czwartek, 22 września 2016

Aplikacja zachwytu

Można powiedzieć, że znowu jesteśmy w czubie. Wyprzedziliśmy peleton o wiele długości i objęliśmy prowadzenie. Polska firma jako pierwsza na świecie wymyśliła, opracowała i zaprezentowała ogółowi aplikację na smartfony służącą do... hejtowania. Dokładnie tak. Można ją sobie ściągnąć z Internetu, zainstalować w swoim telefonie i do woli korzystać.
Nawet twórcy największego serwisu społecznościowego doszli do wniosku, że musi być więcej sposobów wyrażania emocji niż tylko lajkowanie i dołożyli pięć innych możliwości, wśród których, obok serduszka, roześmianej czy rozdziawionej buźki, znalazła się również taka z łezką i ta, która co najmniej wyraża poirytowanie. Autorzy smartfonowej aplikacji poszli jeszcze dalej i stworzyli środowisko koncentrujące się tylko na negatywnych emocjach. Ich dzieło, jak sami zachwalają w internetowym sklepie, to „jedyna aplikacja do hejtu, która istnieje tylko po to, żeby pokazać, że coś nas wkurza”. Podpowiadają, żeby nie tylko wyładowywać swoją złość i samemu narzekać, ale również czytać hejty innych, aby się przekonać, że czasem fajnie jest być hejterem. Sugerują również, że jeśli wiele osób wkurza to samo, mogą one przekuć hejt w działanie. Nie mówią, jakie działanie mają konkretnie na myśli. Zapewniają jednak, że „Dobre hejty jeszcze nikomu nie zaszkodziły”, a ich aplikacja wyniesie hejty użytkownika „na nowy poziom”.
Trzeba też odnotować, że hejtowanie w opracowanej przez polską firmę aplikacji aktualnie odbywa się anonimowo. „Pohejtujmy razem” – mobilizują potencjalnych użytkowników twórcy programu. Równocześnie przekonują, że stworzyli aplikację nie po to, aby szerzyć nienawiść na jakimkolwiek tle, lecz po prostu dla zabawy.
Polak potrafi, chciałoby się zawołać.
Nie, nie zmierzam hejtować wspomnianej aplikacji. Gdy się o niej dowiedziałem, zrodziło się we mnie cichutkie marzenie. Pomyślałem, że byłoby fajnie, gdyby któregoś dnia zaistniała pilna potrzeba stworzenia zupełnie innego programu na smartfony i nie tylko. Na wszelkie urządzenia służące do międzyludzkiej komunikacji.
Marzy mi się aplikacja do wyrażania, przekazywania, dzielenia i podzielania zachwytu. Mogłaby nawet służyć do aplikowania innym zachwytu. Oczywiście nie pod przymusem, jak to było u Gombrowicza, gdzie reakcją na wtłaczany wbrew woli zachwyt był krzyk rozpaczy „Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?”.
Tęsknię do czasów i okoliczności, kiedy znacząca liczba ludzi odkryje dziecięcą potrzebę zachwytu. Tego bezinteresownego uznania dla kogoś lub dla czegoś. Czegoś znacznie więcej, niż standardowe „Wow”. Albert Einstein powiedział „Nie sposób nie oniemieć z zachwytu, gdy kontempluje się tajemnice wieczności, życia, czy też wspaniałej struktury rzeczywistości. Wystarczy spróbować pojąć choćby drobny fragment tej tajemnicy każdego dnia”.
Mam nadzieję, że któregoś dnia aplikacja do okazywania zachwytu będzie ludziom niezbędna. Chciałbym go doczekać.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz