czwartek, 30 stycznia 2014

Trzysta słów

Pamiętam sprzed lat dyskusję w dziennikarskim gronie na temat upraszczania języka w mediach. Padało wiele argumentów za tym, żeby pisząc teksty, używać pojęć zrozumiałych dla tak zwanego ogółu. „Ależ to oznacza, że będziemy używać mniej niż trzystu słów!” – obruszył się przedstawiciel średniego pokolenia, który znany był z tego, że woli przeczytać książkę niż obejrzeć jej filmową adaptację. „No i właśnie o to chodzi” – powiedział redaktor odpowiedzialny za zawartość jednej z gazet. „Dziś prawdziwy profesjonalizm polega na tym, aby za pomocą tych niewielu słów, które rozumieją nasi odbiorcy, wyrazić całą treść, jaką mamy do przekazania” – stwierdził autorytatywnie, zapominając, że prowadzimy towarzyską rozmowę w przypadkowym gronie, a nie jesteśmy u niego w gabinecie na kolegium redakcyjnym. „Świetnie. To oznacza, że najpierw do tych trzystu słów musimy sprowadzić nasze myślenie” – skwitował wspomniany miłośnik książek, który – jak się niedawno dowiedziałem – porzucił zawód dziennikarza i zajął się wytwarzaniem pewnych przydatnych w gospodarstwie domowym detali.

Całą ta dyskusja wydostała się na powierzchnię pamięci podczas rozmowy z jednym bardzo dobrze ułożonym gimnazjalistą. Okazał się całkowitym zaprzeczeniem tego, co popularnie określa się dziś obrzydliwym i poniżającym słowem „gimbaza”. Słowem, którego – podobnie jak wielu innych, modnych dziś epitetów i etykiet, mających zastąpić oparty na jakiejkolwiek refleksji opis świata i człowieka – nie znoszę.

Wspomniany chłopak nie był człowiekiem o mentalności gimnazjalisty w potocznym dziś rozumieniu tego pojęcia. Nie był osobnikiem nieskomplikowanym, ślepo podążającym za modą i popkulturą. Bardzo szybko wyszło na jaw, że choć z matematyką ma poważne problemy, to jednak czyta książki, zamiast ich streszczeń. Jego zasób leksykalny zdecydowanie i szeroko wykraczał poza, tak ulubione przez niektórych speców od docierania do masowego odbiorcy, trzysta słów. I to w kilku językach.

Zapytany niezobowiązująco o to, co zamierza robić po ukończeniu gimnazjum, przedstawił mi przemyślany plan dalszego życia. Przeanalizował również swoją aktualną sytuację, wypunktował możliwości, jakimi dysponuje, omówił szanse, przed jakimi stoi, doprecyzował marzenia i oczekiwania. Słuchałem z zapartym tchem i szeroko otwartymi oczami. I z narastającym smutkiem.

Dlaczego ze smutkiem? Ponieważ cała bardzo sensowna koncepcja życia, cały projekt, który mi przedstawił, oparty był na fundamentalnym założeniu. Aby go zrealizować, nastolatek postanowił wyjechać jak najprędzej za granicę. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz