niedziela, 28 lutego 2010

Nikt nie będzie mi mówił

2. Niedziela Wielkiego Postu C

W pierwszym czytaniu mszalnym o niesłychanie ważnym wydarzeniu - o przymierzu, które Bóg zawarł z Abrahamem. W drugim też wielkiej wagi słowa, z kulminacją w postaci doprawdy mogącego dziś irytować stanowczego stwierdzania: „Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie”. I wreszcie fragment Ewangelii według świętego Łukasza, opowiadający o zdumiewającym wydarzeniu, które miało miejsce na pewnej górze, a którego świadkami byli zaledwie trzej Apostołowie. O Przemienieniu Pańskim. Dlaczego te trzy tematy pojawiają się razem? Na którym skupić największą uwagę? I czy coś je w sposób szczególny łączy?

Rodzice znajomej gimnazjalistki mają z nią poważne problemy wychowawcze. To grzeczne do niedawna dziecko nagle zaczęło chodzić własnymi ścieżkami, mieć przed najbliższymi mnóstwo tajemnic, w jej życiu pojawiły się nowe koleżanki i nowi koledzy, którzy co prawda odwiedzają ją w domu, ale tylko wtedy, gdy nie ma rodziców. Gimnazjalistka kłamie, a przede wszystkim nie wykonuje poleceń. Zarówno tych dużych, jak i tych małych. Gdy któregoś dnia mama bezradnie zapytała ją: „Dlaczego mnie nie słuchasz?”, gimnazjalistka odpowiedziała z uśmiechem „Słucham, ale nie reaguję”. „Ale dlaczego?” - dociekała mama. „Przecież wiesz, że to wszystko dla twojego dobra”. A na to gimnazjalistka: „A skąd mam to wiedzieć?”.

Abraham zachowywał się w czasie rozmowy z Bogiem trochę jak ta gimnazjalistka. Co prawda wyszedł z namiotu, co prawda uwierzył w zapowiedź, że będzie miał potomstwo liczne jak gwiazdy na niebie, ale już w kwestii osiedlenia się na Ziemi Obiecanej domagał się od Boga jakiegoś potwierdzenia: „O Panie, o Panie, jak będę mógł się upewnić, że otrzymam go na własność?”. Takim potwierdzeniem stało się przymierze. Podczas jego zawierania, które dokonało się w sposób niezwykły i niewytłumaczalny, ale pokazujący Bożą potęgę, Bóg potwierdził w sposób uroczysty: „Potomstwu twemu daję ten kraj od Rzeki Egipskiej aż do wielkiej rzeki Eufrat”. Ale przymierze nie było jednostronnym zobowiązaniem podjętym tylko przez Boga wobec człowieka. Abraham też się do czegoś zobowiązywał. Do tego, że będzie słuchał Boga.

W czasie Przemienienia Pańskiego na górze trzej Apostołowie, których Jezus wziął ze sobą, nie byli nie tylko bardzo aktywnymi uczestnikami zdarzenia, ale nawet niezbyt uważnie je obserwowali. Gdy ukazali się Mojżesz i Eliasz rozmawiali z Jezusem o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Apostołowie spali. Ocknęli się dopiero pod koniec spotkania. Byli mocno pogubieni. Piotr zaczął zgłaszać jakieś dziwaczne pomysły: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. I wtedy pojawił się obłok i rozległ się z niego głos. W czasach Starego Testamentu Bóg przemawiał z obłoku. Na Górze Przemienienia z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”.

O co chodzi z tym słuchaniem?

Ojciec Augustyn Pelanowski OSPPE wyjaśniał kilka lat temu: „Głos z obłoku wskazał na Jezusa jako na kogoś, kogo trzeba słuchać. Nie chodzi o to, by po prostu kogoś wysłuchać jak wokalistę, ale o posłuszeństwo wierze” i przypomniał: „Paweł mówi na samym początku Listu do Rzymian, że od Chrystusa otrzymał nie tylko łaskę, ale i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze! Dość niejasne określenie dla współczesnego człowieka, ale ono tłumaczy sens powołania chrześcijańskiego”.

O. Pelanowski trafił w sedno problemu, z którym zmaga się dzisiaj mnóstwo ludzi, także ludzi, którzy w sondażach deklarują się jako katolicy. Problem posłuszeństwa! To nie jest tylko problem dorastających nastolatków. To jest problem niejednego człowieka, który uważa się za wierzącego, bo przyjmuje do wiadomości, ze Bóg istnieje. Tymczasem prawdziwa chrześcijańska wiara to nie akceptacja faktu istnienia Boga. Chrześcijańska wiara to posłuszeństwo wobec Boga. To wypełnianie Jego woli, czyli życie nie w taki sposób, jak ja chcę, ale w taki sposób, jak Bóg tego chce.

O. Pelanowski wskazał, że niezłym testem posłuszeństwa woli Bożej może być modlitwa. „Czy twoje modlitwy są mówieniem Bogu, co On ma dla ciebie uczynić, czy też słuchaniem Go, by wypełnić to, co On ci mówi?”. Wiara i posłuszeństwo są ściśle ze sobą powiązane. Tak bardzo, że jak stwierdził cytowany już kilka razy paulin, nie ma prawa o sobie mówić, że jest wierzącym, ktoś, kto nie poświęca codziennie czasu na pytanie Jezusa przez Jego objawione słowa: „Co chcesz, abym uczynił?”.

„Już w przedszkolu wiedziałam, że mam problem z wykonywaniem poleceń! Nikt w mojej klasie nie spędził w kącie więcej czasu niż ja. Nie miałam ochoty na drzemkę, bo chciałam się bawić z koleżankami – do kąta! Chciałam malować palcami, a nie słuchać bajki – do kąta! I proszę, nie zmuszajcie mnie do jedzenia tych wstrętnych posiłków ze stołówki – tak, wiem, idę do kąta. Moja nauczycielka stwierdziła, że jestem nieposłuszna, a ja jedynie nie lubiłam, gdy ktoś mi mówił, co mam robić” - napisała Kim Kiyosaki w książce „Bogata kobieta”. „Cecha ta była we mnie bardzo głęboko zakorzeniona. Gdy ktoś kazał mi coś zrobić, nie robiłam tego tylko dlatego, że nie lubiłam, gdy ktoś mi mówi, co mam robić. I zwykle wtedy wiedziałam, że tak naprawdę byłoby najlepiej, gdybym po prostu wykonała polecenie. Tak, przysporzyło mi to kilku kłopotów w życiu, ale także sprawiło, że stałam się bardzo niezależna, zwłaszcza pod względem finansowym”.

Ta opowieść jest bliska nie tylko dążącym do samodzielności kobietom. Ta opowieść jest bliska ogromnej rzeszy ludzi, którzy chcą żyć według własnego pomysłu, według własnej recepty, według własnych reguł.

„Zbyt często nauczanie Kościoła jest postrzegane jako ciąg zakazów” - zauważył niedawno Benedykt XVI. Kilka lat temu od czytelników włoskiego tygodnika „Famiglia Cristiana” otrzymał m. in. takie pytanie: „Czy Kościół swymi zakazami nie niszczy radości, jaką daje eros?”. Ojciec święty odpowiedział: „Szczęście drugiej osoby musi stać się dla mnie ważniejsze, niż moje własne. By chcieć nie tylko brać, ale dawać, potrzebna jest droga oczyszczenia i dojrzewania. To, co tradycyjny język nazywa „wychowaniem do czystości”, jest w istocie uczeniem się dojrzałej miłości”.

Problem w tym, że my dzisiaj sami chcemy ustalać nawet znaczenie słów, pojęć, terminów. Według własnego uznania chcemy decydować nie tylko o tym, czym jest życie, czym jest śmierć, kiedy ktoś jest człowiekiem, a kiedy przestaje nim być, co jest dobrem, a co złem. My chcemy ustalać i na nowo definiować nawet to, czym jest miłość! Nie chcemy słuchać nie tylko co ma nam na ten temat do powiedzenia Kościół. Nie chcemy słuchać nawet tego, co mówi do nas Bóg. Bóg, który jest Miłością.

Wielki Post to czas szczególnej przemiany człowieka. To dni „metanoi”, radykalnej zmiany sposobu myślenia, przemiany ludzkiego serca. Święty Paweł w Liście do Filipian zapowiada, że Jezus Chrystus „przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała, tą potęgą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować”. Zapowiada przemienienie. Nasze przemienienie. Przemienienie, które zawiera w sobie „podporządkowanie” nas Jezusowi.

Przemiana wymaga posłuszeństwa. Podporządkowania. Zgody na to, że ktoś inny mówi mi, co mam robić. Zgody na to, aby moje życie było realizacją Bożego zamysłu, a nie mojego. W modlitwie „Ojcze nasz” mówimy do Boga „Bądź wola Twoja”. Czy zdajemy sobie z prawdziwego znaczenia tych słów? Z konsekwencji, jakie one ze sobą niosą? Czy jednak wolimy na co dzień dyktować Panu Bogu naszą wersję wydarzeń i czekać, że to Bóg będzie posłuszny nam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz