czwartek, 3 grudnia 2015

W dwie strony

Z Internetu dowiedziałem się, że w jednym z miast w Polsce rekolekcje adwentowe będą miały miejsce nie w kościele, nawet nie w kaplicy przy jakiejś instytucji, ale po prostu w galerii sztuki. Przez trzy dni ksiądz będzie prowadził medytacje z obrazami w tle. Zastanowiło mnie to. Czy takie działanie ma sens? Czy to jest duszpasterstwo?
Wiele lat minęło od pewnej rozmowy, w której bardzo zatroskany o swych parafian proboszcz z żalem odnotowywał, że liczba uczestników parafialnych rekolekcji zaczyna powoli maleć. „Ja już niewiele wymyślę, ale wy musicie znaleźć nowe sposoby docierania z Ewangelią do ludzi. Kończy się czas czekania na nich w kościele. Trzeba będzie iść i głosić Chrystusa tam, gdzie oni są” – mówił ów wiekowy kapłan.
Gdy jakiś czas później ostrożnie zamieszczałem rekolekcyjne rozważania w sieci, nie bardzo miałem odwagę nazywać je w rekolekcjami w sensie ścisłym. Myślałem raczej, że to rodzaj namiastki dla tych, którzy chcieliby w parafialnej świątyni uczestniczyć w spotkaniach rekolekcyjnych, ale po prostu nie mają możliwości. Bo brak czasu, bo terminy nie pasują, bo jakieś inne przeszkody piętrzą się na drodze do kościoła.
Dzisiaj globalna sieć, zwłaszcza w Adwencie i Wielkim Poście, wypełnia się mnóstwem rekolekcyjnych propozycji w najróżniejszych formach. Są bogate, świetnie i profesjonalnie przygotowane. Przeznaczone dla różnych grup. Trudno je nazwać namiastką. Jeśli ktoś chce, może dzięki nim doświadczyć rzeczywistych, nie wirtualnych, duchowych przeżyć. Może się nawrócić, wzmocnić swoją wiarę, podbudować religijnie, zebrać w sobie.
Oczywiście, nie da się w Internecie wyspowiadać i przyjąć Komunii świętej. Trzeba iść do kościoła. Ale coraz częściej spotykam ludzi, którzy twierdzą, że dzięki sieci doświadczają poczucia wspólnoty z innymi, a nawet odkrywają obecność sacrum w świecie. I trafiają do świątyni.
Papież Franciszek przypomina katolikom, że otwarte drzwi kościołów zakładają ruch w dwie strony. Można nimi nie tylko wchodzić, ale również wychodzić po to, aby zanieść Jezusa, Jego Dobrą Nowinę o zbawieniu, tam, gdzie jej nie ma, gdzie być może wcale o niej nie słyszeli lub zapomnieli, że kiedyś ją poznali. Myślę, że rekolekcje w galerii sztuki, wiele innych podobnych działań, a także to, co się coraz intensywniej dzieje w globalnej sieci, to właśnie jest wychodzenie na peryferie.
Inna sprawa, że jak zwrócił uwagę pewien misjonarz-franciszkanin, powoli zaczyna się okazywać, że centrum w rzeczywistości jest właśnie tam. A nie w jakimś faktycznie niemożliwym do odnalezienia punkcie środkowym, jak się wciąż niejednemu wydaje.

Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz