czwartek, 19 grudnia 2013

Śledztwo w sprawie powracającego Dzieciątka

Historię śledztwa w sprawie „wracającego Dzieciątka” opowiedział mi człowiek, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Rzecz miała miejsce w jednej z parafii, a nie trafiła do mediów z dwóch powodów. Po pierwsze, bezpośredni uczestnicy zdarzenia, nie rozumiejąc jego sensu i wymowy, nie byli zainteresowani jego nagłaśnianiem. Po drugie, jedynego dziennikarza, który się tematem zainteresował, szybko w redakcji wyśmiano, a później zarzucono mu, że wszystko wymyślił.

„Wracające Dzieciątko” było niewielką figurką, której jedynym zadaniem było raz do roku, przez cały Adwent, stać na kolejnych, coraz niższych stopniach wąskich i niebezpiecznych schodków, u podnóża których umieszczono miniaturowy żłób wypełniony garścią siana. Jak wyjaśnił wiernym miejscowy proboszcz, swoją wędrówką gipsowe Dzieciątko miało unaoczniać zbierającym się każdego dnia w kościele, że Boże Narodzenie coraz bliżej, a Bóg jest w drodze na spotkanie z człowiekiem.

Codzienne zestawianie figurki o stopień niżej należało do obowiązków pana kościelnego, który sumiennie wypełniał to zadanie wieczorem, jako ostatnią czynność przed zamknięciem świątyni na noc.

Gdy drugiego dnia Adwentu o świcie znalazł Dzieciątko ponownie na szczycie schodków uznał, że któryś z ministrantów zrobił mu głupi kawał, ale z braku czasu nie zastanawiał się, w jaki sposób udało mu się tego dokonać. Jednak trzeciego dnia, gdy figurka znów zawędrowała najwyżej, jak się da, pan kościelny wpadł w irytację i poinformował ministrantów, że mają się od Dzieciątka na schodkach trzymać z daleka. Odpowiedziało mu ich zdziwienie i szczere niezrozumienie, o co chodzi.

Gdy sytuacja powtórzyła się czwartego dnia, pan kościelny w ostrożnych słowach przedstawił sprawę wikaremu, który potraktował ją z całą powagą. Wieczorem asystował przy zamykaniu świątyni, aby mieć pewność, że Dzieciątko stoi, gdzie trzeba, a gdy minęła noc, jako pierwszy wszedł do kościoła. Gipsowe Dzieciątko znów znajdowało się w punkcie wyjścia.

Po tygodniu w wyjaśnianie tajemniczych powrotów Dzieciątka na początek adwentowych schodków zaangażowani byli już obaj wikarzy, proboszcz, dwie katechetki oraz miejscowa firma ochroniarska, która zainstalowała w kościele kamerę. Urządzenie na nic się jednak nie zdało, bo w pewnym momencie obraz znikał z ekranu, a gdy pojawiał się ponownie, figurka stała już nie tam, gdzie powinna.

„I co, złapali w końcu sprawcę?” – zapytałem niecierpliwie. Nieznajomy zaprzeczył. „A w następnym roku Dzieciątko znowu wracało?” – dociekałem. Jeszcze raz pokręcił głową i uśmiechnął się przebiegle. „Proboszcz to mądry człowiek i wolał nie ryzykować. Kupił nową figurkę” - wyjaśnił. Niestety, człowiek, który mi opowiedział tę historię, nie miał pojęcia, co się stało z wracającym Dzieciątkiem. Gdyby ktoś wiedział, będę wdzięczny za wiadomość. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz