czwartek, 10 października 2013

Krótka historia o motorniczym tramwaju

W jednym polskim mieście, którego nazwy nie wymienię, bo zwykle kojarzy się ona z porządkiem i uczciwością, zdarzyło się coś, co jednych zachwyciło, innych oburzyło, a niektórych skłoniło do spojrzenia szerszego oraz refleksji.

Było tak. Pewna pani w tramwaju była dość mocno roztargniona. Tak bardzo, że zostawiła w pojeździe swój telefon komórkowy. Zgubę, leżącą sobie na tylnym pulpicie, wypatrzył motorniczy innego tramwaju, który znalazł się na sąsiednim torze. Wypatrzył i zawiadomił o spostrzeżeniu swojego kolegę. „Poinformował mnie, że ktoś zostawił aparat. Miałem zamiar schować go na następnym przystanku, jednak zostałem uprzedzony i musiałem interweniować” – relacjonował potem bohater niniejszej opowieści.

Nie zatrzymał pojazdu i nie poszedł natychmiast po zapomniany telefon, bo nie chciał robić korka. Miał jednak komórkę na oku. I cóż zobaczył? Ujrzał inną panią, która zaopiekowała się zgubą i postanowiła ją schować do swojej torebki. Nie wzruszył ramionami. Nie pomyślał: „Co mnie to obchodzi, to nie moje”. Złapał mikrofon i na cały tramwaj zawołał do zabierającej pozbawioną właściciela komórkę: „Telefon proszę przynieść do motorniczego, a nie chować do torebki”. „Pani chciała zabrać nie swój telefon, więc powiedziałem, żeby przyniosła go do mnie, zamiast chować go do torebki” – tłumaczył się potem. I dodał: „Myślę, że to, co się stało, było najlepszą karą dla tej pani”.

Zachowanie kierowcy tramwaju u niektórych moich znajomych wywołało falę ciepłych uczuć i szczerych pochwał. „Takich obywateli, takich Polaków więcej nam potrzeba. Uczciwych i nie wahających się upomnieć kogoś, kto robi coś złego”.

Ale niektórzy zareagowali inaczej. „Kto temu motorniczemu dał prawo wymierzania na miejscu sprawiedliwości? Jakim prawem uznał się za właściwą instancję, aby karać tę pasażerkę?” – pytali zatroskani. „Od takich rzeczy jest policja, prokuratorzy, sądy. Nie wolno samowolnie piętnować ludzi” – przypominali.

Czytałem niedawno artykuł na temat naszego, polskiego, współczesnego podejścia do kwestii państwa. Padło w nim między innymi zastanawiające sformułowanie: „obywatelski tumiwisizm”. A pewien psycholog postawił diagnozę: „Polacy nie ufają sobie, nie ufają państwu, to główna przyczyna wielu różnego rodzaju problemów. Nie znamy szczegółowych norm i wartości umożliwiających członkom społeczeństwa skuteczne współdziałanie, a bez niego nie można zbudować trwałych postaw obywatelskich”.

Jest pytanie. Co właściwie zrobił ów motorniczy? Usiłował postawić siebie w miejsce wymiaru sprawiedliwości, czy też po prostu środkami, jakimi dysponował, starał się zapobiec złu? stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz