piątek, 26 lutego 2010

Stacja III: Nieudany początek

DROGA NA SZCZYT Rekolekcje wielkopostne dla...

Wyszli na boisko jako faworyci. Kibice szaleli. Hala aż się trzęsła od entuzjazmu. Nikt nie miał wątpliwości, że będzie kolejny sukces. Dlatego gdy już w pierwszej minucie stracili kilka punktów zapanowało niedowierzanie. Na trybunach zrobiło się cicho. Telewizyjni komentatorzy bardzo szybko przestali bagatelizować niekorzystny przebieg gry i już od trzeciej minuty zaczęli ostrożnie przygotowywać widzów na klęskę... „Dlaczego już z góry skazaliście nas na porażkę?” - z żalem i pretensjami pytali zawodnicy w czasie przerwy…

To miał być wielki sukces. Biznesplan bez zarzutu. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Każda ewentualność przewidziana. Żadnych zaskoczeń. Pełny profesjonalizm. Wielka inauguracja, na której nie zabrakło najważniejszych. Przychylne komentarze w branży. Oczywiście skrywana zazdrość potencjalnych konkurentów. No ale tego się nie da uniknąć. Wręcz przeciwnie, można to wykorzystać jako dodatkową medytację do lepszej pracy i większego wysiłku. I nagle, pod koniec pierwszego miesiąca działania, okazało się, że w oprogramowaniu, na którym całe przedsięwzięcie stoi, jest poważny błąd. I że przez ten błąd w ciągu niespełna miesiąca narosły ogromne straty, a w dodatku jeden z kontrahentów zaczął grozić sądem. „Trzeba to zamknąć” - powiedział jeden z głównych inwestorów i pomysłodawców. „Taka klęska na początku to zły znak. Ostrzeżenie. Ja się wycofuję”.

Był poniedziałek rano. Jechała na ważne spotkanie. Tydzień zapowiadał bardzo dobrze. Naprawdę obiecująco. Uśmiechnięta zerkała na swoje odbicie w lusterku i nuciła w rytm piosenki granej przez jej ulubioną stację. Nagle, gdy zatrzymała się na czerwonym świetle, najpierw usłyszała dziwny głuchy odgłos uderzenia, a potem poczuła, jak cały samochód skacze do przodu mimo mocno naciśnietego hamulca. Zamknęła oczy, więc nie widziała, jak uderza w bagażnik samochodu przed nią. „Pół godziny później, gdy wszyscy czekali, aż policja wreszcie przebije się przez korki, płakała mężowi do komórki: „Cały tydzień spieprzony. Chyba odwołam wszystkie zaplanowane sprawy. Jeśli poniedziałek tak mi się zaczyna, to nic się w tym tygodniu nie może udać”. Nie chciała słuchać ani jego pocieszeń ani argumentów za tym, aby nie tylko nie odwoływała spotkań zaplanowanych na kolejne dni, ale również, aby nie rezygnowała z tego zaplanowanego na poniedziałek.

Lubię drogi krzyżowe w nowoczesnych kościołach. Zwłaszcza te, których stacje ułożone są nie poziomo, ale wspinają się coraz wyżej i wyżej. No i są umieszczone na jednej ścianie. Gdy się patrzy na taką drogę krzyżową, widać że pierwszy upadek Jezusa miał miejsce zaraz po przyjęciu krzyża. Na samym początku. Zaraz po wyruszeniu na Golgotę. Na jej szczyt. Ilekroć widzę taka drogę krzyżową, pojawia się w mojej świadomości pytanie „A co by było, gdyby Jezus zrezygnował już po tym upadku z dalszej wędrówki? Co by było gdyby się tutaj poddał i nie wstał?”. Zapewne zakatowaliby Go na miejscu. Czyli na pozór efekt byłby taki sam. A jednak Jezus wstał i poszedł dalej. Dlaczego?

W piosence Budki Suflera „Ceń wielkiej góry” powtarza się refren:

„Sam możesz wybierać los, szczytów, szczytów ślad
Sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt!”

Dla ucznia Jezusa nie na rezygnacji z powodu nieudanego początku. Trzeba wstać i iść dalej. Na szczyt.

Ciąg dalszy

Posłuchaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz