piątek, 23 października 2015

Chopin w świecie mobilnym

„Wesoły jestem zewnątrz, szczególnie między swoimi, ale w środku coś mnie morduje – jakieś przeczucie, niepokoje, sny albo bezsenność – tęsknota – obojętność – chęć życia, a w moment chęć śmierci – jakiś słodki pokój, jakieś odrętwienie, nieprzytomność umysłu, a czasem dokładna pamięć mnie dręczy. Kwaśno mi, gorzko, słono, jakaś szkaradna mieszanina uczuć mną włada” – napisał Fryderyk Chopin w jednym liście. I lepiej chyba się nie zastanawiać, co by pisał, gdyby żył ze swoim geniuszem i wrażliwością w naszych czasach.
Choć podczas naszych spotkań bardzo często telewizor był włączony i migał sobie w tle obrazami przy bardzo ściszonej fonii, tym razem już na samym początku wykładowca akademicki poprosił, żeby włączyć transmisję Konkursu Chopinowskiego i nie wyłączać dźwięku. Student natychmiast wyrwał z kieszeni smarfona i na jego ekranie zaczął podsuwać wszystkim pod oczy mema, zatytułowanego „Polacy w napięciu obserwują Konkurs Chopinowski”. Istotą rysunku były liczne wulgaryzmy, adresowane przez ukrytych wewnątrz sporego bloku mieszkalnego widzów do domniemanych wykonawców utworów wielkiego kompozytora. „To głupie” – skrzywiła się pani domu, a jej mąż tylko pokiwał głową. Urzędnik samorządowy zrobił zniesmaczoną minę.
Tylko biznesmen z grupy małych i średnich przedsiębiorstw podszedł do sprawy refleksyjnie: „Ciekawe, ilu ludzi naprawdę na bieżąco śledzi ten konkurs”. „Podobno dużo. Zwłaszcza na urządzeniach mobilnych” – pospieszył z informacją student i szybko wyszukał kolejną ciekawostkę w smarfonie. Odczytał na głos fejsbukowy wpis pewnego znanego publicysty, który z rozbrajającą szczerością zawiadamiał obserwatorów swego profilu, że zamiast książki lub gazety zabrał do toalety komputer z otwartym kanałem konkursowym na youtubie.
„A mnie trochę drażni, że ten konkurs traktowany jest, zwłaszcza przez media, jak mecz futbolowy” – powiedziała pani domu i wskazała na ekran telewizora. Faktycznie, toczone w studiu rozmowy przypominały komentarze podczas przerwy w zmaganiach sportowych. Zamiast kolejnych bramek i zagrań, komentowano fragmenty utworów. „Przecież to konkurs. Rywalizacja” – z naciskiem wyjaśnił jej wykładowca akademicki. „No tak, ale jednak sztuka powinna być ważniejsza” – broniła się słabo pani domu.
Ponieważ pojawiła się potrzeba głosu rozstrzygającego, wszyscy popatrzyli w stronę profesora. Ale on się nie odezwał. Siedział w kącie koło pianina, na kolanach miał tablet, a w uszach słuchawki. Gdy zauważył skierowane na siebie spojrzenia, uśmiechnął się przyjaźnie. I tyle.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz