sobota, 7 czerwca 2014

Przepisywacze, streszczacze i interpretatorzy


Oczywiście, są w internecie takie serwisy, które proponują odbiorcom własne, oryginalne treści. Jest ich całkiem sporo. Budzą szacunek nakładem sił, czasu i środków poświęconych dla zapewnienia internautom przyzwoitej strawy, niejednokrotnie całkiem za darmo.

Niestety, serwisy te i ich twórcy przegrywają niejednokrotnie w rankingach z tymi, którzy własnych treści mają niewiele albo wcale. Mnożą się serwisy (nieraz dumnie używające nazwy „portal”), które zapełniają swoją przestrzeń „omówieniami” materiałów zamieszczonych w innych mediach. Mnóstwo w nich zwykłego przepisywania od innych, streszczania, a przede wszystkim „interpretowania” tego, nad czym natrudzili się inni. Myślę, że to bardzo nieuczciwe działanie. To dość paskudny rodzaj pasożytnictwa, ponieważ nie tylko żeruje na wysiłku innych, ale również często wypacza i fałszuje oryginalny przekaz, udając mniej lub bardziej udatnie obiektywizm.

Niedawno wirtualnemedia.pl podały, że według szefów Onetu, Grupy WP, Interii, Gazeta.pl i Google Polska najważniejsze zjawiska i trendy na polskim rynku internetowym to nadpodaż darmowych treści, zacieranie się granic pomiędzy reklamą online i offline, kradzież treści (zwłaszcza wideo), próba zamykania i zarabiania na płatnych treściach oraz mobile jako rewolucja, na którą branża internetowa czeka od kilku lat. A skąd się bierze pierwszy z wymienionych problemów? Czy przypadkiem nie jest w dużej części efektem upowszechniającego się przepisywactwa jednych od drugich?

Powie ktoś, że przecież nikt nie ma czasu ani ochoty odwiedzać iluś serwisów po to, aby dowiedzieć się, o czym one mówią i potrzebne są w Internecie takie miejsca, które dokonają dla nich przeglądu pojawiających się materiałów. Moim zdaniem tak samo można tłumaczyć konieczność masowego tworzenia bryków z lektur szkolnych. No bo przecież który uczeń ma dzisiaj czas i chęć czytać te wszystkie arcydzieła? A z bryków same pożytki. Nie tylko streszczą opasłe tomiaska, ale jeszcze podpowiedzą, co autor miał na myśli i to zgodnie z obowiązującymi w tej materii trendami.

Nie piszę tego, żeby wzywać do jakichś zakazów i ograniczeń. Raczej żeby uświadomić przynajmniej niektórym, że być może nie w pełni świadomie ulegają pewnemu zjawisku. Idą na łatwiznę, nie zdając sobie sprawy, że nie tylko tracą świeżość oryginału, ale również niechcący ktoś za nich decyduje, jaki jest ich pogląd na sprawę. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz