeciwstawiać
kompetencji rozmówcy kompletną pustkę. Żeby zadawać sensowne pytania,
trzeba jednak coś wiedzieć. Najlepiej wiedzieć całkiem sporo. Czyli
trzeba się do wywiadu przygotować. Tego wymaga szacunek. Nie tylko dla
rozmówcy, który zgodził się poświęcić swój czas i udzielić wywiadu.
Także szacunek dla odbiorców. Dziennikarz jest przecież podczas rozmowy
ich reprezentantem, a oni zazwyczaj nie chcą, aby ich przedstawiciel był
ignorantem. Nie chcą się za niego wstydzić.
Zdarzają się
jednak sytuacje, że człowiek wydelegowany przez redakcję do
przeprowadzenia wywiadu okazuje się kompletnym matołem, pozbawionym
elementarnej wiedzy nieprofesjonalistą, w dodatku przekonanym o swych
wysokich umiejętnościach i uroku osobistym. Co wtedy?
Wtedy
przed bardzo trudnym zadaniem staje ten, kto wywiadu udziela. Taka
sytuacja to – czasami ekstremalna – próba nie tylko dla jego
cierpliwości, ale nawet dla jego człowieczeństwa. Teoretycznie mógłby po
odkryciu bezmiaru ignorancji wysłannika mediów przerwać rozmowę,
oświadczając grzecznie «Proszę sobie dać spokój, pan nie jest
odpowiednią osobą do rozmowy na ten temat. Proszę się przygotować albo
przysłać kolegę mającego pojęcie o sprawie». Ale w praktyce, zwłaszcza,
gdy rozmowa przekazywana jest na żywo, takim zachowaniem uderzyłby nie
tylko w nieprofesjonalnego pracownika redakcji, lecz również w
odbiorców. W istocie przecież to z nimi rozmawia...”.
Profesor zawiesił głos i popadł w zadumę. Kilku studentów z ostatniego rzędu cichutko wymknęło się z sali. Zapamiętał którzy.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 2 czerwca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz