Z Internetu dowiedziałem się, że w jednym z miast w Polsce rekolekcje
adwentowe będą miały miejsce nie w kościele, nawet nie w kaplicy przy
jakiejś instytucji, ale po prostu w galerii sztuki. Przez trzy dni
ksiądz będzie prowadził medytacje z obrazami w tle. Zastanowiło mnie to.
Czy takie działanie ma sens? Czy to jest duszpasterstwo?
Wiele
lat minęło od pewnej rozmowy, w której bardzo zatroskany o swych
parafian proboszcz z żalem odnotowywał, że liczba uczestników
parafialnych rekolekcji zaczyna powoli maleć. „Ja już niewiele wymyślę,
ale wy musicie znaleźć nowe sposoby docierania z Ewangelią do ludzi.
Kończy się czas czekania na nich w kościele. Trzeba będzie iść i głosić
Chrystusa tam, gdzie oni są” – mówił ów wiekowy kapłan.
Gdy
jakiś czas później ostrożnie zamieszczałem rekolekcyjne rozważania w
sieci, nie bardzo miałem odwagę nazywać je w rekolekcjami w sensie
ścisłym. Myślałem raczej, że to rodzaj namiastki dla tych, którzy
chcieliby w parafialnej świątyni uczestniczyć w spotkaniach
rekolekcyjnych, ale po prostu nie mają możliwości. Bo brak czasu, bo
terminy nie pasują, bo jakieś inne przeszkody piętrzą się na drodze do
kościoła.
Dzisiaj globalna sieć, zwłaszcza w Adwencie i
Wielkim Poście, wypełnia się mnóstwem rekolekcyjnych propozycji w
najróżniejszych formach. Są bogate, świetnie i profesjonalnie
przygotowane. Przeznaczone dla różnych grup. Trudno je nazwać namiastką.
Jeśli ktoś chce, może dzięki nim doświadczyć rzeczywistych, nie
wirtualnych, duchowych przeżyć. Może się nawrócić, wzmocnić swoją wiarę,
podbudować religijnie, zebrać w sobie.
Oczywiście, nie da
się w Internecie wyspowiadać i przyjąć Komunii świętej. Trzeba iść do
kościoła. Ale coraz częściej spotykam ludzi, którzy twierdzą, że dzięki
sieci doświadczają poczucia wspólnoty z innymi, a nawet odkrywają
obecność sacrum w świecie. I trafiają do świątyni.
Papież
Franciszek przypomina katolikom, że otwarte drzwi kościołów zakładają
ruch w dwie strony. Można nimi nie tylko wchodzić, ale również wychodzić
po to, aby zanieść Jezusa, Jego Dobrą Nowinę o zbawieniu, tam, gdzie
jej nie ma, gdzie być może wcale o niej nie słyszeli lub zapomnieli, że
kiedyś ją poznali. Myślę, że rekolekcje w galerii sztuki, wiele innych
podobnych działań, a także to, co się coraz intensywniej dzieje w
globalnej sieci, to właśnie jest wychodzenie na peryferie.
Inna
sprawa, że jak zwrócił uwagę pewien misjonarz-franciszkanin, powoli
zaczyna się okazywać, że centrum w rzeczywistości jest właśnie tam. A
nie w jakimś faktycznie niemożliwym do odnalezienia punkcie środkowym,
jak się wciąż niejednemu wydaje.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
czwartek, 3 grudnia 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz