piątek, 6 czerwca 2014

Kościół deklarujących

Już dawno zwróciło moją uwagę słowo, które raz po raz pojawia się w wynikach sondaży i badań religijności w Polsce. To słowo „deklaracja”, odmieniane w różnych przypadkach. Autorzy badań często podkreślają, że prezentują one nie tyle stan faktyczny, ile składane przez ankietowanych deklaracje dotyczące poszczególnych sfer życia wiarą. Na deklaracjach oparty jest też niezwykle ważny odsetek – chodzi o ludzi, którzy w tego typu sondażach podają się za katolików. Zazwyczaj jest ich ponad 90 procent.

Coś jest na rzeczy. Polscy katolicy uwielbiają deklarować. Chętnie podają się za członków Kościoła. Ale chyba wielu traktuje deklaracje podobnie jak obietnice. Wiadomo, w kraju nad Wisłą „obiecać nie grzech”. Przecież obietnice nie są po to, aby ich dotrzymywać, lecz po to, aby  w danej chwili poprawić temu czy owemu samopoczucie. Niech się cieszy. A potem zapomni.

Nie spotkałem dotychczas kompleksowych badań, z których wynikałoby, na ile ludzie deklarujący się w Polsce jako katolicy, zdają sobie sprawę, że takie oświadczenie jest równocześnie zobowiązaniem. Poważnym zobowiązaniem, które powinno znaleźć odzwierciedlenie w życiu. W każdym jego wymiarze.

Nieodmiennie zażenowanie budzą we mnie politycy, którzy afiszują się jako katolicy, a zarówno swoim działaniem politycznym, jak i życiem prywatnym pokazują, że Ewangelia wcale nie jest ich życiowym drogowskazem. Zdumiewająco łatwo sami się rozgrzeszają i szukają usprawiedliwień, oczekując zrozumienia dla swych słabości. Nie przychodzi im do głowy, że dają demoralizujące i szkodzące Kościołowi antyświadectwo.

Ktoś mnie zapytał w związku z tak rozpalającą ostatnio emocje deklaracją wiary przedstawicieli jednej grupy zawodowej: „A oni tę wiarę deklarują tylko jako pracownicy, czy po prostu jako ludzie? Czy tak samo skrupulatnie przestrzegają zasad wiary na przykład w swoich rodzinach?”. Nie znam odpowiedzi na tak postawione pytanie. Nie przyszło mi do głowy sprawdzać, którzy ze znanych mi przedstawicieli tego zawodu złożyli podpis i konfrontować tego z wiedzą na temat ich życia osobistego. Podobnie, jak nie znam odpowiedzi na (również postawione mi przez kogoś) pytanie, czy wspomniana deklaracja obejmuje, na przykład, uczciwość w rozliczaniu się finansowym albo w relacjach z przedstawicielami firm kuszących rozmaitymi bonusami.

Zaraz mi ktoś wytknie, że i wśród duchownych katolickich sporo postaw typu „puste deklaracje” można wskazać. I będzie miał rację. Kościół deklarujących ma zarówno swój laikat, jak i swój kler.

Nie twierdzę, że deklaracje nie są w ogóle potrzebne. Są potrzebne, a nawet czasami konieczne. Ale muszą one być składane na mocnym fundamencie świadectwa dawanego życiem. W przeciwnym razie są warte tyle, co kartka papieru rzucona na wiatr. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz