czwartek, 15 października 2015

Życie jak zawody

Pewien współczesny niemiecki filozof sugeruje niedwuznacznie, że dzisiejszy sport w założeniach kształtowany był na wzór religii. Jego zdaniem pomysłodawcy takiego wykorzystania sportu nie odnieśli jednak sukcesu. Pewnie ma rację. Trudno jednak zaprzeczyć, że próby kreowania sportowców i trenerów na bogów i kapłanów wciąż są podejmowane. Nie mówiąc już o budowaniu jedności ogromnych ludzkich mas wokół nich. No i o gotowości do daleko posuniętej identyfikacji z nimi, którą skwapliwie wykorzystują na swoją korzyść media. I nie tylko one.
„Wygraliśmy!” – z nieskrywaną satysfakcją krzyknął po meczu wykładowca akademicki i pokrzepił się kolejnym łykiem napoju, który miał w szklance. Urzędnik samorządowy, który właśnie w minionym tygodniu dowiedział się, że tak bardzo wyczekiwany awans przejdzie mu koło nosa, popatrzył na niego z niechęcią. „Jasne. Pan wygrał. Aż się pan spocił” – powiedział z przekąsem, wyraźnie nawiązując do słynnego dowcipu o chłopie, koniu i węglu. Tego, w którym chłop krzyczy „Węgiel przywiozłem!”, a koń się odwraca i ledwo zipiąc ironizuje: „Ty przywiozłeś, akurat”.
Wykładowca zaniemówił zaskoczony, ale w jego obronie stanęli natomiast student oraz właściciel przedsiębiorstwa z grupy małych i średnich przedsiębiorstw. „No przecież nasi wygrali” – powiedzieli chórem, jakby się wcześniej umówili. „O co panu chodzi?” – zdziwiła się świeżo upieczona dyrektorka szkoły. „W zeszłym tygodniu chłopcy z mojej szkoły wygrali zawody i nikt nie miał do mnie pretensji, gdy powiedziałam, że wygraliśmy. To chyba oczywiste, że identyfikuję się z sukcesem moich uczniów” – przywołała życiowy przykład. „Jasne, sukces ma wielu rodziców, tylko porażka jest sierotą” – nie ustępował zawiedziony w swych nadziejach samorządowiec.
„Naprawdę nie cieszy się pan, że polscy piłkarze wygrali?” – zapytała z troską i niedowierzaniem pani domu. „A co ja z tego mam?” – wybuchnął urzędnik. „Co za idiotyczna maniera podpinania się pod cudze sukcesy. To wstrętne. Jesteśmy społeczeństwem nieudaczników, żerujących na powodzeniu innych” – wyprowadził bardzo daleko idące wnioski.
Zrobiło się nieprzyjemnie. Wykładowca sprawdził godzinę na ekranie telefonu i najwyraźniej zamierzał opuścić zgromadzenie. „Niech pan zostanie, to nie my źle się czujemy w tym gronie” – odezwał się znacząco pan domu i zabrał się za napełnianie rozstawionych na stoliku naczyń. Urzędnik zrozumiał aluzję i już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy rozległ się głos profesora. „Życie ludzkie to jakby olbrzymie zawody sportowe, których jesteśmy zarówno uczestnikami, jak i widzami” – oświadczył nie za cicho i nie za głośno. „To cytat czy pańska myśl?” – zapytał student. „A jak pan myśli?” – odrzekł profesor, kładąc nacisk na ostatni wyraz.
Tekst powstał jako felieton dla radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz