środa, 11 maja 2011

Rana i ból

Coś mnie napadło jakiś czas temu i wypowiedziałem się autorytatywne w pewnym gronie na temat sposobów układania relacji międzyludzkich.

- Ludzie powinni tak konstruować swoje wzajemnie stosunki, aby się wzajemnie nie ranić - oświadczyłem z mocą.

Następnie nawinąłem tonem wielkiego znawcy krótki elaborat na temat potrzeby dystansu do siebie i do innych, niezwykłych korzyści z traktowania ludzi z delikatnością, niczym porcelanowe filiżanki oraz przedstawiłem krytyczną analizę postępowania wielu (nie omijając własnej osoby) pod kątem lekceważenia nie tylko uczuć, ale także odczuć innych. Wskazałem też ból i liczne zranienia, zwłaszcza te zadawane świadomie, chociaż w dobrej wierze, jako przyczynę długotrwałych ludzkich nieporozumień, oddaleń, kłopotów z otwartością i zaufaniem.

Prawie wszyscy zebrani z zapałem potakiwali. Widziałem uskrzydlającą mnie aprobatę w ich oczach. Już brałem się za rozwijanie mojej przemowy w kierunku globalnym oraz politycznym, gdy odezwał się obecny w pomieszczeniu lekarz.

- Co za brednie, i to w ustach księdza - powiedział niby cicho, ale tak, żeby wszyscy dobrze usłyszeli.

Zrobiło mi się przykro i zamilkłem, jakby mnie ktoś wyłączył. Za to pan doktor kontynuował:

- Gdyby lekarze kierowali się tym, co ksiądz tu przed chwilą z taką dumą wygłosił, wielu ludziom w ogóle by nie pomogli. Prawda jest taka, że niejednokrotnie trzeba zadać ból, a nawet poważnie zranić, aby uratować człowieka. To może uratować człowiekowi zdrowie, a niejednokrotnie i życie. Byliście kiedyś u dentysty? Stomatolog przecież zadaje paskudny ból, a i poważną ranę potrafi zadać, gdy wyrywa zęba, prawda? A ilu ludziom uratowano zdrowie i życie przez operacje, w czasie którym zadawano im nieraz bardzo poważne rany? Nie chcę już wspominać o amputacjach... - urwał nagle zniechęcony. Jego słowa nie wzbudziły aplauzu. Wszyscy milczeli i szukali wzrokiem jakiegoś zaczepienia w odległym punkcie ściany.

Potem spojrzał w moim kierunku i mruknął:

- Ksiądz się powinien bardziej zastanawiać nad tym, co mówi. Nie wystarczy gadać to, co ludzie chcą słyszeć. Trzeba też mówić bolesną prawdę...

Wyszedł bez pożegnania.

Do dziś nie wiem, co mu się wtedy stało. Zawsze był miłym i raczej małomównym człowiekiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz