„Wesoły jestem zewnątrz, szczególnie między swoimi, ale w środku coś
mnie morduje – jakieś przeczucie, niepokoje, sny albo bezsenność –
tęsknota – obojętność – chęć życia, a w moment chęć śmierci – jakiś
słodki pokój, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysłu, a czasem
dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorzko, słono, jakaś szkaradna
mieszanina uczuć mną włada” – napisał Fryderyk Chopin w jednym liście. I
lepiej chyba się nie zastanawiać, co by pisał, gdyby żył ze swoim
geniuszem i wrażliwością w naszych czasach.
Choć podczas
naszych spotkań bardzo często telewizor był włączony i migał sobie w tle
obrazami przy bardzo ściszonej fonii, tym razem już na samym początku
wykładowca akademicki poprosił, żeby włączyć transmisję Konkursu
Chopinowskiego i nie wyłączać dźwięku. Student natychmiast wyrwał z
kieszeni smarfona i na jego ekranie zaczął podsuwać wszystkim pod oczy
mema, zatytułowanego „Polacy w napięciu obserwują Konkurs Chopinowski”.
Istotą rysunku były liczne wulgaryzmy, adresowane przez ukrytych
wewnątrz sporego bloku mieszkalnego widzów do domniemanych wykonawców
utworów wielkiego kompozytora. „To głupie” – skrzywiła się pani domu, a
jej mąż tylko pokiwał głową. Urzędnik samorządowy zrobił zniesmaczoną
minę.
Tylko biznesmen z grupy małych i średnich
przedsiębiorstw podszedł do sprawy refleksyjnie: „Ciekawe, ilu ludzi
naprawdę na bieżąco śledzi ten konkurs”. „Podobno dużo. Zwłaszcza na
urządzeniach mobilnych” – pospieszył z informacją student i szybko
wyszukał kolejną ciekawostkę w smarfonie. Odczytał na głos fejsbukowy
wpis pewnego znanego publicysty, który z rozbrajającą szczerością
zawiadamiał obserwatorów swego profilu, że zamiast książki lub gazety
zabrał do toalety komputer z otwartym kanałem konkursowym na youtubie.
„A
mnie trochę drażni, że ten konkurs traktowany jest, zwłaszcza przez
media, jak mecz futbolowy” – powiedziała pani domu i wskazała na ekran
telewizora. Faktycznie, toczone w studiu rozmowy przypominały komentarze
podczas przerwy w zmaganiach sportowych. Zamiast kolejnych bramek i
zagrań, komentowano fragmenty utworów. „Przecież to konkurs.
Rywalizacja” – z naciskiem wyjaśnił jej wykładowca akademicki. „No tak,
ale jednak sztuka powinna być ważniejsza” – broniła się słabo pani domu.
Ponieważ
pojawiła się potrzeba głosu rozstrzygającego, wszyscy popatrzyli w
stronę profesora. Ale on się nie odezwał. Siedział w kącie koło pianina,
na kolanach miał tablet, a w uszach słuchawki. Gdy zauważył skierowane
na siebie spojrzenia, uśmiechnął się przyjaźnie. I tyle.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz