Czasami już na pierwszy rzut oka widać, że człowiek nosi w sobie
jakąś ogromną zgryzotę i trzeba nie tyle się nad nim z troską pochylić,
ile wesprzeć go, bo w przeciwnym razie przygnieciony ciężarem gotów
upaść. Tak właśnie było z pracownikiem sporej, ekspansywnej firmy, który
dołączył do naszego grona, gdy dyskusja znajdowała się już w fazie
poszerzających perspektywę uogólnień. Nawet nie przeprosił za
spóźnienie, usiadł ciężko i jednym haustem wypił dużą szklankę domowej
roboty lemoniady.
„Oni sobie podejmują decyzje, składają
obietnice, a potem ja muszę świecić oczami, gdy wszystko się sypie i nie
ma szans na dotrzymanie terminów” – wyrzucił z siebie, odstawiając
zamaszyście naczynie. Stół się zatrząsł, a pani domu, wykazując
niesamowity refleks, złapała dużą butelkę, która straciła równowagę. Nie
czekając na pytania nowy uczestnik naszego spotkania zreferował
sytuację, która tak bardzo go zestresowała. Poszło o to, że szefowie
jego firmy postanowili poszerzyć działalność na nową branżę, w której
spodziewali się dość znacznych zysków. Podjęli szereg zobowiązań wobec
kontrahentów i między innymi jemu zlecili wprowadzenie pomysłu w życie.
„Ale ani oni ani ja się na tym nie znamy!” – doprecyzował istotę
problemu spóźniony gość i rozejrzał się za dzbankiem z lemoniadą. Pani
domu napełniła mu szklankę, szczerze zatroskana o całość eleganckiego
kompletu, z którego korzystaliśmy.
Siedzący na drugim
końcu prostokątnego stołu licealista zachichotał i z miną telewizyjnego
eksperta ocenił: „Normalne w tym kraju”. „Co normalne? Co normalne?” –
agresywnie zapytał jego ojciec. Przyszły maturzysta zachował ironiczny
uśmiech na twarzy. „Priorytet ambicji przed profesjonalizmem” –
wyjaśnił, oszczędzając słowa i odchylił się razem z krzesłem do tyłu.
„Zachowuj się” – dorzuciła swoje trzy grosze do dyskusji jego matka i
przepraszająco popatrzyła na gospodarzy. W oczach pani domu pojawiło się
współczujące zrozumienie, a pan domu wzruszył ramionami.
Pracownik
sporej firmy nadal był skupiony na własnych problemach. „Już mamy trzy
miesiące opóźnienia” – wyznał głucho. „A będzie jeszcze więcej. I pewnie
to ja będę wszystkiemu winien”.
„Mnie to wygląda na
klasyczne porywanie się z motyką na słońce” – zdiagnozował
przysłuchujący się dotychczas bez słowa właściciel spółki zaliczanej do
małych i średnich przedsiębiorstw. „Na moje oko nie ma to nic wspólnego z
ryzykiem biznesowym” – dodał. „A z czym?” – zaciekawił się licealista.
„Jak trochę pożyjesz, to sam się dowiesz” – wyręczył właściciela spółki
ojciec licealisty, a mnie przypomniało się, że kiedyś pracował on w tej
samej ekspansywnej firmie, co spóźniony uczestnik naszego spotkania. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie radia eM
czwartek, 26 czerwca 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz