W jednym polskim mieście, którego nazwy nie wymienię, bo zwykle
kojarzy się ona z porządkiem i uczciwością, zdarzyło się coś, co jednych
zachwyciło, innych oburzyło, a niektórych skłoniło do spojrzenia
szerszego oraz refleksji.
Było tak. Pewna pani w tramwaju
była dość mocno roztargniona. Tak bardzo, że zostawiła w pojeździe swój
telefon komórkowy. Zgubę, leżącą sobie na tylnym pulpicie, wypatrzył
motorniczy innego tramwaju, który znalazł się na sąsiednim torze.
Wypatrzył i zawiadomił o spostrzeżeniu swojego kolegę. „Poinformował
mnie, że ktoś zostawił aparat. Miałem zamiar schować go na następnym
przystanku, jednak zostałem uprzedzony i musiałem interweniować” –
relacjonował potem bohater niniejszej opowieści.
Nie
zatrzymał pojazdu i nie poszedł natychmiast po zapomniany telefon, bo
nie chciał robić korka. Miał jednak komórkę na oku. I cóż zobaczył?
Ujrzał inną panią, która zaopiekowała się zgubą i postanowiła ją schować
do swojej torebki. Nie wzruszył ramionami. Nie pomyślał: „Co mnie to
obchodzi, to nie moje”. Złapał mikrofon i na cały tramwaj zawołał do
zabierającej pozbawioną właściciela komórkę: „Telefon proszę przynieść
do motorniczego, a nie chować do torebki”. „Pani chciała zabrać nie swój
telefon, więc powiedziałem, żeby przyniosła go do mnie, zamiast chować
go do torebki” – tłumaczył się potem. I dodał: „Myślę, że to, co się
stało, było najlepszą karą dla tej pani”.
Zachowanie
kierowcy tramwaju u niektórych moich znajomych wywołało falę ciepłych
uczuć i szczerych pochwał. „Takich obywateli, takich Polaków więcej nam
potrzeba. Uczciwych i nie wahających się upomnieć kogoś, kto robi coś
złego”.
Ale niektórzy zareagowali inaczej. „Kto temu
motorniczemu dał prawo wymierzania na miejscu sprawiedliwości? Jakim
prawem uznał się za właściwą instancję, aby karać tę pasażerkę?” –
pytali zatroskani. „Od takich rzeczy jest policja, prokuratorzy, sądy.
Nie wolno samowolnie piętnować ludzi” – przypominali.
Czytałem
niedawno artykuł na temat naszego, polskiego, współczesnego podejścia
do kwestii państwa. Padło w nim między innymi zastanawiające
sformułowanie: „obywatelski tumiwisizm”. A pewien psycholog postawił
diagnozę: „Polacy nie ufają sobie, nie ufają państwu, to główna
przyczyna wielu różnego rodzaju problemów. Nie znamy szczegółowych norm i
wartości umożliwiających członkom społeczeństwa skuteczne
współdziałanie, a bez niego nie można zbudować trwałych postaw
obywatelskich”.
Jest pytanie. Co właściwie zrobił ów
motorniczy? Usiłował postawić siebie w miejsce wymiaru sprawiedliwości,
czy też po prostu środkami, jakimi dysponował, starał się zapobiec złu? stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz