Lato powoli szykuje się do odejścia, więc spotkania w parku nabierają
szczególnego charakteru i atmosfery. Można odnieść wrażenie, że nawet
nieznajomi rozmawiają mniej powierzchownie niż w innych okresach. Tak,
jakby szukali zakotwiczenia w obliczu nadchodzącej jesieni. Wobec tak
wyraźnego przejawu przemijania.
„To już nie te czasy, gdy
ludzie żyli razem, troszczyli się jedni o drugich, sąsiedzi naprawdę się
interesowali sąsiadami, a nie tylko mówili sobie dzień dobry na
schodach” – westchnął wcale nie taki stary pan w lekko wypłowiałej
wiatrówce i zaczął opowiadać, co się dzieje w czteropiętrowym bloku, w
którym mieszka jego córka. Jeden z lokali na samej górze zajmuje pięć
osób. Kobieta, troje dzieci i mężczyzna. Nie są małżeństwem i facet nie
jest ojcem wszystkich maluchów. Jest natomiast wyjątkowo wytrwałym
damskim bokserem. Dzień w dzień tłucze kobietę, z którą mieszka.
„Wszyscy to słyszą, bo dom z czasów PRL-u i ściany cieniutkie, a kobieta
strasznie krzyczy. Dzieci płaczą. Ale nikt nic nie robi, każdy tylko
czeka, aż się codzienny rytuał skończy” – smutno relacjonował pan w
wiatrówce. „Boją się?” – zapytał ktoś z przypadkowych słuchaczy. „To by
było jakieś wytłumaczenie” – ożywił się pan. „Ale wcale nie. Po prostu
nie chcą się mieszać. Jak moja córka chciała zadzwonić po policję, to
jej telefon z rąk wyrwali. Powiedzieli, że nie będą się włóczyć po
komisariatach i sądach. Wytłumaczyli, że musi przywyknąć, że to tylko
pół godziny dziennie” – wyjaśnił i poprawił kołnierz wiatrówki.
Wokół
betonowego stolika z szachownicą w parku zapadła cisza. „Takie czasy” –
podsumowała po chwili kobieta z dwójką dzieci, które biegały wokół. „To
przez te media. Dostarczają nam nieustannie takie dawki zła, że
obojętniejemy. Ktoś to nawet ładnie nazwał – globalizacja obojętności”.
Matka
dwójki dzieci nie pamiętała, że to sformułowanie charakterystyczne dla
papieża Franciszka. Użył go już wielokrotnie. Na przykład w orędziu na
tegoroczny Światowy Dzień Pokoju. I też wspomniał o roli mediów. Napisał
m. in. „Niestety, musimy stwierdzić, że charakterystyczny dla naszych
czasów wzrost informacji sam przez się nie oznacza zwiększenia uwagi na
problemy, jeśli nie towarzyszy mu otwarcie sumienia w poczuciu
solidarności. Może on wręcz pociągać za sobą pewne nasycenie, które
znieczula i w jakimś stopniu relatywizuje powagę problemów”.
Gdy
kilka dni później podzieliłem się tą historią w pewnym gronie ludzi
mających wpływ na media i nie tylko, rozpoczęła się gorąca dyskusja.
Spierano się wokół kwestii, czy obojętność sąsiadów na los maltretowanej
kobiety jest wynikiem jej globalizacji czy też globalizacja obojętności
jest skutkiem braku zainteresowania i zatroskania o tych, którzy żyją
tuż obok, za ścianą.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz