To było sporo lat temu. Wtedy, gdy jeszcze wydawało się, że w branży
obowiązują wciąż zasady wypracowane przez dziesięcio, a może nawet
stulecia.
Razem z dużą grupą dziennikarzy „obsługiwałem”
pewne ważne wydarzenie, związane z życiem Kościoła, ale nie tylko.
Sytuacja była trudna, ponieważ organizatorom przedsięwzięcia udało się
przedstawicieli mediów skutecznie zostawić za drzwiami i przez wiele
godzin nie wiadomo było, co się tam naprawdę dzieje. Zapowiadana
wcześniej konferencja prasowa wciąż nie mogła dojść do skutku, nerwowość
wśród reporterów rosła, mnożyły się domysły i wyobrażenia, cierpliwość
wystawiona byłą na potężną próbę. W dodatku dostęp do mobilnego
Internetu nie był wtedy taką oczywistością, jak dzisiaj.
W
pewnym momencie na schodach pojawił się jeden z – nazwijmy to tak –
domowników. Przeszedł, obdarzając zmęczonych czekaniem dziennikarzy
sympatycznym uśmiechem. Do jednego z nich nawet pomachał, jak do
znajomego, a z kolejnym się przywitał i zamienił dwa albo trzy zdania.
Po czym zniknął w jakichś drzwiach.
Paru kolegów
dziennikarzy zainteresowało się treścią krótkiej rozmówki. „Co on ci
powiedział? Wie, do czego tam w końcu doszli?” – zaczęli indagować
towarzysza trwającej już wiele godzin niedoli. Przywitany reporter
wzruszył ramionami i powtórzył z lekceważeniem treść rozmowy. „On to
tylko słyszał od koleżanki, która im wodę mineralną zanosiła. To żadna
wiadomość. Raczej plotka”.
Prawie wszyscy z rozczarowaniem
wrócili na swoje dotychczasowe miejsca i zapadli znów w stan
oczekiwania. Prawie. Bo siedząca obok mnie na ławce dziennikarka jednego
z mediów elektronicznych zaczęła nerwowo wydzwaniać do swojej redakcji.
Po czym z absolutną pewnością podyktowała jako news to, co przed chwilą
usłyszała w przytoczonej przez innego dziennikarza rozmowie. „Daj to
natychmiast!” – mówiła do kogoś stanowczo.
„Co pani robi?”
– zdziwiłem się. „Przecież to tylko plotka. Całkowicie niewiarygodna”.
Popatrzyła na mnie z wyższością. „Ale jeżeli to okaże się prawdą, my
będziemy pierwsi i wszyscy będą się na nas powoływać” – wyłuszczyła mi,
jak małemu dziecku.
Czekaliśmy jeszcze dwie i pół godziny.
To, co usłyszał w rozmowie z domownikiem dziennikarz, okazało się w
niewielkim stopniu zgodne z prawdą. A jednak dziennikarka miała wyraz
triumfu na twarzy. „A widzi ksiądz? Tak się teraz robi informację” –
powiedziała mi, idąc do samochodu. „Informację?” – zdążyłem wyrazić
zdziwienie, zanim trzasnęła drzwiczkami.
To było, jak już
wspomniałem, wiele lat temu. Dzisiaj powtarzanie plotek i pogłosek bez
żadnej weryfikacji, nikogo już w mediach, nawet tych uchodzących za
bardzo poważne i wiarygodne, nie dziwi. No, może prawie nikogo. Mnie i
kilku moich znajomych jednak wciąż zdumiewa. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz